środa, 28 lutego 2018

47. I co dalej?


Połowa marca…

Jak to sie mogło stać? Przecież nawet na wakacjach brała pigułki. Brała w samolocie, bo to była jej godzina, zjadła obiad i… no tak, zwymiotowała ją, dwadzieścia minut później.
Patrząc na wynik testów (wszystkich trzech), nie wierzyła, że widzi dwie kreski.
Chwyciła swój telefon i wybrała z listy numer Toma. Wiedziała, że przesłuchania trwają, ale on zawsze odbierze. Obiecał. A ona pierwszy raz chciała z tego skorzystać.
Odebrał po dwóch sygnałach.
- Wiesz, że codziennie czekam, aż zadzwonisz? - usłyszała jego radosny głos.
- Postanowiłam w końcu z tego skorzystać. Możesz rozmawiać?
Przygryzła paznokieć, bijąc się z myślami. W końcu postanowiła, że musi to powiedzieć osobiście, nie przez telefon.
- Musze, bo to ty do mnie dzwonisz. - odezwał się poważnie. - Co się dzieje? Coś się stało?
- Chciałam cię prosić, żebyś dzisiaj wrócił. Wiem, że jesteś w Hanowerze, ale chciałabym mieć cię dzisiaj przy sobie.
- Kochanie, wiem że jestem cały czas poza domem - popatrzył na asystenta reżysera, który stukał palcem w zegarek. - W sobotę wrócę do ciebie, to tylko pięć dni, widzieliśmy się wczoraj.
Przygryzła wargę, żeby nie westchnąć, zawiedziona. Wiedziała, że musi na niego poczekać, że pracuje. Przecież nic się nie stanie, jak ostatnim razem. Wszystko będzie dobrze.
- Przyzwyczaiłam się, że jesteś obok, rozpuściłeś mnie, kotku - zaśmiała się, miała nadzieję, że zabrzmiało to szczerze.
- Zauważyłem. Musze kończyć, zadzwonię do ciebie, jak już będę w pokoju.
- Pa! - odpowiedziała, a kiedy usłyszała, że się rozłączył, dodała: - Kocham cię...
Najpierw powiedziała sobie, że wytrzyma te pięć dni – przemyśli wszystko, zrobi kolację dla niego i wtedy powie o ciąży.
A później sprawdziła wszystkie możliwe połączenia autobusowe z Hamburga do Hanoweru, gdzie odbywały się przesłuchania przez najbliższe dwa dni. Kiedy tak przeglądała oferty przewoźników, uświadomiła sobie, że ma prawo jazdy i auto Toma w garażu podziemnym. To w końcu tylko dwie godziny drogi, da rade. Wcześniej odbyła swoją pierwszą daleką trasę, kiedy odwiedzali Leę w Berlinie, w jej nowym mieszkaniu. A to zdecydowanie dalej.
Była tak podekscytowana, że przed wyjazdem (od rana to bardzo dużo czasu) posprzątała całe mieszkanie, zrobiła pranie, nawet ogarnęła szafki w kuchni i wypakowała resztę naczyń, które dostali od Simone. Bez namysłu wybrała jej numer w telefonie.
- Witaj, kochanie - usłyszała ciepły głos po drugiej stronie - robie właśnie gulasz. Może wpadniecie w weekend?
- To już zależy od Toma i jego przesłuchań do programu. Właśnie wypakowywałam naczynia od ciebie i jakoś tak chciałam sprawdzić, jak się macie z Gordonem.
- Całkiem dobrze - usłyszała trzaskanie pokrywki. - Gordon wyszedł do swojej szkoły, a ja w końcu zabrałam się za wykończenie tego obrusu dla was. Jeszcze dwa, góra trzy dni i koniec.
- Nie wierze, że pamiętałaś.
- Przecież obiecałam, a matki zawsze dotrzymują słowa. - Hania poczuła, jak w gardle zbiera się jej bliżej niezidentyfikowane coś, wiec odchrząknęła. - Coś cię gryzie kochanie?
- Po prostu tęsknię za moją mamą. Patrzyłam na Julie po porodzie i nie mogę uwierzyć, że rodzice tego nie mogą zobaczyć. A teraz... - urwała, uświadamiając sobie, co właśnie chciała powiedzieć. - Mieszkam z Tomem, chcemy się pobrać - dodała szybko, zmieszana. – Zrobię mu niespodziankę, odwiedzę go w Hanowerze.
- Tęsknisz za nim?
- Bardzo, a przecież zaledwie wczoraj wyjechał. No nic, spakuje kilka rzeczy i pojadę do niego.
- Tylko bądź ostrożna. Nie jedź za szybko.
- Dobrze, do zobaczenia, uściskaj Gordona.
- Do zobaczenia.
Rozłączyła się i chwile patrzyła na telefon. Z początku żałowała, że o niczym nie powiedziała Simone, ale lepiej żeby Tom dowiedział się pierwszy.
Schowała testy do małej kieszonki w torebce, wpisała w nawigację adres hotelu, w którym wszyscy mieli się zatrzymać. Ostrożnie zapięła pasy i ruszyła.
Na miejsce dotarła dwie godziny później, koło godziny 22. Zaparkowała i zadzwoniła do Kevina.
- Mógłbyś zejść do podziemnego parkingu? – zapytała, zanim zdążył się odezwać
- Tak, ale przecież ciebie tu nie ma. - usłyszała dezorientacje w jego głosie.
- Tak wyszło, że jednak jestem. Ale nic nie mów nikomu, to ma być niespodzianka!
- Daj mi chwilę.
Zszedł do niej po dziesięciu minutach.
- Mam nadzieje, że nikomu nie powiedziałeś, że tu jestem.
- Byłem u siebie. Bliźniaki są w swoich pokojach. Mam Cię zaprowadzić do Toma?
- Byłoby miło, wolałabym nie natknąć się na nikogo z recepcji, bo co ja im powiem?
- Że przyszłaś do narzeczonego. - uśmiechnął się słysząc swoje własne słowa. - Masz rację, zaprowadzę cię.

