środa, 13 marca 2013

32. Hanna jest w Hamburgu…





29 grudnia…


Koncert był długi. Dobrze wiedzieli, że kiedy tylko skończą grać ostatni utwór na bis, fani zaczną prosić o kolejne kawałki. Nie mogli odmówić, nie tutaj. Nie w domu.
Tom starał się skupić na grze, ale nie mógł przestać myśleć o Hani. Rozmawiali wczoraj do późna przez kilka godzin, widział na monitorze, jaka jest zmęczona, jak trze oczy i ziewa co chwilę, nie zasłaniając ust. Cieszył się, że wreszcie zaczęła czuć się swobodnie w jego obecności, nawet, jeśli to była tylko rozmowa przez Skype’a.
Wreszcie Bill ogłosił oficjalny koniec imprezy i zespół spokojnie zszedł ze sceny za kulisy. Georg rzucił się na lodówkę z napojami, Gustav padł na sofę, ogłaszając, że nigdzie się już nie ruszy a Tom chował delikatnie swoją ukochaną gitarę do futerału. Natomiast Bill zamknął się garderobie. Zawsze tak robił, żeby chłonąć.
- Tom! – cała trójka usłyszała krzyk z garderoby a Tom poderwał się i zanim zdążył chwycić za klamkę stanął twarzą w twarz z bratem.
- Co się stało?
- Mam trzydzieści nieodebranych połączeń od Julii, sprawdź swój telefon.
- Dobrze, ale oddzwoń do niej.
Bill wybrał numer i po dwóch sygnałach Julia odebrała.
- Co się stało?... Ale jakim cudem?... Jesteście tam?... Dobrze, niedługo będziemy. – rozłączył się a jego twarz pobladła.
- Bill, co się dzieje? – Tom zaczynał wpadać w panikę.
- Hanna jest w Hamburgu… - wydusił z siebie Czarny, nie patrząc na brata.
- Gdzie? Jedziemy po nią.
- W szpitalu. Jechała na nasz koncert.
Co się stało? – poruszenie w garderobie sprawiło, że Georg i Gustav wpadli tam, jak burza.
- Dlaczego tak krzyczycie?
- Musimy jechać do szpitala – rzucił Bill wybiegając z garderoby. – Idę po Kevina – usłyszeli jeszcze jego krzyk.
Po dwudziestu minutach dotarli do Bethesda - Allgemeines Krankenhaus Bergedorf (szpital ogólny Bergedorf). Dzięki Julii wiedzieli, gdzie szukać Hani. Bill, Gustav i Georg stwierdzili, że też muszą jechać, w końcu nie zostawią Toma samego.
Pod drzwiami oddziału intensywnej terapii czekała Julia razem z Jeremy’m. Tom do nich podbiegł i objął załamaną dziewczynę.
- Leży nieprzytomna… - wyszeptała słabo. – Reanimowali ją, teraz nikt nic nam nie mówi.
Bill zwrócił się do Jeremy’ego:
- Ktoś wie, jak doszło do wypadku?
- Pięć kilometrów od Hamburga zza zakrętu, prosto na autobus wyjechał mini - van z czteroosobową rodziną. Kierowca samochodu usnął za kierownicą. Kierowca autobusu chciał zjechać na drugi pas, ale było ślisko, wszystko działo się za szybko i autobus wylądował na jakimś polu, na boku. Kierowca autobusu nie żyje, tamta rodzina jest chyba tylko poobijana, ale nie wiemy jak bardzo. Z resztą – rzucił gorzko – na pewno są w lepszym stanie, niż kierowca autobusu i Hanna.
- Pani Julia Szot? – usłyszeli głos za plecami. Stał za nimi lekarz.
- Tak, to ja – Julia podeszła do lekarza. Toma mimo wszystko zaskoczyło, jak dobrze mówi po niemiecku. – Panie doktorze, co z moją siostrą?
