Nie możesz
się naszykować na nagłe uderzenie.
Nie możesz
się odpowiednio przygotować.
To cię po prostu uderza znikąd, nagle..
życie, które
znałeś...
kończy się..
na zawsze.
- Dlaczego
do niej zwyczajnie nie zadzwonisz? Przecież miałeś się z nią umówić na kawę.
- Czy
możesz dać mi spokój? Wiesz dobrze, że nie mogę się z nią od tak spotkać w
kawiarni.
Tom od
dobrej godziny krążył nad bratem, żeby ten w końcu zadzwonił do Dany. Bill
uparcie odkładał to na Bóg wie kiedy.
- A w
parku? Ja spotkałem się z Hanną w parku.
- Czy dla
ciebie nie ma rzeczy niemożliwych? – Bill spojrzał z zaciekawieniem na brata,
który uśmiechał się szeroko, bez szczególnego powodu. Ostatnio często to robił,
co było dość zaskakujące.
-
Oczywiście, że nie. – odpowiedział radośnie Tom. – Zdobycie Hanny miało być tą
niemożliwą rzeczą, a jednak mi się udało. Ale do rzeczy. Masz do niej
zadzwonić, bo za cztery dni wyjeżdżamy, a ja nie mam zamiaru słuchać przez całe
święta, jak bardzo żałujesz, że tego nie zrobiłeś.
- Jeśli do
niej nie zadzwonisz – z kuchni dało się słyszeć głos Gustava – będziesz płacił
za przebukowanie mojego biletu, bo nie mam zamiaru wracać do domu wśród jęków
żalu.
- To założysz
słuchawki, pacanie – zawołał do niego Bill.
- Zepsułeś
mu je trzy tygodnie temu – odezwał się Georg z fotela.
- Mógł ich
nie kłaść na siedzeniu w busie – rzucił Czarny.
- Mogłeś
patrzeć, gdzie siadasz! – krzyknął Gustav, wychylając się z kuchni, trzymając
nóż.
- Ej,
chłopaki! – zawołał Tom, machając rękoma. – Ty – wskazał na Gustava – dostaniesz
nowe słuchawki, daję słowo. A ty, braciszku grzecznie weźmiesz telefon do ręki
i wykręcisz numer Dany i umówisz się z nią na kawę w parku, bo inaczej polecisz
w luku bagażowym. Wiesz, że nie masz szans z naszą trójką. A ja – uśmiechnął
się zadowolony – idę spotkać się ze swoją dziewczyną.
^^^^^^^^^
- Wiem, że
pewnie inaczej wyobrażałaś sobie wyjście na kawę.
- Właściwie
wyszliśmy. A to, że pijemy kawę w parku nie jest niczym niezwykłym. Zwykle po
zajęciach tak właśnie wygląda moje picie kawy.
Bill
siedział razem z Daną od dobrych dwóch godzin w parku i zwyczajnie rozmawiali.
Całkiem dobrze im to wychodziło – zupełnie jakby znali się od bardzo dawna.
Tematy przychodziły same.
- Długo
znasz Hannę? – zapytała w końcu dziewczyna. Nie było to pytanie nachalne, takie
wyczułby od razu, raczej z czystej ciekawości.
-
Poznaliśmy ją w trakcie prób do koncertów.
- Bardzo
zaskoczyło mnie to, jak was zjechała na jednej z prób. Wtedy z resztą wszystkim
się oberwało… w sumie z naszej winy.
- Daj
spokój, nawet nie wiesz, jaki miałem ubaw z Toma, kiedy Hanna go zgasiła. W
życiu nie udało mi się go zjechać w tak piękny sposób i w tak krótkim czasie.
- Ale
chwila. – Dana spojrzała na niego uważnie. – Ne powiedziałeś mi, jak ją
poznaliście.
- Tom
poznał ją przez Adama Lamberta – rzucił wymijająco. Nie chciał mówić niczego ze
szczegółami. – Później zaczęliśmy się spotykać podczas prób i tak jakoś
zostało. Okazała się naprawdę dobrą przyjaciółką.
-
Przyjaciółką? – zapytała, nie do końca wierząc w to, co słyszy. Wiedziała
doskonale, że Hania jest atrakcyjną dziewczyną.
- Dla mnie
jest jak młodsza siostra. – dodał, wyczuwając nagłe napięcie. – Zawsze chciałem
mieć młodszą siostrę. – Zaśmiał się, dodając: - Gdybym kiedyś chociaż pomyślał
o tym, że mógłbym z nią być, byłbym samobójcą. Za bardzo ja, Tom i ona jesteśmy
do siebie podobni. Gdybym był na jej miejscu podczas tamtej próby,
prawdopodobnie skończyłoby się podobnie, albo nawet gorzej.
- Jesteś aż
tak cierpliwy?