^^^^^^

Wreszcie, po długim dniu mógł spokojnie wziąć prysznic. Cały dzień słuchania potencjalnych idoli sprawił, że szum wody był najprzyjemniejszym dźwiękiem pod słońcem. Zaśmiał sie w duchu na wspomnienie słów Billa:
- To nie było delikatne morderstwo, raczej mord z zimną krwią. - był to komentarz odnośnie piosenki "Killing me softly".
Jak dobrze, że w weekend nic nie mają. Wróci do domu i będzie spał, z Hanna pod pachą w charakterze przytulanki. Tęsknił za nią, jak wariat. Nigdy nie pomyślałby, że będzie kiedyś czekał na powrót do domu, do jednej kobiety. A nie do pokoju hotelowego gdzie czekała jakaś latawica.
Wyszedł spod prysznica i zaczął się wycierać. Był sam, wiec owinął ręcznik wokół bioder i opuścił łazienkę.
A to, co działo się później, przerosło jego wyobraźnię.
W jego łóżku leżała dziewczyna, która brała udział w castingu, całkiem naga.
- Może dasz mi jeszcze jedną szansę? - zapytała zalotnie. - Przecież nie śpiewałam najgorzej.
Nie zdążył zareagować, bo drzwi hotelowe otworzyły się i stanęła w nich Hanna. Gdy go zobaczyła uśmiechnęła się szeroko, jednak radość szybko zniknęła z jej twarzy, kiedy zauważyła kobietę w łóżku. Nagą.
Odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju.
- Hanna! - zawołał za nią i wybiegł na korytarz, jednak nigdzie jej nie widział. Uświadomił sobie, że jest w samym ręczniku i wrócił do pokoju wściekły.
- Byłaś beznadziejna na przesłuchaniu a w łóżku byłabyś pewnie jeszcze gorsza! - krzyknął na dziewczynę - Wynoś się stąd, zanim cie zabije.
Przerażona dziewczyna zebrała wszystkie swoje rzeczy i opuściła pokój.
W pośpiechu zaczął się ubierać i ruszył korytarzem. Minął się z Kevinem, który zapytał:
- Ruda cie znalazła?
- Wiedziałeś ze tu będzie?! Nie mogłeś powiedzieć?
- Dowiedziałem się 15 minut temu, kiedy zszedłem po nią na parking. Chciała ci zrobić niespodziankę.
- Czym przyjechała?
- Twoim samochodem.
- Kurwa!
Biegł po schodach do parkingu podziemnego, modląc się, żeby tam była, żeby jeszcze nie odjechała. Musiał jak najszybciej tam dobiec.
Widział, właśnie ruszyła. Niewiele myśląc rzucił się na maskę czarnego Audi.
- Czyś ty zwariował człowieku?! - Wysiadła z niego kobieta, która nie była jego narzeczoną. - Mogłam cie rozjechać!
Nie zwracał na nią uwagi, bo w ostatniej chwili zobaczył tył identycznego samochodu, wyjeżdżającego z parkingu. Jego samochodu.
- Teraz już pani może - rzucił tylko i ruszył do pokoju swojego brata.

^^^^^^^

Julia wyszła z pokoju dziecięcego z elektroniczną nianią w jednej ręce i brudnymi śpiochami w drugiej. Wrzuciła je do kosza i poszła powoli do kuchni, gdzie włączyła czajnik, żeby zaparzyć sobie ziółek na laktację, które zapisała jej pani doktor. Nie miała problemów z pokarmem, ale wolała dmuchać na zimne.
Usłyszała wibrowanie telefonu i ruszyła w stronę okna, bo Jeremy, jak zwykle, zostawił jej telefon podłączony do ładowarki na parapecie. Zdziwiła się, widząc, że dzwoni jej siostra, rozmawiały zaledwie wczoraj.
- Cześć Haniu – odezwała się wesoło, jednak w odpowiedzi usłyszała szloch i pociąganie nosem. – Kochanie, co się stało?
- Jestem w ciąży…
- To cudownie, Hania, tak tego chciałaś. Oboje tego chcieliście, dlaczego płaczesz?
- Bo nas już nie ma, Julia.
- Co ty mówisz?
Na jednym wydechu, hamując łzy Hania wyrzuciła z siebie wszystko, co dzisiaj się wydarzyło.
- Masz gdzie uciec? Tylko nie rób nic głupiego.
- Nie martw się, nic nie zrobię.
- Masz gdzie przenocować? – ponowiła pytanie Julia. Była coraz bardziej zdenerwowana stanem siostry i tym, że nie może jej w żaden sposób pomóc.
- Mam. – głos Hani był stanowczy, choć słaby. - Mam plan awaryjny.
- Dzwoń do mnie i mów o wszystkim, będę czekać.
- Dobrze. I jeszcze jedno, Julia.
- Co takiego?
- On nie może się dowiedzieć. Nigdy.
- Hania…
- Nie, Julka. Poza tym muszę sama się upewnić.
- Masz rację. Porozmawiamy jeszcze. Dzwoń do mnie.
- Będę. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Rozłączyła się, włączyła dźwięk w telefonie, na wypadek, gdyby Hania dzwoniła i odłożyła go na blat w kuchni. Była w szoku od nadmiaru informacji i musiała je z siebie wyrzucić. Ponownie chwyciła telefon i wybrała z listy numer męża.
- Nie uwierzysz, co się dzieje…

^^^^^^^

- Dzwoniłeś do niej?
- Milion razy, nie odbiera, prowadzi. Chyba, że gdzieś się rozbiła...
- Nawet tak nie mów! - Bill wrzasnął na brata, ale widząc jego przekrwione oczy dodał ciszej: - Przepraszam.
- Musze się tam jakoś dostać. Nie mamy tutaj auta, ciągle jeździmy tym cholernym tourbusem.
Rozdzwonił się jego telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrał.
- Hanna, skarbie, błagam cie wróć tutaj, to wszystko to jakieś cholerne nieporozumienie...
- Tom - usłyszał głos matki - Co się stało?
- Wszystko, mamo. - szepnął bezradnie, po czym streścił jej całe zdarzenie.
- Hanna miała do ciebie przyjechać. Miała ci zrobić niespodziankę, dzwoniła do mnie po południu.
- Wszyscy wiedzieli o niespodziance?! - wykrzyczał bezradnie. Ciszej juz zapytał: - Nie mogłaś mnie uprzedzić?
- Niespodzianka to niespodzianka. A teraz wsiadaj do taksówki, stać cię na to.

^^^^^^

Nie miała pojęcia, jakim cudem udało jej się wrócić do Hamburga. Ledwo widziała cokolwiek przez łzy, które płynęły z jej oczu niekontrolowanie.
Po zamknięciu za sobą drzwi ich mieszkania, zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i odłożyła go na blat kuchenny.
- Miałeś mnie nigdy nie zmuszać do odejścia, Tom. - powiedziała w przestrzeń cichym głosem. - A jednak...
Przełknęła kolejną fale łez i ruszyła do sypialni. Wyjęła spod łóżka swoją ogromną walizkę i zaczęła wrzucać do niej swoje rzeczy: ubrania, bieliznę, kosmetyki. zamyśliła się, patrząc na ogromną koszulkę Guns N' Roses, w której często spała, jednak należała do Toma. Przycisnęła materiał do twarzy - ostatnio miał ją na sobie. Bez namysłu wrzuciła ją do walizki.
Musiała jak najszybciej się stąd wydostać. Zamówiła taksówkę, która miała być za 10 minut i zeszła na dół, ciągnąc za sobą walizkę.
Wyjęła z torebki klucze i dokumenty do auta i ułożyła je na blacie w kuchni.
Odezwał się jej telefon - taksówka już czekała. Usunęła wszystkie nieodebrane połączenia od Toma, zamknęła za sobą drzwi i szepnęła:
- Nie martw się, maleństwo - pogładziła się po płaskim brzuchu - damy sobie rade.
Wyszła z windy i zostawiła klucze portierowi.
- Pan Kaulitz zapomniał swoich? - spojrzał ciekawie na klucze, które zostawiła na blacie. - Widzę, że szykuje się dłuższy wyjazd. - uśmiechnął się na koniec, kiwając na walizkę.
- Tak, zdecydowanie dłuższy - zdobyła się na uśmiech. - Klucze Tom odbierze, jak wróci z pracy.
- Miłej podróży w takim razie.
- Miłej zmiany. - rzuciła i wyszła z holu. Wsiadła do taksówki, a kiedy kierowca zapytał dokąd, odpowiedziała: - Na dworzec główny.

I co dalej, rudzielcu?
Czy tak właśnie wygląda koniec twojej bajki?

^^^^^

Udało mu się dotrzeć do mieszkania koło pierwszej w nocy, ubłagał jednego z taksówkarzy, żeby zawiózł go do Hamburga. Zgodził się tylko dlatego, że "cena nie grała roli".
Wpadł do mieszkania i przywitała go głucha cisza. Pobiegł do sypialni i zobaczył, że szafy były otwarte a półki z ubraniami Hani puste.
"Tylko proszę Cię, nigdy nie zmuszaj mnie do odejścia..." usłyszał w głowie jej słowa sprzed prawie roku.
Liczył, że zostawiła kartkę, podpowiedź, gdzie może być. Zszedł na dół do kuchni, ale na blacie zastał tylko idealnie poukładane pojemniki na przyprawy, które dostali jakiś czas temu, klucze i dokumenty od samochodu i pierścionek. Ten mały znak przysięgi, jaką jej złożył. I którą złamał.
Telefon odezwał się w jego kieszeni, spojrzał na wyświetlacz i odebrał.
- Nie ma jej. Zabrała wszystkie swoje rzeczy - miał wrażenie, że to nie on wypowiadał te słowa, brzmiały obco.
- Tom, kochany mój - głos matki był przepełniony współczuciem.
Słuchała przerywanego oddechu swojego syna, ostatni raz słyszała jak płakał, kiedy skręcił nogę w kostce spadając z roweru. I nie płakał, bo bolało, tylko dlatego, że mimo zakazu, zabrał rower i wyszedł z domu. Miał wtedy 10 lat.
Później stawał się coraz twardszy, przestał się przejmować. Tłum ludzi, którym się otoczył, szczególnie kobiet, sprawił, że przestał czuć cokolwiek. Wiedziała wiele, słyszała, ale dopóki w domu był jej synem, wszystko było dobrze.
Bill lepiej to znosił, kiedy miał problem, po prostu do niej dzwonił, potrafił spakować się w trakcie trasy, żeby zjeść domowe naleśniki. Zawsze lubił się przytulać, a Tom po odejściu ich ojca zamknął się w sobie. Pamiętała, jak tamtego dnia znalazła go wciśniętego między ścianę i kanapę, zapatrzonego w plamę na suficie. Miał wtedy pięć lat.
- Mamo, powiedz, że ona wróci.
- Nie wiesz, gdzie może być? Może ma jakieś miejsce?
- Jadę do Warszawy, mamo. - Rozłączył się. Pociągnął nosem i wstał z podłogi. Chwycił klucze od samochodu i dokumenty, po czym wybiegł z mieszkania.

^^^^^^^^^

- Leah, nie wiesz gdzie ona jest?
....
- Julia, wiesz gdzie ona jest?
....
- Adam... błagam...
....

Był wszędzie, dzwonił wszędzie...
Zapadła się pod ziemię.

Po dwóch dniach nie wiedział, gdzie jest, co ma z sobą zrobić. Musiał wrócić do pracy, ale nawet tam nie umiał się na niczym skupić. Nie słyszał ludzi którzy śpiewają, ani tych, którzy wciąż pytali, co się z nim dzieje.

Nie rozumiał, dlaczego jeszcze oddycha.
Przecież nie można żyć bez powietrza...

1 komentarz:

  1. Dobre, nawet bardzo dobre :) Przeczytałem szybko, bo mnie wciągnęło, a przecież o to się liczy, nie? :)

    OdpowiedzUsuń