- W wyniku uderzenia doszło u Hanny do krwotoku śródmózgowego. Przy tego typu urazach przedłużamy śpiączkę by mózg się zregenerował wraz z ustąpieniem obrzęku. Następnie będziemy ją wybudzać. Uraz był jednak poważny i dlatego najbliższe dwanaście godzin zadecyduje o wszystkim. Najważniejsze, że oddycha samodzielnie.
- Dobrze, proszę mnie o wszystkim informować.
- Dobrze, proszę nie tracić nadziei, nie takie urazy tu mieliśmy – dodał i odwrócił się, by odejść, ale Tom go zatrzymał.
- Czy możemy do niej wejść?
- Tylko jedna osoba – zastrzegł lekarz, ale zauważył błagalne spojrzenie chłopaka i dodał: - Ale możecie się zmieniać.
- Dziękuję.
- Jeremy, zarezerwuj hotel – Julia podeszła do narzeczonego.
- Nie ma takiej potrzeby – Gustav pogrzebał w kieszeniach obszernej kurtki, by wyjąć z nich pęk kluczy. – To są klucze do jednego z naszych mieszkań, jest niedaleko. Zaraz zapiszę wam adres.
- Gus ma rację – rzucił Georg. – Nie będziecie płacić za hotel, kiedy macie do dyspozycji wygodne mieszkanie.
- Dzięki, chłopaki – Julia uściskała ich słabo. – Ale wy jedźcie, ja tu zostanę.
 - A ja z tobą. – Tom klepnął brata w ramię. – Bill, jedź z chłopakami, pokażcie Jeremy’emu drogę do mieszkania. Niech się rozgości, coś zje. Będziemy was informować, a rano się zmienimy.
- Kevin ma przyprowadzić twoje auto?
- Nie, lepiej nie.
- Dobra, to jedziemy.
Wyszli, a w korytarzu zapanowała niespokojna cisza. Tom co chwila zerkał na zegarek w telefonie, ale godzina nie zmieniła się więcej, niż o pięć minut, mimo, że miał wrażenie iż siedzą tu już kilka godzin.
- Zwykle to ja kilka razy w roku lądowałam w szpitalu. – odezwała się Julia.
- Hanna nigdy?
- Ona nawet nie urodziła się w szpitalu, Tylku w domu naszych dziadków w Stanach, kiedy byliśmy tam na wakacjach.
- Nic o tym nie wiedziałem – przyznał, coraz bardziej zaintrygowany.
- Obie urodziłyśmy się w Stanach, nasz tata tam się wychował.
- Więc dlaczego wróciliście do Polski?
- Ja miałam dwa lata, kiedy rodzice pierwszy raz wrócili do Polski od ślubu. W tym czasie tata otworzył razem ze znajomym kancelarię, a mama w końcu razem z przyjaciółką ruszyły ze szkołą baletową. A kiedy mama drugi raz zaszła w ciążę wyjechaliśmy znowu. Na dobre do Polski wróciliśmy, kiedy Hanna skończyła rok i było pewne, że będzie miała obywatelstwo w Stanach. Kancelaria taty całkiem dobrze prosperowała i nie musieliśmy już tak kurczowo trzymać się Ameryki.
- A wasz dom w Warszawie? Wygląda na bardzo stary.
- Bo jest stary – przytaknęła Julia. – Należał do pradziadka taty. Wiele lat naszej rodzinie zajęło odrestaurowanie go, doprowadzenie do takiego stanu, w jakim jest obecnie. Każdy - pradziadek, dziadek, tata, włożyli w ten dom wiele pracy i serca, co sprawiło, że jest nam bardzo bliski. I mimo, że teraz mieszkamy w Stanach, kiedyś do niego wrócimy na stałe. Szczególnie, że my też będziemy musiały coś włożyć w ten budynek.
