Przyjaźnie
między mężczyznami
to schabowy z ziemniakami
i setka wódki.*
- Bill, musimy się spotkać.
Jestem w Nowym Jorku i chcę pogadać.
- Dobrze, tylko gdzie?
- W pobliżu waszego mieszkania
jest mała kawiarenka. Może być?
- Kiedy?
- Za pół godziny?
- Nie ma sprawy.
^^^^^^^^^
- Nie rozumiem cię. Dlaczego nie
zaprosisz go na święta?
- Bo spędza je z mamą. Jak
zawsze. Nie mam zamiaru ingerować w jego plany.
Hania razem z siostrą wybrały się
na długi spacer po parku, głównie ze względu na zaniedbanego ostatnio
Lenny’ego. Szczęśliwy husky biegał teraz po pozostałościach zielonej jeszcze
dwa miesiące temu trawy, poszczekując od czasu do czasu, jakby chciał
powiedzieć „Hej, zobaczcie, jak szybko biegam!”
Nagle rozdzwonił się telefon
młodszej.
- Cześć Adam. Co słychać?
- Wracam właśnie ze spotkania z
Billem i musisz mi w czymś pomóc. Jesteś w domu?
- Nie, jestem w parku z Julią. O
co chodzi?
- Będę tam za piętnaście minut.
Wolę nie mówić o tym przez telefon.
- To do zobaczenia.
Julia spojrzała pytającym
wzrokiem na Hanię. Jeśli miałaby być szczera przed sobą samą, naprawdę nie
rozumiała przyjaźni, jaka łączyła Lamberta z jej siostrą. On, ekscentryczny
wokalista, ona spokojna tancerka. Widocznie w całym tym szaleństwie musiała
pojawić się nić porozumienia. Ona jednak nie była w stanie tego pojąć.
- Adam ma do mnie sprawę. Za
chwilę do nas dołączy.
- Aha… mam się ulotnić?
- Nie, nie musisz.
Po chwili zobaczyły zbliżającego
się w ich stronę mężczyznę. Adam uściskał je obie serdecznie i postanowił od razu
przejść do konkretów.
- Rozmawiałem z Billem.
- To już wiem, mów dalej.
- Już jakiś czas temu o tym
rozmawialiśmy, jeszcze w Los Angeles ale temat ucichł. Biedak zainteresował się
pewną dziewczyną ale nie jest pewien czy to w ogóle ma szanse.
- Znam ją?
- Całkiem dobrze. – Uśmiechnął
się przebiegle. – Chodzi o jedną z twoich koleżanek, Danę.
- Bill zainteresował się Daną?
Dlaczego o niczym nie wiedziałam? Tom też mi nic nie mówił.
- Prawda jest taka, że mieliście
ostatnio z Tomem tyle problemów, że nie chciał was męczyć swoim zauroczeniem.
- Jestem mu coś winna – oznajmiła
Hania, wyciągając z torebki telefon. – I Tom też. – dodała, szukając numeru
Dany. Odebrała po dwóch sygnałach.
- No cześć kochana – usłyszała
radosny głos koleżanki, a w tle hałasy.
- Dana, gdzie ty jesteś? Na
zakupach?
- No prawie… Moja kuzynka się
rozchorowała i zastępuję ją w Manhattan Mall.
- A w którym ze sklepów jesteś?
- Jestem w całym centrum
handlowym – dało się słyszeć wahanie w jej głosie.
- Dana?
- Oj, no dobrze! Robię za aniołka.
- Ale po co?
- Atrakcja dla ludzi i dzieci. Rozdaję
słodycze i uśmiecham się do wszystkich. Mam skrzydełka, aureolę i długą, białą
kieckę. Jeśli chcesz, to wpadnij, żeby mnie dobić, bo twarz boli mnie od
sztucznego uśmiechu.
Hania wyobraziła sobie swoją
koleżankę w stroju anioła i w duszy zwinęła się ze śmiechu, jednak zapytała
spokojnie:
- A do której tam będziesz?
- Masz czas, fruwam po centrum do
dziewiątej.
- Przyjdę na pewno. Do
zobaczenia.
- No, pa.
- To co robimy? – zapytał Adam,
patrząc niecierpliwie na Hanię.
- Musimy zrobić coś, żeby cały
zespół Tokio Hotel mógł dostać się do Manhattan Mall bez wzbudzania sensacji.
- Jesteś świadoma, że Bill nigdy
nie dowie się o tej rozmowie, prawda?
- Jakiej rozmowie?
^^^^^^^^^^
Tom od godziny omawiał przez
telefon cały plan, jaki wymyśliła Hania. Razem z Gustavem i Georgiem siedzieli
w jego sypialni, uważnie słuchając tego, co dziewczyna wymyśliła. Mogli w
spokoju rozmawiać, bo Bill siedział w mieszkaniu ochroniarzy, omawiając
dokładny plan podróży do Niemiec.
- Prawda jest taka, że Dana może
być wszędzie. – ciągnęła ruda, a cała trójka wpatrywała się telefon, jakby
zaraz miał z niego wyskoczyć królik. – Aha, i dobrze by było, gdybyście się
rozdzielili, bo razem będziecie łatwym łupem hien.
- A ty gdzie będziesz? – zapytał
Tom.
- Na pewno nie z tobą.
- A z kim?
- Z Lambertem.
- I myślisz, że będziesz przy nim
niewidzialna?
- Na pewno bardziej niż przy
tobie.
- Dlaczego ty jesteś taka
uparta?!
- Odezwał się…
- Ludzie! – krzyknął w końcu
Gustav – Wróćmy do rzeczy ważniejszych. Coś jeszcze wymyśliłaś?
- Nie, wszystko już wiecie. Tom,
musisz pogadać z którymś ochroniarzem, sami nie wchodźcie do centrum.
- Dobra, coś wymyślę.
- To jeszcze raz, komórki macie
mieć przy sobie, uważajcie i jeśli zobaczycie coś interesującego dzwońcie.
- Jasne. – odpowiedzieli zgodnie.
^^^^^^^^^^^^^
- Widzisz ich gdzieś? – zapytał
Adam, rozglądając się po centrum handlowym.
- Nie, ale widzę Danę. Chodź –
rzuciła Hania i pociągnęła Lamberta za rękaw płaszcza.
Podeszła do koleżanki i
szturchnęła ją pod żebra tak, że Dana o mało nie wypuściła z rąk koszyka.
- Cześć aniołku – zawołała
radośnie.
- No cześć, co wy tu robicie?
- Spotkałam Adama, jak szukał
kalendarzy w Hallmarku i szliśmy właśnie na kawę. Jak ci idzie? – skłamała
gładko.
- Chodzę sobie od kilku godzin w
tej części centrum, bo koleżanka jest w drugim końcu, uśmiecham się do
wszystkich i rozdaję ludziom słodycze. Całkiem ciekawa praca. Szkoda, że
musiałam zrezygnować z trasy, zanim w ogóle się zaczęła. Jak było?
- Nadal trwa – odezwał się Adam.
– teraz tylko przerwaliśmy ją na miesiąc, ze względu na święta. Od połowy
stycznia ruszamy dalej.
- A jak twój wyrostek? - zwróciła się do Hani. – Jak się czujesz?
Nikt z tancerzy nie wiedział o
tym, że Hania straciła dziecko. Wszyscy kupili bajkę o tym, że dziewczyna
zasłabła, bo miała atak wyrostka. Tak było o wiele prościej.
- Mam jeszcze miesiąc urlopu, a
później znowu wracam do pracy. Ale dobrze, nie przeszkadzamy Ci już w pracy.
Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy przed świętami.
- Ja też. Trzymajcie się.
- No, pa.
Kiedy odeszli w stronę kawiarni,
Adam złapał Hanię za rękaw i zapytał:
- Nie będziemy czekać na
chłopaków? Pewnie gdzieś tu się kręcą.
- Widzisz kawiarnię? – wskazała
oszklone ściany. – Będziemy mieć widok na wszystko.
- Jesteś pewna, że to wypali?
- Moje plany zawsze wypalają.
^^^^^^^^^^
Bill coraz mniej rozumiał z tej
całej wyprawy do centrum handlowego. Fakt, kiedy będą już w domu, nie będzie
czasu na kupienie prezentów. Ale dzisiaj? I to jeszcze w środku dnia. Nie, żeby
jakoś specjalnie bał się ludzi, ale cenił swoją prywatność, a centrum handlowe
w środku dnia na pewno nie sprzyja niewidzialności.
Poza tym cały czas po głowie
chodziła mu rozmowa z Adamem. Cieszył się, że miał z kim porozmawiać o swoich
rozterkach, chociaż w głębi duszy żałował, że nie mógł powiedzieć o wszystkim
bratu. Tom i Hanna mięli i tak zbyt dużo problemów. A teraz pojawią się
kolejne, skoro chcą być razem. Z resztą jego zauroczenie tamtą dziewczyną to
właściwie nic wielkiego, jednak nie potrafił przestać o niej myśleć. Wreszcie
zaczął rozumieć, co musiał przeżywać Tom, kiedy Hanna wpadła mu w oko na
lotnisku. Bill wiedział jednak, że nie ma w sobie tyle odwagi, żeby ją znaleźć.
Dobrze pamiętał rozmowę z bratem,
kiedy ten zapytał go, czy potrafiłby komuś zaufać na tyle, żeby wpuścić go do
swojego świata. Dziś był już pewien, że tak.
- A może poszukamy jakichś gier? –
z rozmyślań wyrwał go głos Gustava.
- Myślałem raczej o kupieniu
nowego kalendarza – odpowiedział, kierując się w stronę Hallmarku. – Idziesz ze
mną?
- Jasne. – odpowiedział
perkusista radośnie, bo zauważył cel ich wyprawy stojący nieopodal sklepu.
Wyjął z kieszeni telefon i napisał krótką wiadomość: „Bill zbliża się do celu.
Jesteśmy przy Hallmarku”, po czym wysłał ją do Hani, Toma, Adama i Georga.
Rozejrzał się dookoła i zauważył
w kawiarni naprzeciwko Hanię i Adama. Uważnie obserwowali Billa i Danę.
Dziewczyna była odwrócona tyłem do nadchodzącego Czarnego i ten już miał ją
ominąć, niwecząc wszystko (jeśli się nie zobaczą to wszystko pójdzie na marne!),
kiedy Gustav, niewiele myśląc ruszył biegiem i potrącił Billa, a ten tracąc
równowagę wpadł na stojącego obok aniołka.
- O mój Boże! – krzyknął Bill,
podnosząc się szybko z ziemi.
- No, stary – zarechotał zadowolony
z siebie Gustav – skasowałeś aniołka.
Bill w odpowiedzi posłał mu
mordercze spojrzenie i zwrócił się do wstającej dziewczyny:
- Nic ci nie jest? Może ci
pomogę?
- Wszystko w porządku – usłyszał niewyraźny
pomruk spod burzy brązowych loków. Pomruk szybko jednak zamienił się w
prawdziwą wściekłość. – Ale mógłbyś bardziej uważać, gdzie chodzisz! Może czas
zainwestować w okula…! – urwała, patrząc w twarz swojego oprawcy. – O mój Boże…
„TO ONA!!!” – Bill usłyszał dziki
wrzask w swojej głowie, jednak był tak przerażony jej reakcją, że nie był w
stanie wydusić z siebie słowa.
- Proszę cię, nie krzycz już
więcej – odezwał się w końcu. – Nie chciałem na ciebie wpaść, to przez mojego
kolegę… - urwał, uświadamiając sobie, że za plecami nie było Gustava. – Który właśnie
gdzieś się ulotnił.
No i pięknie, zrobił z siebie
idiotę. Spojrzał bezradnie na dziewczynę, która nagle wybuchła głośnym
śmiechem.
- Przepraszam, ale zrobiłeś tak
załamaną minę… Nie mogłam się powstrzymać.
- Nic innego nie przyszło mi do
głowy – odetchnął z ulgą. – Na pewno nic ci nie jest?
- Skrzydła raczej całe –
obejrzała się, sprawdzając piórka, po czym dotknęła głowy, na której miała
aureolę – aureola też w porządku. Nic mi nie jest.
- A mogę ci to jakoś mimo
wszystko zrekompensować? Głupio mi po prostu.
- Możesz mnie kiedyś zaprosić na
kawę, Bill – uśmiechnęła się, wymawiając jego imię ciszej, niż resztę zdania. –
Jestem Dana – wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Skąd wiedziałaś?
- Kim jesteś? To nie jest trudne,
serio – wzruszyła ramionami. – Kto was widział na próbach przed koncertami charytatywnymi,
ten nie ma z tym problemu.
- Też cię widziałem kilka razy.
Tańczyłaś u Hanny Szot, prawda?
- Prawda.
- No to mamy wspólnych znajomych –
uśmiechnął się delikatnie, wyciągając telefon z kieszeni. – Podasz mi swój
numer, żebym na pewno mógł cię zaprosić na kawę?
- Jasne – chwyciła komórkę i
wystukała z pamięci kilka cyfr.
- Odezwę się na pewno.
- Będę czekać. A teraz wybacz,
muszę wrócić do pracy.
- Tak, jasne – rzucił nieprzytomnie.
Machnął jeszcze ręką, mówiąc: - To do usłyszenia.
- Do usłyszenia – rzuciła z uśmiechem,
ruszając w przeciwnym kierunku.
Bill zapomniał zupełnie, że miał
kupić sobie nowy kalendarz i ruszył w stronę wyjścia z centrum, gdzie stał bus
zespołu, w którym miał zamiar zaczekać na chłopaków.
Musiał też ze wszystkich sił powstrzymać
się, przed wysłaniem wiadomości do Dany. Co wcale nie było łatwe…
^^^^^^^^^^
- To był twój plan? – Adam wpatrywał
się uparcie w Hanię, która z dziwną miną piła kawę.
- Ani trochę – odpowiedziała w
końcu, patrząc z rozbawieniem na Lamberta.
- Co cię tak bawi?
- To, że nawet jeżeli coś nie
idzie po mojej myśli, na końcu i tak jest po mojemu. To bardzo przyjemne,
wiesz?
- Domyślam się. To co? Jedziemy
do ich mieszkania?
- Jasne.
____________
*Jonathan
Carroll
**********
Muszę powiedzieć, że jestem
niemożliwa, bo ta notka miała ukazać się na święta. Później miała ukazać się w
sylwestra. Ale niestety pojawia się dziś. Najpierw moje plany zniweczyła praca
i przygotowania do świąt. Później święta w ciągłym biegu. A na końcu choroba,
dzięki której zapomniałam na kilka dni, jak się nazywam. Z tego wynika, że jak
już coś się wali, to po całości.
To pierwszy rozdział, którego nie
czytał wcześniej Pan P. i jestem ciekawa jego reakcji :) i oczywiście ciekawa
reakcji wszystkich, którzy zostali.
Jak zwykle liczę na szczere
komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower.
P.S.: Mam nadzieję, że utwór Wam
się podoba :) Wpadłam na niego w ostatniej chwili i uznałam, że doskonale
pasuje do fragmentu…
Kurcze, mam problem, bo nie wiem co napisać. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ten rozdział jest... hmm no kurde nie wiem xD Ale czegoś mu brak. Teoretycznie jest wszystko, co powinno być czyli i Adam i Bill. Ale. Łeee, nienawidzę tego stanu rzeczy, gdy nie mogę dokładnie wyrazić tego, co chcę przekazać. Po prostu ten rozdział nie ma takiego pie*dolnięcia za przeproszeniem. I ogólnie jest troszkię sielankowo. Ale może to tylko takie wrażenie po szokujących poprzednich rozdziałach.
OdpowiedzUsuńMój komentarz za wiele nie dał i nie jestem z niego dumna :(
Pozdrawiam
Też odniosłam wrażenie, że jest odrobinę zbyt "słodko" w tym rozdziale, ale uświadomiłam to sobie dopiero, kiedy opublikowałam rozdział. Mimo wszystko myślę, że potrzebowałam tego, potrzebowałam takiej sielanki, przerywnika od ostatnich zagmatwanych spraw bohaterów - potrzebowałam jakiegoś sukcesu.
UsuńPoza tym... ten rozdział pisałam miesiąc. Tak naprawdę pomysł pojawił się w mojej głowie od tak i zwyczajnie nie mogłam się go pozbyć. Jedyne, z czym miałam problem to nieumiejętność poskładania myśli do kupy - pomysł jest, brak chronologii. I właśnie dlatego myślę, że ten rozdział i tak nie wygląda, jak z początku zakładałam.
Będzie lepiej, jestem tego pewna :)
Pozdrawiam