czwartek, 3 stycznia 2013

30. Moje plany zawsze wypalają.



Przy­jaźnie między mężczyz­na­mi
 to scha­bowy z ziem­niaka­mi i set­ka wódki.*




- Bill, musimy się spotkać. Jestem w Nowym Jorku i chcę pogadać.
- Dobrze, tylko gdzie?
- W pobliżu waszego mieszkania jest mała kawiarenka. Może być?
- Kiedy?
- Za pół godziny?
- Nie ma sprawy.


^^^^^^^^^


- Nie rozumiem cię. Dlaczego nie zaprosisz go na święta?
- Bo spędza je z mamą. Jak zawsze. Nie mam zamiaru ingerować w jego plany.
Hania razem z siostrą wybrały się na długi spacer po parku, głównie ze względu na zaniedbanego ostatnio Lenny’ego. Szczęśliwy husky biegał teraz po pozostałościach zielonej jeszcze dwa miesiące temu trawy, poszczekując od czasu do czasu, jakby chciał powiedzieć „Hej, zobaczcie, jak szybko biegam!”
Nagle rozdzwonił się telefon młodszej.
- Cześć Adam. Co słychać?
- Wracam właśnie ze spotkania z Billem i musisz mi w czymś pomóc. Jesteś w domu?
- Nie, jestem w parku z Julią. O co chodzi?
- Będę tam za piętnaście minut. Wolę nie mówić o tym przez telefon.
- To do zobaczenia.
Julia spojrzała pytającym wzrokiem na Hanię. Jeśli miałaby być szczera przed sobą samą, naprawdę nie rozumiała przyjaźni, jaka łączyła Lamberta z jej siostrą. On, ekscentryczny wokalista, ona spokojna tancerka. Widocznie w całym tym szaleństwie musiała pojawić się nić porozumienia. Ona jednak nie była w stanie tego pojąć.
- Adam ma do mnie sprawę. Za chwilę do nas dołączy.
- Aha… mam się ulotnić?
- Nie, nie musisz.
Po chwili zobaczyły zbliżającego się w ich stronę mężczyznę. Adam uściskał je obie serdecznie i postanowił od razu przejść do konkretów.
- Rozmawiałem z Billem.
- To już wiem, mów dalej.
- Już jakiś czas temu o tym rozmawialiśmy, jeszcze w Los Angeles ale temat ucichł. Biedak zainteresował się pewną dziewczyną ale nie jest pewien czy to w ogóle ma szanse.
- Znam ją?
- Całkiem dobrze. – Uśmiechnął się przebiegle. – Chodzi o jedną z twoich koleżanek, Danę.
- Bill zainteresował się Daną? Dlaczego o niczym nie wiedziałam? Tom też mi nic nie mówił.
- Prawda jest taka, że mieliście ostatnio z Tomem tyle problemów, że nie chciał was męczyć swoim zauroczeniem.
- Jestem mu coś winna – oznajmiła Hania, wyciągając z torebki telefon. – I Tom też. – dodała, szukając numeru Dany. Odebrała po dwóch sygnałach.
- No cześć kochana – usłyszała radosny głos koleżanki, a w tle hałasy.
- Dana, gdzie ty jesteś? Na zakupach?
- No prawie… Moja kuzynka się rozchorowała i zastępuję ją w Manhattan Mall.
- A w którym ze sklepów jesteś?
- Jestem w całym centrum handlowym – dało się słyszeć wahanie w jej głosie.
- Dana?
- Oj, no dobrze! Robię za aniołka.
- Ale po co?
- Atrakcja dla ludzi i dzieci. Rozdaję słodycze i uśmiecham się do wszystkich. Mam skrzydełka, aureolę i długą, białą kieckę. Jeśli chcesz, to wpadnij, żeby mnie dobić, bo twarz boli mnie od sztucznego uśmiechu.
Hania wyobraziła sobie swoją koleżankę w stroju anioła i w duszy zwinęła się ze śmiechu, jednak zapytała spokojnie:
- A do której tam będziesz?
- Masz czas, fruwam po centrum do dziewiątej.
- Przyjdę na pewno. Do zobaczenia.
- No, pa.
- To co robimy? – zapytał Adam, patrząc niecierpliwie na Hanię.
- Musimy zrobić coś, żeby cały zespół Tokio Hotel mógł dostać się do Manhattan Mall bez wzbudzania sensacji.
- Jesteś świadoma, że Bill nigdy nie dowie się o tej rozmowie, prawda?
- Jakiej rozmowie?



^^^^^^^^^^



Tom od godziny omawiał przez telefon cały plan, jaki wymyśliła Hania. Razem z Gustavem i Georgiem siedzieli w jego sypialni, uważnie słuchając tego, co dziewczyna wymyśliła. Mogli w spokoju rozmawiać, bo Bill siedział w mieszkaniu ochroniarzy, omawiając dokładny plan podróży do Niemiec.
- Prawda jest taka, że Dana może być wszędzie. – ciągnęła ruda, a cała trójka wpatrywała się telefon, jakby zaraz miał z niego wyskoczyć królik. – Aha, i dobrze by było, gdybyście się rozdzielili, bo razem będziecie łatwym łupem hien.
- A ty gdzie będziesz? – zapytał Tom.
- Na pewno nie z tobą.
- A z kim?
- Z Lambertem.
- I myślisz, że będziesz przy nim niewidzialna?
- Na pewno bardziej niż przy tobie.
- Dlaczego ty jesteś taka uparta?!
- Odezwał się…
- Ludzie! – krzyknął w końcu Gustav – Wróćmy do rzeczy ważniejszych. Coś jeszcze wymyśliłaś?
- Nie, wszystko już wiecie. Tom, musisz pogadać z którymś ochroniarzem, sami nie wchodźcie do centrum.
- Dobra, coś wymyślę.
- To jeszcze raz, komórki macie mieć przy sobie, uważajcie i jeśli zobaczycie coś interesującego dzwońcie.
- Jasne.  – odpowiedzieli zgodnie.



^^^^^^^^^^^^^


- Widzisz ich gdzieś? – zapytał Adam, rozglądając się po centrum handlowym.
- Nie, ale widzę Danę. Chodź – rzuciła Hania i pociągnęła Lamberta za rękaw płaszcza.
Podeszła do koleżanki i szturchnęła ją pod żebra tak, że Dana o mało nie wypuściła z rąk koszyka.
- Cześć aniołku – zawołała radośnie.
- No cześć, co wy tu robicie?
- Spotkałam Adama, jak szukał kalendarzy w Hallmarku i szliśmy właśnie na kawę. Jak ci idzie? – skłamała gładko.
- Chodzę sobie od kilku godzin w tej części centrum, bo koleżanka jest w drugim końcu, uśmiecham się do wszystkich i rozdaję ludziom słodycze. Całkiem ciekawa praca. Szkoda, że musiałam zrezygnować z trasy, zanim w ogóle się zaczęła. Jak było?
- Nadal trwa – odezwał się Adam. – teraz tylko przerwaliśmy ją na miesiąc, ze względu na święta. Od połowy stycznia ruszamy dalej.
- A jak twój wyrostek?  - zwróciła się do Hani. – Jak się czujesz?
Nikt z tancerzy nie wiedział o tym, że Hania straciła dziecko. Wszyscy kupili bajkę o tym, że dziewczyna zasłabła, bo miała atak wyrostka. Tak było o wiele prościej.
- Mam jeszcze miesiąc urlopu, a później znowu wracam do pracy. Ale dobrze, nie przeszkadzamy Ci już w pracy. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy przed świętami.
- Ja też. Trzymajcie się.
- No, pa.
Kiedy odeszli w stronę kawiarni, Adam złapał Hanię za rękaw i zapytał:
- Nie będziemy czekać na chłopaków? Pewnie gdzieś tu się kręcą.
- Widzisz kawiarnię? – wskazała oszklone ściany. – Będziemy mieć widok na wszystko.
- Jesteś pewna, że to wypali?
- Moje plany zawsze wypalają.


^^^^^^^^^^




Bill coraz mniej rozumiał z tej całej wyprawy do centrum handlowego. Fakt, kiedy będą już w domu, nie będzie czasu na kupienie prezentów. Ale dzisiaj? I to jeszcze w środku dnia. Nie, żeby jakoś specjalnie bał się ludzi, ale cenił swoją prywatność, a centrum handlowe w środku dnia na pewno nie sprzyja niewidzialności.
Poza tym cały czas po głowie chodziła mu rozmowa z Adamem. Cieszył się, że miał z kim porozmawiać o swoich rozterkach, chociaż w głębi duszy żałował, że nie mógł powiedzieć o wszystkim bratu. Tom i Hanna mięli i tak zbyt dużo problemów. A teraz pojawią się kolejne, skoro chcą być razem. Z resztą jego zauroczenie tamtą dziewczyną to właściwie nic wielkiego, jednak nie potrafił przestać o niej myśleć. Wreszcie zaczął rozumieć, co musiał przeżywać Tom, kiedy Hanna wpadła mu w oko na lotnisku. Bill wiedział jednak, że nie ma w sobie tyle odwagi, żeby ją znaleźć.
Dobrze pamiętał rozmowę z bratem, kiedy ten zapytał go, czy potrafiłby komuś zaufać na tyle, żeby wpuścić go do swojego świata. Dziś był już pewien, że tak.
- A może poszukamy jakichś gier? – z rozmyślań wyrwał go głos Gustava.
- Myślałem raczej o kupieniu nowego kalendarza – odpowiedział, kierując się w stronę Hallmarku. – Idziesz ze mną?
- Jasne. – odpowiedział perkusista radośnie, bo zauważył cel ich wyprawy stojący nieopodal sklepu. Wyjął z kieszeni telefon i napisał krótką wiadomość: „Bill zbliża się do celu. Jesteśmy przy Hallmarku”, po czym wysłał ją do Hani, Toma, Adama i Georga.
Rozejrzał się dookoła i zauważył w kawiarni naprzeciwko Hanię i Adama. Uważnie obserwowali Billa i Danę. Dziewczyna była odwrócona tyłem do nadchodzącego Czarnego i ten już miał ją ominąć, niwecząc wszystko (jeśli się nie zobaczą to wszystko pójdzie na marne!), kiedy Gustav, niewiele myśląc ruszył biegiem i potrącił Billa, a ten tracąc równowagę wpadł na stojącego obok aniołka.
- O mój Boże! – krzyknął Bill, podnosząc się szybko z ziemi.
- No, stary – zarechotał zadowolony z siebie Gustav – skasowałeś aniołka.
Bill w odpowiedzi posłał mu mordercze spojrzenie i zwrócił się do wstającej dziewczyny:
- Nic ci nie jest? Może ci pomogę?
- Wszystko w porządku – usłyszał niewyraźny pomruk spod burzy brązowych loków. Pomruk szybko jednak zamienił się w prawdziwą wściekłość. – Ale mógłbyś bardziej uważać, gdzie chodzisz! Może czas zainwestować w okula…! – urwała, patrząc w twarz swojego oprawcy. – O mój Boże…
„TO ONA!!!” – Bill usłyszał dziki wrzask w swojej głowie, jednak był tak przerażony jej reakcją, że nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
- Proszę cię, nie krzycz już więcej – odezwał się w końcu. – Nie chciałem na ciebie wpaść, to przez mojego kolegę… - urwał, uświadamiając sobie, że za plecami nie było Gustava. – Który właśnie gdzieś się ulotnił.
No i pięknie, zrobił z siebie idiotę. Spojrzał bezradnie na dziewczynę, która nagle wybuchła głośnym śmiechem.
- Przepraszam, ale zrobiłeś tak załamaną minę… Nie mogłam się powstrzymać.
- Nic innego nie przyszło mi do głowy – odetchnął z ulgą. – Na pewno nic ci nie jest?
- Skrzydła raczej całe – obejrzała się, sprawdzając piórka, po czym dotknęła głowy, na której miała aureolę – aureola też w porządku. Nic mi nie jest.
- A mogę ci to jakoś mimo wszystko zrekompensować? Głupio mi po prostu.
- Możesz mnie kiedyś zaprosić na kawę, Bill – uśmiechnęła się, wymawiając jego imię ciszej, niż resztę zdania. – Jestem Dana – wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Skąd wiedziałaś?
- Kim jesteś? To nie jest trudne, serio – wzruszyła ramionami. – Kto was widział na próbach przed koncertami charytatywnymi, ten nie ma z tym problemu.
- Też cię widziałem kilka razy. Tańczyłaś u Hanny Szot, prawda?
- Prawda.
- No to mamy wspólnych znajomych – uśmiechnął się delikatnie, wyciągając telefon z kieszeni. – Podasz mi swój numer, żebym na pewno mógł cię zaprosić na kawę?
- Jasne – chwyciła komórkę i wystukała z pamięci kilka cyfr.
- Odezwę się na pewno.
- Będę czekać. A teraz wybacz, muszę wrócić do pracy.
- Tak, jasne – rzucił nieprzytomnie. Machnął jeszcze ręką, mówiąc: - To do usłyszenia.
- Do usłyszenia – rzuciła z uśmiechem, ruszając w przeciwnym kierunku.
Bill zapomniał zupełnie, że miał kupić sobie nowy kalendarz i ruszył w stronę wyjścia z centrum, gdzie stał bus zespołu, w którym miał zamiar zaczekać na chłopaków.
Musiał też ze wszystkich sił powstrzymać się, przed wysłaniem wiadomości do Dany. Co wcale nie było łatwe…


^^^^^^^^^^


- To był twój plan? – Adam wpatrywał się uparcie w Hanię, która z dziwną miną piła kawę.
- Ani trochę – odpowiedziała w końcu, patrząc z rozbawieniem na Lamberta.
- Co cię tak bawi?
- To, że nawet jeżeli coś nie idzie po mojej myśli, na końcu i tak jest po mojemu. To bardzo przyjemne, wiesz?
- Domyślam się. To co? Jedziemy do ich mieszkania?
- Jasne.



____________
*Jonathan Carroll



**********


Muszę powiedzieć, że jestem niemożliwa, bo ta notka miała ukazać się na święta. Później miała ukazać się w sylwestra. Ale niestety pojawia się dziś. Najpierw moje plany zniweczyła praca i przygotowania do świąt. Później święta w ciągłym biegu. A na końcu choroba, dzięki której zapomniałam na kilka dni, jak się nazywam. Z tego wynika, że jak już coś się wali, to po całości.
To pierwszy rozdział, którego nie czytał wcześniej Pan P. i jestem ciekawa jego reakcji :) i oczywiście ciekawa reakcji wszystkich, którzy zostali.
Jak zwykle liczę na szczere komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower.
P.S.: Mam nadzieję, że utwór Wam się podoba :) Wpadłam na niego w ostatniej chwili i uznałam, że doskonale pasuje do fragmentu…

2 komentarze:

  1. Kurcze, mam problem, bo nie wiem co napisać. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ten rozdział jest... hmm no kurde nie wiem xD Ale czegoś mu brak. Teoretycznie jest wszystko, co powinno być czyli i Adam i Bill. Ale. Łeee, nienawidzę tego stanu rzeczy, gdy nie mogę dokładnie wyrazić tego, co chcę przekazać. Po prostu ten rozdział nie ma takiego pie*dolnięcia za przeproszeniem. I ogólnie jest troszkię sielankowo. Ale może to tylko takie wrażenie po szokujących poprzednich rozdziałach.
    Mój komentarz za wiele nie dał i nie jestem z niego dumna :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też odniosłam wrażenie, że jest odrobinę zbyt "słodko" w tym rozdziale, ale uświadomiłam to sobie dopiero, kiedy opublikowałam rozdział. Mimo wszystko myślę, że potrzebowałam tego, potrzebowałam takiej sielanki, przerywnika od ostatnich zagmatwanych spraw bohaterów - potrzebowałam jakiegoś sukcesu.
      Poza tym... ten rozdział pisałam miesiąc. Tak naprawdę pomysł pojawił się w mojej głowie od tak i zwyczajnie nie mogłam się go pozbyć. Jedyne, z czym miałam problem to nieumiejętność poskładania myśli do kupy - pomysł jest, brak chronologii. I właśnie dlatego myślę, że ten rozdział i tak nie wygląda, jak z początku zakładałam.
      Będzie lepiej, jestem tego pewna :)
      Pozdrawiam

      Usuń