- Nie rozumiem.
- Nasi rodzice zakończyli ostatnie remonty, ale prawda jest taka, że zawsze będzie coś do zrobienia. Jestem architektem zieleni. Widziałeś nasz ogród i musisz przyznać, że mam tam niezłe pole do popisu. Jedyne czego nie mogę ruszyć to sad i skalniak mamy.
- Jak poznali się wasi rodzice?
- Dziadkowie postanowili, że tata będzie studiował w Polsce, sam też tego chciał, więc nie było problemu. Na ten czas cała trójka wróciła do Polski, dziadkowie nie wyobrażali sobie rozstania z jedynym synem. Mama też studiowała prawo, ale na drugim roku przerwała studia, żeby wrócić do tańca. Na jakiś czas wróciła do domu, do Niemiec, gdzie mieszkała w trakcie nauki w szkole średniej i gdzie na stałe mieszkał mój dziadek.
- To stąd tak dobrze znasz niemiecki?
- Dopóki dziadek żył, mama pilnowała, żebyśmy wyjeżdżały do niego na miesiąc wakacji, drugi spędzałyśmy w Stanach. Obie dobrze mówimy po niemiecku, chociaż Hanna nigdy się do tego nie przyzna – wzruszyła ramionami. – Ale wracając do historii. Rodzice pisali do siebie bardzo dużo listów, kiedy mama była u dziadka. Było im ciężko, zważywszy na to, że przez prawie dwa lata studiów byli nierozłączni. W końcu tata nie wytrzymał i pojechał do Niemiec, żeby się jej oświadczyć.
- A Hanna? Też rzuciła studia?
- Nigdy ci nie mówiła? Ona ich nawet nie zaczęła. Rzuciła po maturze wszystko i w pełni zajęła się tańcem. Marcus, jej obecny szef w Broadway Dance Center od dawna namawiał ją do rozpoczęcia nauki w Juiliardzie, kilkakrotnie zdarzało się, że przyjmowali ludzi po czternastym roku życia i dla niej zrobiliby wyjątek. Stwierdziła jednak, że dyplom nie sprawi, że bardziej poczuje się tancerką.
- Ty nigdy nie chciałaś tańczyć?
- Nie, nigdy. Od zawsze wolałam rysować w zaciszu pokoju, zamiast ćwiczyć w wielkiej, głośnej Sali. Obie czujemy rytm, Ale to Hanna pokochała taniec. Jest bardziej podobna do mamy, dla tańca potrafi poświęcić wiele, ale na szczęście nie wszystko. Ja stoję twardo na ziemi, lubię robić coś konkretnego, czego efekty widzę przy każdym ruchu myszki czy ołówka. Jestem bardziej podobna do taty. – nagle urwała i schowała twarz e dłoniach. Usłyszał jej cichy głos: - Nie mogę stracić siostry. Teraz tylko ona mi została.
- Nie stracisz jej. – objął Julię ramieniem. – żadne z nas jej nie straci. – Chciał sam wierzyć  swoje słowa, ale czuł, że przez najbliższe kilka godzin będzie to jedna z najtrudniejszych rzeczy. – Idź do niej, ja skoczę po kawę. Słodzisz?
- Nie. I poproszę białą kawę.
- Dobrze.
Ruszył wolnym krokiem korytarzem, aż dotarł do wind, przy których znajdowała się informacja, gdzie może znaleźć kawiarnię szpitalną.
Myśli cały czas krążyły wokół Hanny. Przypomniał sobie wiadomość, którą dostał od niej, zanim poznali się osobiście:
 „Wiem jedno… Dobrze jest się bać. To oznacza, że ciągle masz coś do stracenia.”
Teraz miał do stracenia wszystko, na czym mu zależało.


^^^^^^^^^^

1 stycznia…

Od godziny Tom siedział w sali, razem z Hanną. Jeremy przyjechał po Julię, żeby w końcu wzięła porządny prysznic i może wreszcie się przespała. Ktoś musiał ją zmienić. Lekarz mówił, że niedługo Hanna powinna się wybudzić, bo przestali podawać jej leki. Pewnie to był główny argument, który przekonał Julię, żeby wreszcie pozbierała się do kupy. W sumie Tom ani trochę się jej nie dziwił. Sam nie miał ochoty opuszczać szpitala i wkurzał się na Billa, który po niego przyjeżdżał.
- A o północy Bill złożył Danie bardzo oficjalne życzenia. – opowiadał jej o wszystkim, jakby wcale nie była w śpiączce. – Wiesz doskonale, jak wyglądają takie życzenia. Zupełnie, jakby Bill był na zebraniu rządu. Widziałem minę Dany na monitorze i muszę przyznać, że bardzo dzielnie powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu. Pewnie gdybyś była obok, dostałby po głowie. Sam chciałem to zrobić, ale było mi go żal. Hanna – chwycił ją za chłodną dłoń i przyłożył sobie do policzka – wracaj do mnie. Mam już dość tego, że wszystko jest przeciwko nam. Jak już skończy się nasza trasa, będę miał więcej wolnego, wyjedziemy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie zna. Tylko obudź się, błagam. – Nie zwrócił uwagi, że po jego policzku zaczęły płynąć łzy. Zamknął oczy i oparł głowę o materac, nie wypuszczając dłoni Hani. Po chwili odpłynął.

- Tom?
- Co się stało? – poderwał się, bo ktoś szarpał go za ramię.
- Teraz moja kolej – stała nad nim Julia. – Coś się działo?
 - Nie, nic nowego. – wstał z fotela i ruszył do drzwi. – Idę po kawę.
Znał już na pamięć korytarze szpitala i nie musiał się rozglądać, żeby gdziekolwiek trafić.
Nagle przygnębiającą ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi i głos Julii:
- Tom, wezwij lekarza.
- Co się stało?
- Hanna się budzi, szybko, leć!
Po minucie w Sali Hani stał lekarz, pielęgniarka, Julia i Tom – wszyscy wpatrywali się w nieprzytomną dziewczynę. A właściwie wszyscy obserwowali na zmianę ruch oczu pod powiekami i dłoń, która wyraźnie próbowała zwinąć się w pięść. Powoli otworzyła oczy, zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła.
- Dzień dobry, Hanno – odezwał się lekarz. – Jesteś w szpitalu, w Hamburgu. Doznałaś poważnego urazu głowy podczas wypadku, dlatego trzymaliśmy cię w stanie śpiączki. Jak się czujesz?
Hania spojrzała na lekarza przestraszona i zapytała:
- Co ja tu robię? – zapytała po niemiecku.
- Miałaś wypadek, kiedy jechałaś na koncert do Hamburga. – Julia usiadła obok siostry.
- Dobrze – Hania powoli skinęła głową i spojrzała na siostrę. – Ale kim ty jesteś?
Julia, odwróciła głowę w stronę lekarza, by po chwili znów spojrzeć na siostrę.
- Hanka, to ja, Julia. Jestem twoją siostrą. Powiedz, że mnie pamiętasz.
- Przykro mi, ale nie.
- Spokojnie, lekarz podszedł bliżej łóżka Hani. – Proszę się nie denerwować. Uraz tego typu może upośledzić pewne funkcje mózgu, ale to jest normalne.
- Czy jej pamięć wróci? – zapytał Tom, a Hania pierwszy raz spojrzała na niego. Nie patrzył na nią, więc mogła mu się dłużej przyjrzeć. Poczuła nagle jak jej serce odrobinę przyspieszyło.
- Tego nie wie nikt. Pamięć może wrócić jutro, za tydzień, miesiąc czy rok, ale może też nie wrócić wcale. Muszą się państwo uzbroić w cierpliwość. Zostawię was samych, wrócę później.
Lekarz razem z pielęgniarką opuścili pokój a Hania zaczęła przyglądać się dwójce, która z nią została.
- Więc ty jesteś moją siostrą – wskazała na Julię, po czym zwróciła się do Toma: - A ty jesteś kim? Moim bratem?
- Nie – odpowiedział spokojnie, nie zbliżając się choćby na krok do jej łóżka. Było mu ciężko, ale wolał trzymać dystans. – Jestem Tom. Jestem twoim chłopakiem.


*********


Witajcie!
Szczerze powiedziawszy miałam ochotę uśmiercić Hanię i zakończyć to opowiadanie w dość tragiczny sposób, ale coś mnie powstrzymało. Tym czymś była chęć doprowadzenia tego opowiadania do normalnego zakończenia, poza tym chciałabym jeszcze odrobinę namieszać. Boję się jednak, że może mi z tego wyjść tasiemiec w stylu MODY NA SUKCES, czego bym nie chciała.
Na swoją obronę powiem tylko, że to było już od dawna zaplanowane i nie wyciągnęłam wypadku, jak królika z kapelusza.
Liczę, jak zwykle na szczere komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower.

3 komentarze:

  1. Przyznam szczerze, że akcja z amnezją trąci trochę kiczem i pseudodramatyzmem. Ale nie oceniam, bo sama pisząc wieki temu opowiadanie o TH też uczyniłam taki zabieg. Co prawda z Billem (tam ki się wydaje), ale fakt pozostaje faktem. Co do uśmiercania główneego bohatera sama miałam nie raz i nie dwa taką chęć, więc też doskonale rozumiem. Ja osobiście najbardziej preferuję zakończenia w pewnym sensie otwarte, dające możliwość popuszczenia wodzy fantazji czytelnika i zakończenia historii w taki sposób, jaki on lubi. Co nie znaczy, że drastyczne zakończenie polegające na śmierci najważniejszej postaci jest zawsze be i nie na miejscu. Czasem niektórzy aż się o to proszą. Popatrz, jak spora liczba ludzi swego czasu narzekała na zakończenie HP.
    My istoty ludzkie, to naprawdę dziwne stworzenia. Z jednej strony łakniemy przemocy i brutalności, by nie wszystko kończyło się zawsze sweet, ale z drugiej strony podświadomie pragniemy, by ten czy tamten bohater jednak wyszedł cało z opresji. No chyba, że jest nam całkiem obojętne, co się z nim stanie. Wtedy to już tylko pretensje do autora, że stworzył postacie, których los mało czylenika obchodzi. Ale wracając. Pisanie zakończeń jest o tyle trudne, że dochodzi do pewnego wahania, czy cała opowieść ma się skończyć źle czy dobrze. Otwarte zakończenie jest dlatego dosyć wygodne. Tyle że to też trochę pójście na łatwiznę i zwalenie na czytelnika odpowiedzialności za los postaci, nie?
    Kurczaki, ale śmieciowy temat pociągnęłam, kompletnie z czterech liter. Powinnam się chyba wypowiedzieć trochę szerzej na temat rozdziału. Co czym prędzej czynię.
    Uwielbiam, naprawdę uwielbiam, że oprócz głównego i najważniejszego wątku nie zapominasz o postaciach pobocznych. Dzięki temu nie odczuwa się wrażenia, że świat koncentruje się tylko na Hani i Tomie. To już chyba jest normą, że w każdym komentarzu zachwycam się Billem. Ale nic na to ni poradzę xD. Opowieść o rodzicach Hanny i Julii też mi się podobała. Nie czuje się przez to takiego oderwania od rzeczywistości i sprawia, że życie ich życie toczyło się także przed opowiadaniem. A nie ze zostały kompletnie wyrwane tła i z kontekstu tylko na potrzeby opowiadanej historii. Całość staje się wtedy pełniejsza i bardziej realistyczna.
    Cóż tu więcej mogę napisać. Mam nadzieję, że pamięć Hani wróci za kilka dni, a nie za rok czy później. Choć to zależy już tylko od Twojego boskiego planu. Niezależnie od tego niecierpliwie będę czekać na rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Śpieszę donieść, że nowy fragment na blogassku się pojawił. ;) Także zachęcam do przeczytania i szczerego komentowania ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto, co się z Tobą dzieje? Gdzie zniknęłaś? Ja tu czekam na akcję! A w międzyczasie dodaję kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń