środa, 2 sierpnia 2017

46. Teraz już będzie tylko lepiej

Sierpień…

Największa tajemnica Gustava? Jego dziewczyna. Jakim cudem udało mu się utrzymać ją tak długo w sekrecie? Wszyscy zawsze patrzyli na bliźniaków, a on i Georg mieli więcej swobody. Dlaczego nikt do tej pory nie wpadł na to, że może mieć dziewczynę? Nawet jeśli wspomniał o tym publicznie raz czy dwa, nikt tego nie zarejestrował. Nie zastanawiał się nad tym, nawet nie zamierzał. Najważniejsze było to, że miał na tyle dużo wolnego czasu, żeby spędzić go z Veroniką.
A właściwie chciał odreagować całe napięcie związane ze śmiercią przyjaciela, co tylko jego dziewczyna mogła mu ułatwić. Siedzieli na tarasie za domem jego siostry, pijąc herbatę i obserwując, jak siostrzeńcy Gustava grają nieporadnie w piłkę.
- Jestem w Niemczech, więc tradycyjnie umówiłem się do lekarza, na kontrolne badania.
- Nie to mi chcesz powiedzieć, prawda?
- Po prostu… Cały czas chodzi mi po głowie myśl, że cieszę się, że to wszystko się skończyło – przeciągnął się leniwie, osłaniając oczy przed słońcem. – A później przypominam sobie, dlaczego to się skończyło i zaczynam mieć wyrzuty sumienia za swoje myśli. Niedługo przez to oszaleje.
- Skarbie, nie możesz patrzeć na to w ten sposób – Veronika pogłaskała go po policzku, uśmiechając się pocieszająco. – Wiem, że ostatnie kilka miesięcy było dla wszystkich ciężkie, ale teraz może być już tylko lepiej.
- Masz rację. Tom czuje się coraz lepiej po rehabilitacji, Bill oszalał i wyjechał do Dany… Rozmawiałem z nimi, zdecydowaliśmy, że zawieszamy zespół, na czas nieokreślony.
- A wytwórnia?
- Pierwszy raz bez żadnych sprzeciwów uszanowali naszą decyzję. Zawsze myśleliśmy, że są maszyną rządzącą, która jest nastawiona na zyski, a tu proszę, są i serca.
- No i proszę, piekło zamarzło – usłyszeli niski, kobiecy głos, a później pojawiła się Francesca, siostra Gustava, w długiej spódnicy, z rozpuszczonymi, platynowymi włosami. – Mój brat w końcu spędza u mnie urlop, który obiecał mi jakieś pięć lat temu.
Jak nikt potrafiła wyczuć, kiedy jej brat potrzebuje ucieczki, dlatego zadzwoniła do niego jakiś czas po pogrzebie Georga, żeby się u niej zaszył. Wiedziała doskonale, że przyjedzie z Veroniką, którą dopiero zaczynała poznawać, jednak miała nadzieję, że na dłużej zagości w ich rodzinie.
- Przyjechałem zobaczyć, jak przerobiłaś dom po dziadkach. I cieszę się, że właściwie nic z nim nie zrobiłaś.
- Obiecałam mamie, że tylko go odnowię. Ale nieważne – machnęła ręką. – Częstujcie się owocami. Veronika, opowiedz mi, jak było w Hiszpanii.
- Strasznie długo, szczególnie, kiedy dowiedziałam się, że Gustav wylądował w szpitalu, później ta cała strzelanina… Jednak na uczelni powiedzieli, że nie mam po co wracać na wymianę, jeśli wyjadę. Nie wiem, o co im chodziło, w końcu to były tylko dwa miesiące, dziesięć już miałam za sobą.
Veronika studiowała językoznawstwo, co wiązało się z licznymi wyjazdami i wymianami studenckimi. Ostatni rok spędziła, jeżdżąc po całej Europie, w ramach poznawania innych kultur. A kiedy dowiedziała się, że Gustav trafił do szpitala, miała ochotę wymordować władze uczelni, które postawiły jej ultimatum – albo dokończy wyjazd, albo będzie powtarzać rok.
- Umowa, to umowa – Gustav przytulił mocniej dziewczynę. – Na szczęście teraz już koniec wyjazdów, nigdzie się nie wybieramy, chyba, że razem. Śmiałem się z Toma, kiedy chodził po ścianach w czasie trasy, teraz nabijałem się z Billa, który nie wytrzymał dwóch tygodni bez Dany, ale gdybyśmy teraz musieli jechać gdzieś z dala od siebie, chyba bym zwariował.
- Nikt was stąd nie wygania – Francesca uśmiechnęła się do nich, podsuwając tacę z ciastem. – Częstujcie się, odpoczywajcie… Bawcie się!


^^^^^^^^^^^^

Wrzesień…

- Oficjalnie zwariowałeś, Kaulitz!
Dana stała z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc własnym oczom. Stała w swoim niewielkim mieszkaniu, które ktoś chyba zamienił na kwiaciarnię. Zapach róż i świec odurzał.
- Tak, zwariowałem do reszty na Twoim punkcie – Bill klęczał na środku niewielkiego salonu i czekał, aż Dana do niego podejdzie. – Ostatnio działo się wiele, dużo dobrego, ale i złego, dlatego dla wyrównania nie chcę już przeżywać nic złego. Jestem pewien, że jesteś jedyną osobą, która jest w stanie zapewnić mi spokój ducha do końca moich dni, dlatego chciałbym wiedzieć, czy zechcesz zostać moją żoną?
Długo nic nie mówiła, patrząc na niego wielkimi oczami. Zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno nie oszalał, oświadczając się pół roku po tym, jak zaczęli się spotykać, i kiedy już miał ochotę wstać i wyrzucić wszystkie kwiaty, zapominając o całej sprawię, Dana podeszła do niego i uklękła naprzeciwko, po czym z pewnością w głosie odpowiedziała:
- Oczywiście, że zostanę twoją żoną. – pocałowała go delikatnie w usta, po chwili odsunęła się i dodała z szelmowskim uśmiechem: - Ale najpierw musisz poznać moich rodziców.


^^^^^^^^^


Październik…

- Poważnie? Idol? Myślałam, że ten program już od dawna nie istnieje…
- A jednak ja i Bill dostaliśmy zaproszenie, jako jurorzy. Zjesz coś? Pojedziemy gdzieś? Czy mam coś ugotować?
- Jestem tak zaskoczona twoją propozycją ugotowania obiadu, że nie zauważyłam gładkiej zmiany tematu – leniwie przeciągnęła się na ogromnej brązowej kanapie, którą Tom kupił do ich mieszkania.
Gdy ją tu przywiózł w sierpniu, nie mogła uwierzyć, że postanowił zrobić aż tak duży krok w związku z ich wspólną przyszłością, jednak widząc, jak cieszy się na każdą oszkloną ścianę penthouse’u, doszła do wniosku, że zaręczyny nie były szczytem jego możliwości. Chociaż z początku uważała, że zwyczajnie zwariował.
- Wiem, że jest weekend, ale długo tak będziesz przeciągać poranek w piżamie do południa?
- A masz wobec mnie jakieś plany niezwiązane z łóżkiem? Bo ja bym tam chętnie wróciła. – puściła do niego oczko i ruszyła do kuchni, gdzie nalała sobie soku. – Chociaż jednak się ubiorę i coś ugotuję, albo chociaż spróbuję nie puścić mieszkania z dymem. – dodała szczerze, bo gotowanie nigdy nie było jej mocną stroną, jednak dla Toma była w stanie nauczyć się wszystkiego. - Dana przesłała mi link do świetnej strony z przepisami, więc jedyne, co będziesz musiał zrobić przy obiedzie, to zakupy.
- I dzięki Bogu, bo jedyne co potrafię zrobić to omlet. I ewentualnie jajecznica. – oparł się o blat kuchenny i przyglądał się Hani dłuższą chwilę. – Masz jakiś plan na najbliższe dwa miesiące? A przynajmniej do czasu, kiedy Julia urodzi?
- A wiesz, że jest coś, co chciałabym zrobić? W Nowym Jorku nie było mi to potrzebne, ale tutaj może się przydać.
- Nie mów, że chcesz zrobić prawo jazdy! – zaśmiał się, ale na widok jej urażonej miny wyhamował. – Przepraszam, po prostu przyzwyczaiłem się, że mogę Cię wszędzie zawieźć. Przynajmniej wiem, gdzie jesteś. A tak będziesz mogła sobie uciekać, gdzieś do Warszawy, czy jak.
- Proszę cię, obiecałeś, że dasz mi spokój i będę mogła jechać do domu.
Od kilku tygodni wciąż kłócili się o wyjazd Hani do Warszawy. Chciała zabrać kilka rzeczy dla Julii, posprzątać dom. Zwyczajnie pobyć w rodzinnym gnieździe. Toma doprowadzało to do furii, bo nie wyobrażał sobie, że spędzi bez dziewczyny chociaż jeden dzień, a musiał zostać, ze względu na rehabilitację.
- Ale jak Ty to sobie wyobrażasz?
- Jak? Wsiadam do autobusu  i jadę, proste. – widząc jego minę, wiedziała, że nie jest to takie proste. Podeszła i przytuliła się do niego. – Przepraszam, wiem, pamiętam wszystko, Tom. Też się boję. Ale jeśli teraz nie wsiądę do tego pieprzonego autobusu, nigdy tego nie zrobię.
- Dobra, mała. Ale mam warunek – uniósł wskazujący palec i stuknął ją lekko w nos. – przyjadę po ciebie, jak już wszystko załatwisz. Dam Ci tyle czasu, ile potrzebujesz, tylko pozwól mi po ciebie przyjechać.
- Nie mam argumentu na to, nie będę się stawiać.
- I dzięki Bogu! Czy teraz możemy zabrać się za przygotowania do obiadu?

^^^^^^^^^^^^^

7 grudnia…
godzina 21:09

- Hanka!
Usłyszała krzyk siostry z sypialni i ruszyła tam biegiem, zostawiając brudne naczynia po kolacji.
- Co się stało?
- Wody mi odeszły – Julia zaczęła nerwowo przekładać kołdrę z jednej strony na drugą, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić.
- Nie panikuj, pamiętasz, co mówił lekarz? Może minąć 12 godzin do pierwszego skurczu a nawet więcej. Leż spokojnie, zadzwonię po Jeremy’ego – wyszła z sypialni, by po chwili znów do niej wrócić. – Ale najpierw zmienię ci prześcieradło, nie będziesz leżała na mokrym.

godzina 2:20 w nocy

Skurcze pojawiły się godzinę po tym, jak Hania wróciła ze spaceru z psem. Oszołomiony Lenny nie bardzo wiedział co się dzieje, i dlaczego wszyscy mówią do niego : ”Bądź grzecznym chłopcem.”
Kiedy dotarli na oddział ratunkowy, skurcze zaczęły być częstsze i Julia, razem z Jeremy’m zostali skierowaniu prosto na porodówkę. Miał to być poród rodzinny.

godzina 8.40 rano

- Boże, dlaczego to tak długo trwa?
Hania zaczęła chodzić po korytarzu przed drzwiami porodówki. Od sześciu godzin Julia rodziła i nawet Jeremy nie wyszedł, żeby cokolwiek jej powiedzieć.
- Usiądź, twoje spacery w niczym jej nie pomogą – odezwał się Josh, młodszy brat Jeremy’ego, który zaalarmowany telefonem, przyjechał, najszybciej, jak się dało. Lubił Hanię, ale w tej chwili doprowadzała go do szału.
Ich rodzice mieli pojawić się później, również na wyraźne życzenie przyszłego ojca. Krótko przed porodem stwierdził, że skoro ma to być poród rodzinny, rodzina powinna się pojawić przed drzwiami porodówki.
Hania czekała też na swoją „rodzinę”, odrobinę zmniejszoną o nieobecnych członków Tokio Hotel, ale kiedy zadzwoniła do Dany, ta od razu zawiadomiła Leę i Adama, obiecując, że stawią się najszybciej, jak się tylko da.
Usłyszała niepokojący hałas w końcu korytarza i zobaczyła zbliżających się przyjaciół. Żadne z nich nie miało przy sobie żadnego prezentu, tak jak obiecali. Przed samym porodem Julia, która nie należała do przesądnych, oświadczyła, że nie chce widzieć żadnych prezentów, dopóki dziecko nie pojawi się na świecie.
- I co? Wiadomo coś? – Adam przywitał przyjaciółkę i podał rękę Joshowi.
- Nic – Josh wzruszył ramionami.
Nagle zza drzwi porodówki wyskoczył Jeremy, wyraźnie podekscytowany. Wszyscy patrzyli na niego, czekając aż coś powie.
- Jest córka! Jestem tatą!

Godzina 11.30

- Dobrze nas widać? – Adam sprawdzał połączenie i obraz na iPadzie, bo udało mu się dodzwonić do członków zespołu i zorganizować telekonferencję.
- Pokaż nam wreszcie gwiazdy programu! - Ekscytował się Gustav, obok którego siedziała Veronika.
Pierwszy pokazał się Jeremy, z wyraźnie zmęczoną twarzą, ale szczęśliwy. Później Adam pokazał wszystkim Julię trzymającą w ramionach maleńkie zawiniątko. Zrobił na nie zbliżenie i wszyscy zobaczyli zaróżowioną buzię z zamkniętymi oczami.
- Kochani – odezwała się Julia – Poznajcie Alice.
- O mój Boże, jaka śliczna – westchnął Bill.
- Jakie maleństwo – dopowiedział Tom. – Jak się czujecie?
- Zmęczona, ale szczęśliwa – odpowiedziała Julia, przecierając oczy. Szczęście biło z jej twarzy, mimo zmęczenia.
- Musimy żyć ze świadomością, że wyśpimy się za 18 lat – dodał Jeremy. – Ale warto, patrząc na to małe cudo.
Alice zakwiliła cicho, wywołując u wszystkich falę zachwytu.
- Idziemy stąd – Adam powiedział do zebranych. – Inaczej ta mała gwiazda powali nas w końcu swoją uber – słodyczą. Mnie już kupiła.
Pożegnali się ze szczęśliwymi rodzicami i wyszli na korytarz szpitalny.
- To co teraz? – Dana spojrzała na przyjaciół. – Nie pozostaje nam nic innego jak opić to wielkie szczęście, co?
- Ale chciałbym tam z wami być – powiedział Gustav. – Taka okazja…
- Przecież będziemy na święta, obiecałeś rodzinie, że ich zabierzemy – Veronika szturchnęła go pod żebra.
- Tak, tak, wiem.
- Mama wpadła na pomysł, żebyśmy na święta zabrali ją i Gordona do Stanów - wtrącił się Bill.
- To świetnie. – ucieszyła się Hania. - Wreszcie spędzimy razem święta. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która muszę przed tym zrobić.
- Co takiego?
- Wy sobie opijajcie, co chcecie i ile chcecie, a ja idę się wyspać, bo jestem ponad 24 godziny na nogach. A później będę się cieszyć ze wszystkiego.
- Teraz już będzie tylko lepiej - podsumowała Leah, obejmując Hanie ramieniem i wszyscy opuścili oddział.

^^^^^^^^^^^

25 grudnia…

Patrzyła na choinkę w mieszkaniu Julii i na wielkiego kryształowego anioła na jej czubku. Dowiedziała się, że to pamiątka rodzinna mamy sióstr, uratowana przez ich prababcię. Każda gałązka była ozdobiona drewnianymi i szklanymi zabaweczkami i bombkami w różnych kolorach. Widać, że dziewczyny nie miały manii na punkcie "choinki w stylu…" lub dopasowanej do mody z danego roku. Zapytane o to, odpowiadały, że ich rodzice w ten sposób ubierali drzewko od zawsze i taki niekontrolowany nieład pasuje do ich wizji świąt.
Po wczorajszej wigilii w jej domu, takiej sztywnej i zimnej, miała wrażenie, że przeniosła się do jakiegoś równoległego świata. Byli tu wszyscy: Bill, Tom, ich mama i ojczym, Leah z mamą i tatą, Gustav i Veronika z rodzicami i siostrą i jej całą ferajną, Hania, Julia i Jeremy, który nie potrafił rozstać się z córką, którą nosił na rękach. Mała Alice kwiliła cicho, a zakochany w niej ojciec ignorował słowa Julii, że od początku rozpieszcza córkę. Hania ani trochę nie pomagała siostrze, bo kiedy Jeremy nie miał na rękach Alice, przechwytywała ją i robiła śmieszne miny, obserwowana zachwyconym wzrokiem Toma.
W domu prezenty rozdawali sobie już w wigilię, ale z przyjaciółmi ustalili, że dziś prezenty zostaną rozpakowane po wspólnym obiedzie i nie mogła się doczekać.
Poczuła czyjeś dłonie wokół swojej talii.
- O czym tak myślisz skarbie? - zapytał Bill, układając swoją brodę na jej ramieniu.
- O tym, jak tu przytulnie i rodzinnie.
- U nas też tak kiedyś będzie, zobaczysz.
Z kuchni wyszła Julia i zawołała:
- Zapraszam wszystkich do stołu, oby wam smakowało.

^^^^^^^^^^^

1 lutego

- Tom, jesteśmy w złym samolocie. - spanikowana Hania w napięciu wysłuchała komunikatu przed odlotem.
- Nie, dlaczego? - pocałował czubki jej palców i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Przecież mieliśmy lecieć na Majorkę. To nie ten numer lotu. - stwierdziła, na co on tylko uśmiechnął się przebiegłe. - Gdzie mnie zabierasz, draniu?
- Plusem tego, że wchodziliśmy bocznym wejściem jest to, że mogłem zaskoczyć cię jeszcze bardziej.
- To gdzie lecimy?
- Spodoba ci się.
- Tom... - warknęła ostrzegawczo.
- Lecimy na Maui. Sama mówiłaś, że potrzebujemy spokoju.
- A Majorka była zła?
- Nie, ale bardzo często byliśmy tam z Billem, już nas znają. Chciałem odkryć z tobą jakieś nowe miejsce, wreszcie takie tylko nasze.
- I nie mogłeś mi tego po prostu powiedzieć?
Uśmiechnął się i pocałował ja w czubek nosa.
- Nie, bo wiem, jak kochasz niespodzianki - objął ja, a dziewczyna ułożyła głowę na jego piersi i zasnęła.


Weszli do pokoju hotelowego a Hania od razu ruszyła do łazienki. Zza zamkniętych drzwi usłyszał, jak wymiotuje.
W połowie lotu poczuła się źle, a kiedy wylądowali, zostali od razu rzuceni do odprawy, bo była tak zielona na twarzy, że obsługa bez słowa przepuściła ich przez bramki, żeby dziewczyna jak najszybciej dostała się do toalety na lotnisku.
Teraz zapukał lekko i uchylił drzwi, ignorując jej słabe protesty.
- Nie chce, żebyś mnie oglądał w takim stanie. - jęknęła, układając głowę na dywaniku.
- Mam zamiar spędzić z tobą resztę życia - powiedział, wkładając jej pod głowę ręcznik.  - Dlatego to żaden problem, jak dla mnie. Kiedyś będziesz w ciąży, możesz być w gorszym stanie.
Usiadł obok niej na podłodze i głaskał jej plecy. A kiedy zbliżała się kolejna fala wymiotów, przytrzymał jej włosy i podał ręcznik, żeby otarła usta.
- Jestem ci winna co tylko zechcesz za opiekę - wymamrotała, kiedy poczuła się trochę lepiej.
- Naucz mnie tańczyć, to wystarczy.
- Przecież umiesz.
- Na imprezie tak. Ale chciałbym znać jakieś poważne tańce, nie wiem, walca?
- To sztywny taniec. Ale jeśli chcesz... - przerwała, czując kolejną falę mdłości. Pochyliła się nad muszlą, a on chwycił jej włosy. - Już nigdy nie tknę jedzenia w samolocie. Nawet w pierwszej klasie.
- Mowie ci, to ta wołowina źle wyglądała. Jak będziemy wracać, zaznaczę, że oboje będziemy jeść wege.
- Nie tak sobie wyobrażałam ten wyjazd. I mam zdecydowanie za mały tyłek na taniec hula. - opadła bez sił na dywanik.
Zaśmiał się szczerze i głośno na ten komentarz.
- Lubię twój tyłek - powiedział, ocierając łzy. Pogłaskał jej spocone włosy a ona przymknęła oczy. - Może czegoś ci trzeba?
- Moja mama na problemy żołądkowe miała jeden sprawdzony sposób, bardzo go nie lubiłam. - wymamrotała. - Przynieś mi z barku miniaturkę z koniakiem, albo innym alkoholem, byle czystym.
- Czystym? - zdziwił się.
- Żadne likiery, wina...
- Łapię. - Wyszedł, by po chwili wrócić z trzema buteleczkami. Zaczął czytać etykiety. - Mam Jacka, Absolut i chyba jakiś rosyjski koniak, kojarzę cyrylice z trasy po Rosji.
- Daj mi koniak - wyciągnęła rękę, próbując jednocześnie się podnieść. Zdziwiła się, że jest taka słaba. - Bracia Rosjanie wiedzą co robią.
Wypiła na raz zawartość buteleczki, krzywiąc się niemiłosiernie, na co chłopak się otrząsnął. Po paru chwilach zwymiotowała po raz ostatni, wstała chwiejnie, opierając się o ścianę i umywalkę, umyła zęby, a Tom wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka, gdzie pomógł jej się rozebrać. Całą noc przespała spokojnie.

Obudziły ja pierwsze promienie słońca, nawet nie czuła zmęczenia, jedynie głód. Wstała i bardzo cicho wzięła z walizki kosmetyczkę i bieliznę, po czym poszła pod prysznic. Ubrała się szybko w lekką, krótką sukienkę w kwiaty, zamówiła śniadanie do pokoju i usiadła na łóżku obok śpiącego Toma. Cmoknęła go w nos i szepnęła:
- Kochanie, już rano...
- Jak się czujesz? - zapytał, nie otwierając oczu.
- Bardzo dobrze, śniadanie jest w drodze.
Otworzył jedno oko, później drugie i spojrzał na Hanie. Pochylała się nad nim z uroczym uśmiechem, a jej długie za ramiona włosy łaskotały jego nagą klatkę piersiową.
- Zamówiłaś do pokoju? – uśmiechnął się łobuzersko i uniósł do pozycji siedzącej.
- Tak, doszłam do wniosku, że możesz chcieć zjeść w łóżku, w końcu mamy wakacje.
Rozległo się pukanie do drzwi i Hania poszła otworzyć i po chwili wjechała z wózkiem do części sypialnej. Nie zauważyła, że Tom już wstał i schował się za drzwiami, po czym chwycił ją w pasie, na co puściła wózek i zapiszczała radośnie.
- Kotku! – pacnęła go w ramię ze śmiechem, a on podstawił ją i obrócił twarzą do siebie.
- Myślę, że śniadanie może poczekać – wymruczał, pochylając się do jej ucha, na co zadrżała. Uniósł ją za pośladki, a Hania owinęła nogi wokół jego bioder i ruszył w stronę łóżka, wpijając się zachłannie w jej usta.
Śniadanie zjedli trzy godziny później, szczęśliwi, że wreszcie mogą nacieszyć się sobą.
Nareszcie zaczęły się dla nich wakacje.


***********

Ciekawa jestem, czy ktokolwiek to jeszcze czyta. Nawet jeśli nie, postanowiłam dokończyć opowiadanie i puścić je w eter, nie lubię niedokończonych spraw.

Buziaki :*

3 komentarze:

  1. 55 year-old Data Coordiator Werner Nye, hailing from Longueuil enjoys watching movies like "Edward, My Son" and Digital arts. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. Nasza strona

    OdpowiedzUsuń