- Niestety
do czasu – odpowiedział z uśmiechem. Spojrzał na zegarek i spochmurniał. Dana
to zauważyła.
- Musisz
już iść?
- Niestety.
Musimy się przygotować do wyjazdu, zamknąć kilka spraw, żeby nie zostawiać
zaległości na nowy rok… Ale mam nadzieję, że będziemy w kontakcie.
- Co masz
na myśli?
- Jeśli
chcesz, podam ci mój niemiecki numer, albo adres mailowy… jest przecież tyle
sposobów, żeby porozmawiać.
- Masz
jakąś kartkę i długopis?
- Mam
telefon.
- Daj,
zapiszę ci mojego maila, jeśli będziesz chciał, to się odezwiesz, jeśli nie,
ok, zrozumiem.
- Nie
rozumiem? – zapytał, podając jej telefon, zupełnie nie mając pojęcia, o czym
mówi Dana.
- Słuchaj –
spojrzała na niego, oddając mu telefon – jestem realistką, Bill. Nigdy nie
wierzyłam w cuda i teraz też tak jest. Jesteś gwiazdą. Spotkaliśmy się na
kawie, porozmawialiśmy, było miło. Ale teraz pora wrócić na ziemię, do
normalnego życia.
- Myślisz,
że spotkałem się z tobą tylko dlatego, że byłem ci winien kawę? Bo miałem taki
gwiazdorski kaprys?
- A nie?
- No
właśnie nie, droga pani.
-
Przepraszam. Nie myślałam, że…
- Że jestem
normalnym człowiekiem z normalnymi cechami? – dokończył za nią.
- Nie
myślałam, że mogłabym kiedykolwiek spotkać się Billem Kaulitzem na kawie w
parku, od tak, po prostu z nim rozmawiać. Na tym właśnie polega mój realizm.
Ale chyba będę musiała zmienić kilka zasad.
- Dobry
pomysł – kiwnął głową z uznaniem, po czym uśmiechnął się szeroko.
Oboje
wstali z ławki.
- To było
naprawdę miłe spotkanie przy kawie – powiedziała z uśmiechem. Musiał przyznać,
że miała naprawdę ładny uśmiech. – Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć
ci osobiście wesołych świąt, bo życzenia w sms-ach wydają mi się sztuczne. No i
szczęśliwej podróży.
- Dzięki i
oczywiście też ci życzę wesołych świąt. Ale chyba jeszcze się odezwiesz, zanim
wyjadę?
- Pewnie
tak, w końcu nie dokończyłeś opowieści o tym, jak zniszczyłeś bratu gitarę.
- Jeszcze
ją dokończę. Trzymaj się – objął ją delikatnie.
- Ty też –
odpowiedziała, po czym odsunęła się od niego i rzucając ostatni uśmiech ruszyła
w przeciwnym kierunku.
Stał tak,
patrząc jak odchodzi, po chwili dołączył do niego Kevin.
- Dlaczego
ja zawsze muszę chodzić z wami na randki?
- Bo za to
ci płacimy? – odpowiedział Bill ze śmiechem, klepiąc ochroniarza w ramię –
Chodź do domu.
-
Nareszcie.
^^^^^^^^
24 grudnia…
- Boże! –
zawył Tom, wstając od wigilijnego stołu. – Już nic więcej nie tknę. Jestem
pełny.
- Simone ma
jeszcze ciasto – rzucił Gordon, patrząc na przerażone spojrzenia bliźniaków.
- Mamo,
dlaczego przygotowałaś jedzenia, jak dla armii? – zapytał Bill, rzucając się na
kanapę, obok brata.
Simone
spojrzała na swoich synów z radosnym uśmiechem. Prawda była taka, że od dawna
rzadko miała okazję ich karmić, dlatego wykorzystywała każdą możliwość, żeby
ich rozpieścić domowymi przysmakami. A Wigilia to przecież taki wyjątkowy dzień.
- W ciągu
całego roku zapominacie, że zawsze tyle szykuję – wzruszyła ramionami. – A
później narzekacie, że to za dużo. Poza
tym myślałam, że nie przyjedziecie sami. – dodała, patrząc uważnie na Toma.
- Wiesz
dobrze, że to nie jest takie proste – odpowiedział, doskonale wiedząc, co mama
ma na myśli. – Poza tym Hanna wyjechała do Polski razem z siostrą i jej
narzeczonym.
- To nie
jest daleko.
- Wiem, ale
ona tego potrzebuje. Potrzebuje świąt w rodzinnym domu. Nie chciałem jej tego
odbierać. Może za rok będzie inaczej.
Prawda była
taka, że Simone nie wiedziała o kilku rzeczach. Nie miała pojęcia o tym, że
rodzice Hanny nie żyją i nie chciał sam informować o tym mamy, czekał aż
dziewczyna sama będzie miała okazję jej o tym powiedzieć.
Nie
wiedziała też, że jeszcze nie tak dawno mogłaby zostać babcią. Ale o tym raczej
nigdy się nie dowie. Gdyby spędził te święta razem z Hanną, byłoby im naprawdę
ciężko. Wiedział, jak dziewczyna przeżywa utratę dziecka. Oboje ciężko to
znosili, mimo że o tym nie wspominali. Widział minę Hani, kiedy oglądali jakiś
film, gdzie szczęśliwa para została rodzicami, albo kiedy widziała matkę z
dzieckiem na spacerze. Gdyby byli teraz razem oboje myśleli by o tym, co by
czuli, gdyby była nadal w ciąży, gdyby wyobrażali sobie, że za rok spędzą
święta z ich dzieckiem…
Spochmurniał,
co jego mama opacznie zrozumiała, mówiąc:
- Tęsknisz
za nią, prawda?
- Dziwisz
mu się? – rzucił Gordon, zbierając talerze. Spojrzał na Billa, który pisał
wiadomość na telefonie. – Bill, z kim tak piszesz?
Spłoszony
Czarny odłożył telefon na mały stolik i spojrzał na ojczyma, mówiąc:
- Z nikim.
- Z nikim?
To dlaczego wyglądasz, jakbym cię na czymś przyłapał?
- Wydaje ci
się.
- Bill? –
Simone spojrzała na młodszego syna z zaciekawieniem. – Czy ty mi chcesz o kimś
powiedzieć?
- Mamo, daj
spokój. To póki co nic, co mogłoby cię interesować.
-
Interesuje mnie każdy szczegół z życia moich synów. W końcu mam was tylko
dwóch. Nie daj się prosić.
- Poznałem
kogoś – przyznał w końcu. – Ale to nie jest jeszcze nic, co mogłoby być
ciekawe. Czas pokaże.
- Jak ma na
imię?
- On nic
wam nie powie – Tom stanął w obronie brata. – Ja też nie mam zamiaru, więc
odpuście.
- Dobrze
już – Gordon podniósł ręce w geście poddania.
- No nic –
podsumowała Simone. – To kto ma ochotę na ciasto?
^^^^^^^^^^
- Dlaczego
nie włączyłyście żadnych kolęd? Ta cisza jest przygnębiająca. – rzucił Jeremy i
spojrzał na Hanię i Julię.
- Już
włączam płytę – Hania wstała i sięgnęła po pilota od odtwarzacza. – Zwykle to
tata dbał o muzykę. O cały nastrój.
Nie
powiedziała tego ze smutkiem. Przez ostatni tydzień, od kiedy przyjechali do
Polski, Jeremy nie zauważył, żeby dziewczyny płakały, czy chociażby smuciły się
na wspomnienie rodziców. Zamyślały się tylko na dłuższą chwilę, kiedy patrzyły
na jakiś bibelot albo fotografię. Jednak to nie był smutek, raczej powrót do
jakiegoś nieznanego mu wspomnienia.
- A
pamiętasz – odezwała się Julia – jak któregoś roku tata cudnie opalił ścianę
nad kominkiem? Chciał zrobić świąteczny nastrój, ale nie przewidział, że kilim
nad półką na której poustawiał świeczki może się zapalić.
- I ta mina
mamy, kiedy wpadła do salonu z gaśnicą – parsknęła Hania. – To chyba były
święta przed twoim wyjazdem.
- Tak, to
te. Zrobiłam sobie nawet kilka zdjęć na tle tej ściany, żeby mieć pamiątkę.
- Tata
dostał wtedy dożywotni zakaz zabawy świeczkami.
- Ale
przynajmniej coś się działo.
- Teraz też
może – wtrącił Jeremy, podchodząc do choinki. – Macie ochotę na prezenty?
- No
pewnie! – krzyknęły, jak małe dziewczynki i rzuciły się do drzewka. Wszystkie
prezenty były podpisane.
Julia
odpakowała swoje prezenty jako pierwsza.
- Szalik,
czapka i rękawiczki? – zapytała, wyciągając rzeczy z dużej torby. – Hanka,
przyznaj się, to twoja sprawka.
- Zawsze
narzekałaś, że marzniesz w górach więc to ci się przyda. – wzruszyła ramionami
młodsza, odpakowując małą kopertę. – A to co?
- To ode
mnie, przyznaję się – powiedział Jeremy, obserwując reakcję Hani.
Był to
bilet autobusowy do Hamburga i wejściówka na koncert Tokio Hotel. Hania nie wiedziała
co ma powiedzieć.
- Kiedy
to zdobyłeś?
-
Wejściówkę jeszcze w Stanach, a bilet do Hamburga dwa dni temu, kiedy byłyście
na zakupach. Pomyślałem, że będziesz chciała zobaczyć się z Tomem jeszcze w tym
roku.
- Ale
przecież miałam z wami jechać do Zakopanego.
-
Pojedziesz. Właśnie stamtąd masz odjazd.
- W życiu
bym nie pomyślała, że wpadniesz na taki pomysł – rzuciła Julia, patrząc na
swojego narzeczonego.
- Jeszcze
wielu rzeczy o mnie nie wiesz, kochanie – uśmiechnął się do niej, rozbrajająco.
- A jak ci
się podobają perfumy? – Julia zwróciła się do siostry.
- Dobrze
wiesz, że uwielbiam wanilię pod każdą postacią. – rzuciła Hania i spryskała się
dopiero co otwartymi perfumami.
- Kto cię
zna lepiej, niż własna siostra?
^^^^^^^^^^
29 grudnia…
Wpakowała
się do autobusu i jedyne co jeszcze zdążyła zrobić, to pomachać Julii i Jeremy’emu,
zanim pojazd odjechał. Była czwarta nad ranem, pogoda nie sprzyjała wyjazdom –
padał gęsty śnieg, drogi były jeszcze nieodśnieżone. To zabawne, jak pogoda
zaskakuje drogowców. Co roku ten sam cyrk.
Drogę do
granicy przespała, bardzo niespokojnym snem. Uśpiła ją muzyka z odtwarzacza
mp3. Byłą jedną z pięciu osób, które jechały tego dnia do Niemiec, jedyną,
która jechała do samego Hamburga.
Cieszyła
się, że zrobi Tomowi niespodziankę, pojawiając się na koncercie. Nawet nie
przerażała ją myśl, że jakiś dziennikarz ich zobaczy. Najważniejsze, że w końcu
go zobaczy. Miała już dość udawania przed samą sobą, że ani trochę nie tęskni
za swoim chłopakiem. W końcu wymieniali miliony wiadomości, nocami rozmawiali
przez Skype i żadne z nich nie miało ochoty rozłączyć się jako pierwsze. Pierwszy
raz od bardzo dawna czuła, że ma kogoś, kto będzie przy niej zawsze, kto
podniesie ją po każdym upadku. Na kogo może liczyć.
Droga z
Berlina dłużyła się niemiłosiernie, a pogoda przestała udawać, że sprzyja
jakimkolwiek podróżom. Hania jechała już sama, więc przesiadła się na pierwsze
miejsce, bliżej kierowcy. Pamiętała z jakichś opowieści, że dobrze jest
rozmawiać z kierowcą, kiedy pogoda jest paskudna, wtedy uniknie się wypadku.
Szkoda, że
pasażerowie samochodu osobowego jadącego z przeciwka o tym nie wiedzieli…
***********
Przepraszam
za moją długą nieobecność, naprawdę, bardzo Was przepraszam. Musiałam się
pozbierać, bo ostatnio… Cóż, powiem tylko tyle, że kiedy pisałam słowa na
samiutkim początku notki, nawet nie przypuszczałam, że „nagłe uderzenie” spadnie
dosłownie w najbardziej niespodziewanym momencie.
Zapewne
domyślacie się, że coś się wydarzy. Owszem, coś na pewno. Mam nadzieję, że
kolejny rozdział pojawi się szybciej, niż ten. I wierzcie mi, będzie o wiele bardziej
ciekawy. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Liczę na
szczere komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower.
Co tu napisać? Może po kolei. Mówiłam już, że uwielbiam Billa? Na pewno? A teraz dodatkowo uświadomiłam sobie dlaczego, no oprócz tego, że ogólnie jest zajebistym bratem i przyjacielem. Uwielbiam te jego skrzywienie, prawie paranoję na punkcie prywatności i w ogóle. W sumie taka osoba jest potrzebna i ogólnie zawsze urozmaica akcję. Dziś siedząc w coffee haeven to zrozumiałam. Taki Hodgins w "Kościach", Mozzie w "Białych kołnierzykach" czy Masuka w "Dexterze". ^^
OdpowiedzUsuńAle tą końcówką to mnie dobiłaś! No bo przecież jak to to tak by w końcu wszystko się ułożyło. Och, teraz tylko będę wyczekiwać nowego posta i mieć nadzieję, że Hanna dojedzie do Hamburga w jednym kawałku!
Pozdrawiam ^^
Zawiadamiam, że u mnie jakimś cudem pojawił się nowy rozdział. Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńHej :D Pamiętasz mnie jeszcze? Tu Dann z bloga: http://gdy-nadejdzie-noc.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPo prawie roku czasu postanowiłam wrócić, więc, jeśli jeszcze wchodzisz na oneta, to wpadnij do mnie. NN już wkrótce
Pozdrawiam :D
U mnie nowy part, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń