poniedziałek, 11 lutego 2013

31. Może za rok będzie inaczej.



Nie możesz się naszykować na nagłe uderzenie.
Nie możesz się odpowiednio przygotować.
 To cię po prostu uderza znikąd, nagle..
życie, które znałeś...
 kończy się..
na zawsze.





- Dlaczego do niej zwyczajnie nie zadzwonisz? Przecież miałeś się z nią umówić na kawę.
- Czy możesz dać mi spokój? Wiesz dobrze, że nie mogę się z nią od tak spotkać w kawiarni.
Tom od dobrej godziny krążył nad bratem, żeby ten w końcu zadzwonił do Dany. Bill uparcie odkładał to na Bóg wie kiedy.
- A w parku? Ja spotkałem się z Hanną w parku.
- Czy dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych? – Bill spojrzał z zaciekawieniem na brata, który uśmiechał się szeroko, bez szczególnego powodu. Ostatnio często to robił, co było dość zaskakujące.
- Oczywiście, że nie. – odpowiedział radośnie Tom. – Zdobycie Hanny miało być tą niemożliwą rzeczą, a jednak mi się udało. Ale do rzeczy. Masz do niej zadzwonić, bo za cztery dni wyjeżdżamy, a ja nie mam zamiaru słuchać przez całe święta, jak bardzo żałujesz, że tego nie zrobiłeś.
- Jeśli do niej nie zadzwonisz – z kuchni dało się słyszeć głos Gustava – będziesz płacił za przebukowanie mojego biletu, bo nie mam zamiaru wracać do domu wśród jęków żalu.
- To założysz słuchawki, pacanie – zawołał do niego Bill.
- Zepsułeś mu je trzy tygodnie temu – odezwał się Georg z fotela.
- Mógł ich nie kłaść na siedzeniu w busie – rzucił Czarny.
- Mogłeś patrzeć, gdzie siadasz! – krzyknął Gustav, wychylając się z kuchni, trzymając nóż.
- Ej, chłopaki! – zawołał Tom, machając rękoma. – Ty – wskazał na Gustava – dostaniesz nowe słuchawki, daję słowo. A ty, braciszku grzecznie weźmiesz telefon do ręki i wykręcisz numer Dany i umówisz się z nią na kawę w parku, bo inaczej polecisz w luku bagażowym. Wiesz, że nie masz szans z naszą trójką. A ja – uśmiechnął się zadowolony – idę spotkać się ze swoją dziewczyną.


^^^^^^^^^


- Wiem, że pewnie inaczej wyobrażałaś sobie wyjście na kawę.
- Właściwie wyszliśmy. A to, że pijemy kawę w parku nie jest niczym niezwykłym. Zwykle po zajęciach tak właśnie wygląda moje picie kawy.
Bill siedział razem z Daną od dobrych dwóch godzin w parku i zwyczajnie rozmawiali. Całkiem dobrze im to wychodziło – zupełnie jakby znali się od bardzo dawna. Tematy przychodziły same.
- Długo znasz Hannę? – zapytała w końcu dziewczyna. Nie było to pytanie nachalne, takie wyczułby od razu, raczej z czystej ciekawości.
- Poznaliśmy ją w trakcie prób do koncertów.
- Bardzo zaskoczyło mnie to, jak was zjechała na jednej z prób. Wtedy z resztą wszystkim się oberwało… w sumie z naszej winy.
- Daj spokój, nawet nie wiesz, jaki miałem ubaw z Toma, kiedy Hanna go zgasiła. W życiu nie udało mi się go zjechać w tak piękny sposób i w tak krótkim czasie.
- Ale chwila. – Dana spojrzała na niego uważnie. – Ne powiedziałeś mi, jak ją poznaliście.
- Tom poznał ją przez Adama Lamberta – rzucił wymijająco. Nie chciał mówić niczego ze szczegółami. – Później zaczęliśmy się spotykać podczas prób i tak jakoś zostało. Okazała się naprawdę dobrą przyjaciółką.
- Przyjaciółką? – zapytała, nie do końca wierząc w to, co słyszy. Wiedziała doskonale, że Hania jest atrakcyjną dziewczyną.
- Dla mnie jest jak młodsza siostra. – dodał, wyczuwając nagłe napięcie. – Zawsze chciałem mieć młodszą siostrę. – Zaśmiał się, dodając: - Gdybym kiedyś chociaż pomyślał o tym, że mógłbym z nią być, byłbym samobójcą. Za bardzo ja, Tom i ona jesteśmy do siebie podobni. Gdybym był na jej miejscu podczas tamtej próby, prawdopodobnie skończyłoby się podobnie, albo nawet gorzej.
- Jesteś aż tak cierpliwy?
- Niestety do czasu – odpowiedział z uśmiechem. Spojrzał na zegarek i spochmurniał. Dana to zauważyła.
- Musisz już iść?
- Niestety. Musimy się przygotować do wyjazdu, zamknąć kilka spraw, żeby nie zostawiać zaległości na nowy rok… Ale mam nadzieję, że będziemy w kontakcie.
- Co masz na myśli?
- Jeśli chcesz, podam ci mój niemiecki numer, albo adres mailowy… jest przecież tyle sposobów, żeby porozmawiać.
- Masz jakąś kartkę i długopis?
- Mam telefon.
- Daj, zapiszę ci mojego maila, jeśli będziesz chciał, to się odezwiesz, jeśli nie, ok, zrozumiem.
- Nie rozumiem? – zapytał, podając jej telefon, zupełnie nie mając pojęcia, o czym mówi Dana.
- Słuchaj – spojrzała na niego, oddając mu telefon – jestem realistką, Bill. Nigdy nie wierzyłam w cuda i teraz też tak jest. Jesteś gwiazdą. Spotkaliśmy się na kawie, porozmawialiśmy, było miło. Ale teraz pora wrócić na ziemię, do normalnego życia.
- Myślisz, że spotkałem się z tobą tylko dlatego, że byłem ci winien kawę? Bo miałem taki gwiazdorski kaprys?
- A nie?
- No właśnie nie, droga pani.
- Przepraszam. Nie myślałam, że…
- Że jestem normalnym człowiekiem z normalnymi cechami? – dokończył za nią.
- Nie myślałam, że mogłabym kiedykolwiek spotkać się Billem Kaulitzem na kawie w parku, od tak, po prostu z nim rozmawiać. Na tym właśnie polega mój realizm. Ale chyba będę musiała zmienić kilka zasad.
- Dobry pomysł – kiwnął głową z uznaniem, po czym uśmiechnął się szeroko.
Oboje wstali z ławki.
- To było naprawdę miłe spotkanie przy kawie – powiedziała z uśmiechem. Musiał przyznać, że miała naprawdę ładny uśmiech. – Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci osobiście wesołych świąt, bo życzenia w sms-ach wydają mi się sztuczne. No i szczęśliwej podróży.
- Dzięki i oczywiście też ci życzę wesołych świąt. Ale chyba jeszcze się odezwiesz, zanim wyjadę?
- Pewnie tak, w końcu nie dokończyłeś opowieści o tym, jak zniszczyłeś bratu gitarę.
- Jeszcze ją dokończę. Trzymaj się – objął ją delikatnie.
- Ty też – odpowiedziała, po czym odsunęła się od niego i rzucając ostatni uśmiech ruszyła w przeciwnym kierunku.
Stał tak, patrząc jak odchodzi, po chwili dołączył do niego Kevin.
- Dlaczego ja zawsze muszę chodzić z wami na randki?
- Bo za to ci płacimy? – odpowiedział Bill ze śmiechem, klepiąc ochroniarza w ramię – Chodź do domu.
- Nareszcie.


^^^^^^^^


24 grudnia…


- Boże! – zawył Tom, wstając od wigilijnego stołu. – Już nic więcej nie tknę. Jestem pełny.
- Simone ma jeszcze ciasto – rzucił Gordon, patrząc na przerażone spojrzenia bliźniaków.
- Mamo, dlaczego przygotowałaś jedzenia, jak dla armii? – zapytał Bill, rzucając się na kanapę, obok brata.
Simone spojrzała na swoich synów z radosnym uśmiechem. Prawda była taka, że od dawna rzadko miała okazję ich karmić, dlatego wykorzystywała każdą możliwość, żeby ich rozpieścić domowymi przysmakami. A Wigilia to przecież taki wyjątkowy dzień.
- W ciągu całego roku zapominacie, że zawsze tyle szykuję – wzruszyła ramionami. – A później narzekacie, że to za dużo.  Poza tym myślałam, że nie przyjedziecie sami. – dodała, patrząc uważnie na Toma.
- Wiesz dobrze, że to nie jest takie proste – odpowiedział, doskonale wiedząc, co mama ma na myśli. – Poza tym Hanna wyjechała do Polski razem z siostrą i jej narzeczonym.
- To nie jest daleko.
- Wiem, ale ona tego potrzebuje. Potrzebuje świąt w rodzinnym domu. Nie chciałem jej tego odbierać. Może za rok będzie inaczej.
Prawda była taka, że Simone nie wiedziała o kilku rzeczach. Nie miała pojęcia o tym, że rodzice Hanny nie żyją i nie chciał sam informować o tym mamy, czekał aż dziewczyna sama będzie miała okazję jej o tym powiedzieć.
Nie wiedziała też, że jeszcze nie tak dawno mogłaby zostać babcią. Ale o tym raczej nigdy się nie dowie. Gdyby spędził te święta razem z Hanną, byłoby im naprawdę ciężko. Wiedział, jak dziewczyna przeżywa utratę dziecka. Oboje ciężko to znosili, mimo że o tym nie wspominali. Widział minę Hani, kiedy oglądali jakiś film, gdzie szczęśliwa para została rodzicami, albo kiedy widziała matkę z dzieckiem na spacerze. Gdyby byli teraz razem oboje myśleli by o tym, co by czuli, gdyby była nadal w ciąży, gdyby wyobrażali sobie, że za rok spędzą święta z ich dzieckiem…
Spochmurniał, co jego mama opacznie zrozumiała, mówiąc:
- Tęsknisz za nią, prawda?
- Dziwisz mu się? – rzucił Gordon, zbierając talerze. Spojrzał na Billa, który pisał wiadomość na telefonie. – Bill, z kim tak piszesz?
Spłoszony Czarny odłożył telefon na mały stolik i spojrzał na ojczyma, mówiąc:
- Z nikim.
- Z nikim? To dlaczego wyglądasz, jakbym cię na czymś przyłapał?
- Wydaje ci się.
- Bill? – Simone spojrzała na młodszego syna z zaciekawieniem. – Czy ty mi chcesz o kimś powiedzieć?
- Mamo, daj spokój. To póki co nic, co mogłoby cię interesować.
- Interesuje mnie każdy szczegół z życia moich synów. W końcu mam was tylko dwóch. Nie daj się prosić.
- Poznałem kogoś – przyznał w końcu. – Ale to nie jest jeszcze nic, co mogłoby być ciekawe. Czas pokaże.
- Jak ma na imię?
- On nic wam nie powie – Tom stanął w obronie brata. – Ja też nie mam zamiaru, więc odpuście.
- Dobrze już – Gordon podniósł ręce w geście poddania.
- No nic – podsumowała Simone. – To kto ma ochotę na ciasto?


^^^^^^^^^^


- Dlaczego nie włączyłyście żadnych kolęd? Ta cisza jest przygnębiająca. – rzucił Jeremy i spojrzał na Hanię i Julię.
- Już włączam płytę – Hania wstała i sięgnęła po pilota od odtwarzacza. – Zwykle to tata dbał o muzykę. O cały nastrój.
Nie powiedziała tego ze smutkiem. Przez ostatni tydzień, od kiedy przyjechali do Polski, Jeremy nie zauważył, żeby dziewczyny płakały, czy chociażby smuciły się na wspomnienie rodziców. Zamyślały się tylko na dłuższą chwilę, kiedy patrzyły na jakiś bibelot albo fotografię. Jednak to nie był smutek, raczej powrót do jakiegoś nieznanego mu wspomnienia.
- A pamiętasz – odezwała się Julia – jak któregoś roku tata cudnie opalił ścianę nad kominkiem? Chciał zrobić świąteczny nastrój, ale nie przewidział, że kilim nad półką na której poustawiał świeczki może się zapalić.
- I ta mina mamy, kiedy wpadła do salonu z gaśnicą – parsknęła Hania. – To chyba były święta przed twoim wyjazdem.
- Tak, to te. Zrobiłam sobie nawet kilka zdjęć na tle tej ściany, żeby mieć pamiątkę.
- Tata dostał wtedy dożywotni zakaz zabawy świeczkami.
- Ale przynajmniej coś się działo.
- Teraz też może – wtrącił Jeremy, podchodząc do choinki. – Macie ochotę na prezenty?
- No pewnie! – krzyknęły, jak małe dziewczynki i rzuciły się do drzewka. Wszystkie prezenty były podpisane.
Julia odpakowała swoje prezenty jako pierwsza.
- Szalik, czapka i rękawiczki? – zapytała, wyciągając rzeczy z dużej torby. – Hanka, przyznaj się, to twoja sprawka.
- Zawsze narzekałaś, że marzniesz w górach więc to ci się przyda. – wzruszyła ramionami młodsza, odpakowując małą kopertę. – A to co?
- To ode mnie, przyznaję się – powiedział Jeremy, obserwując reakcję Hani.
Był to bilet autobusowy do Hamburga i wejściówka na koncert Tokio Hotel. Hania nie wiedziała co ma powiedzieć.
  - Kiedy to zdobyłeś?
- Wejściówkę jeszcze w Stanach, a bilet do Hamburga dwa dni temu, kiedy byłyście na zakupach. Pomyślałem, że będziesz chciała zobaczyć się z Tomem jeszcze w tym roku.
- Ale przecież miałam z wami jechać do Zakopanego.
- Pojedziesz. Właśnie stamtąd masz odjazd.
- W życiu bym nie pomyślała, że wpadniesz na taki pomysł – rzuciła Julia, patrząc na swojego narzeczonego.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, kochanie – uśmiechnął się do niej, rozbrajająco.
- A jak ci się podobają perfumy? – Julia zwróciła się do siostry.
- Dobrze wiesz, że uwielbiam wanilię pod każdą postacią. – rzuciła Hania i spryskała się dopiero co otwartymi perfumami.
- Kto cię zna lepiej, niż własna siostra?


^^^^^^^^^^


29 grudnia…


Wpakowała się do autobusu i jedyne co jeszcze zdążyła zrobić, to pomachać Julii i Jeremy’emu, zanim pojazd odjechał. Była czwarta nad ranem, pogoda nie sprzyjała wyjazdom – padał gęsty śnieg, drogi były jeszcze nieodśnieżone. To zabawne, jak pogoda zaskakuje drogowców. Co roku ten sam cyrk.
Drogę do granicy przespała, bardzo niespokojnym snem. Uśpiła ją muzyka z odtwarzacza mp3. Byłą jedną z pięciu osób, które jechały tego dnia do Niemiec, jedyną, która jechała do samego Hamburga.
Cieszyła się, że zrobi Tomowi niespodziankę, pojawiając się na koncercie. Nawet nie przerażała ją myśl, że jakiś dziennikarz ich zobaczy. Najważniejsze, że w końcu go zobaczy. Miała już dość udawania przed samą sobą, że ani trochę nie tęskni za swoim chłopakiem. W końcu wymieniali miliony wiadomości, nocami rozmawiali przez Skype i żadne z nich nie miało ochoty rozłączyć się jako pierwsze. Pierwszy raz od bardzo dawna czuła, że ma kogoś, kto będzie przy niej zawsze, kto podniesie ją po każdym upadku. Na kogo może liczyć.
Droga z Berlina dłużyła się niemiłosiernie, a pogoda przestała udawać, że sprzyja jakimkolwiek podróżom. Hania jechała już sama, więc przesiadła się na pierwsze miejsce, bliżej kierowcy. Pamiętała z jakichś opowieści, że dobrze jest rozmawiać z kierowcą, kiedy pogoda jest paskudna, wtedy uniknie się wypadku.
Szkoda, że pasażerowie samochodu osobowego jadącego z przeciwka o tym nie wiedzieli…


***********


Przepraszam za moją długą nieobecność, naprawdę, bardzo Was przepraszam. Musiałam się pozbierać, bo ostatnio… Cóż, powiem tylko tyle, że kiedy pisałam słowa na samiutkim początku notki, nawet nie przypuszczałam, że „nagłe uderzenie” spadnie dosłownie w najbardziej niespodziewanym momencie.
Zapewne domyślacie się, że coś się wydarzy. Owszem, coś na pewno. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej, niż ten. I wierzcie mi, będzie o wiele bardziej ciekawy. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Liczę na szczere komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower.

4 komentarze:

  1. Co tu napisać? Może po kolei. Mówiłam już, że uwielbiam Billa? Na pewno? A teraz dodatkowo uświadomiłam sobie dlaczego, no oprócz tego, że ogólnie jest zajebistym bratem i przyjacielem. Uwielbiam te jego skrzywienie, prawie paranoję na punkcie prywatności i w ogóle. W sumie taka osoba jest potrzebna i ogólnie zawsze urozmaica akcję. Dziś siedząc w coffee haeven to zrozumiałam. Taki Hodgins w "Kościach", Mozzie w "Białych kołnierzykach" czy Masuka w "Dexterze". ^^
    Ale tą końcówką to mnie dobiłaś! No bo przecież jak to to tak by w końcu wszystko się ułożyło. Och, teraz tylko będę wyczekiwać nowego posta i mieć nadzieję, że Hanna dojedzie do Hamburga w jednym kawałku!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawiadamiam, że u mnie jakimś cudem pojawił się nowy rozdział. Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :D Pamiętasz mnie jeszcze? Tu Dann z bloga: http://gdy-nadejdzie-noc.blog.onet.pl/
    Po prawie roku czasu postanowiłam wrócić, więc, jeśli jeszcze wchodzisz na oneta, to wpadnij do mnie. NN już wkrótce
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nowy part, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń