sobota, 25 października 2014

43. Czy to kiedyś przestanie boleć?



Gdyby tylko życie było próbą generalną i mielibyśmy czas na powtórki. Moglibyśmy ćwiczyć i ćwiczyć każdy moment aż nam się uda. Niestety, każdy dzień naszego życia, to pojedyncze przedstawienie. Wydaje się, że kiedy mamy już szansę, aby odbyć próbę, przygotować się... poćwiczyć... Wciąż nie jesteśmy zupełnie gotowi na wszelkie życiowe wydarzenia.



David miał nadzieję, że Bill żartuje, kiedy odebrał telefon z informacją, że po przyjęciu „coś” się wydarzyło. Nie mógł uwierzyć w słowa podopiecznego, dopóki nie dotarł kwadrans później (podróż zajęła tylko tyle, bo Jost obiecał kierowcy taksówki, że bierze na siebie wszystkie złamane przepisy drogowe i ewentualne straty) pod Casa Fox, gdzie była już policja i trzy karetki, z czego dwie odjeżdżały.
- Tato! – Leah rzuciła mu się w ramiona, roztrzęsiona i zapłakana. Spojrzał na nią i zobaczył, że jej sukienka jest cała we krwi.
- Boże, co tu się stało?
- Wariatka… wpadła tutaj i zaczęła strzelać… Georg i Tom… - zaczęła jąkać się Leah, jednak Jost przytulił ją mocniej, bo wyraźnie czuł, że jego córka zaczyna tracić grunt pod nogami. Zaprowadził ją do jednego z ratowników, który podał jej zastrzyk, zapewne uspokajający.
Odwrócił się i zauważył, jak dwóch innych ratowników wnosi do karetki czarny worek.
„Georg i Tom!” – wrzasnęły mu w głowie słowa Lei.
- Dobrze, że jesteś – Gustav chwycił coraz bardziej zdenerwowanego menadżera za ramię. – Tom i Georg jadą właśnie do szpitala, chyba trzeba jakoś zabezpieczyć oddział – wskazał kiwnięciem głowy gapiów z aparatami – bo mogą pojechać za nimi.
David kiwnął tylko głową i rozejrzał się dookoła, szukając znajomych twarzy. Leah żyła, Bill, Dana , Adam Lambert też, więc kto…?
- Gustav, powiedz mi, kto zginął? Kogo ratownicy wnieśli w czarnym worku? Gdzie jest Hanna?
Perkusista długo nic nie mówił, zupełnie jakby starał się wyprzeć ten widok z pamięci, w końcu jednak odpowiedział, siląc się na spokojny ton:
- W tym worku była Andrea. Strzeliła sobie w skroń, kiedy dotarło do niej, co zrobiła. Tak mi się przynajmniej wydaje. W każdym razie, kiedy policja zjawiła się tutaj jako pierwsza, jeden z policjantów sprawdził jej tętno i tylko pokręcił głową. A Hanna pojechała z Tomem, bo ją też musieli opatrzyć.
Jost zasłonił twarz dłonią, próbując zebrać myśli. Wiedział doskonale, że głębsze wdechy nic mu nie dadzą, jednak nie miał pojęcia, co innego mogłoby go chociaż odrobinę uspokoić.
- Gdzie ich zabrali? – zapytał w końcu, bo to jedyna rzecz, która teraz przyszła mu do głowy.
- Tam, gdzie mnie. – Gustav nie patrzył na menadżera, tylko gdzieś w przestrzeń. – To co robimy? Wszyscy dość ogólnikowo rozmawialiśmy z policją, pewnie będą chcieli jechać do szpitala…
- Tak – David chwycił się tej ostatniej myśli – jedźmy do szpitala, bo muszę się dowiedzieć, co się z nimi dzieje.


^^^^^^^^^^


Czuła, że krzyczy, widziała pistolet i moment strzału, patrzyła, jak bezwładne ciało Georga pada na ziemię, jednak nie słyszała żadnego dźwięku. Nic nie docierało do jej uszu, dopóki nie dotarli na oddział szpitalny, przed drzwi sali operacyjnych.
Teraz, kiedy od trzech godzin czekali na jakiekolwiek informacje, zaczęły docierać do niej fragmenty wydarzeń, których, była pewna, nie zapomni do końca życia.
Bo czy można wymazać z pamięci moment, kiedy czas staje w miejscu, a cały nasz świat przestaje istnieć?
Siedząc na twardym krzesełku, na którym spędziła długie godziny zaledwie miesiąc temu, Leah trzymała kurczowo rękę Gustava, który, z zamkniętymi oczami i głową opartą o ścianę, wyglądał, jakby spał, jednak podrywał się na każdy, najmniejszy nawet dźwięk, dobiegający zza drzwi prowadzących na sale operacyjne. Miała mokre od łez policzki, jednak zdawała się tego nie zauważać, cały czas wpatrując się w wejście na blok operacyjny.
- Macie jakieś ubrania na przebranie? – poderwała się, kiedy zobaczyła przed sobą ojca, który próbując ukryć drżące dłonie, kurczowo ściskał telefon i kurtkę.
Patrzyła na niego, jakby spadł z Księżyca, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego nagle mu to przyszło do głowy.
- Ich torby są w naszym mieszkaniu. – odpowiedział za nią Gustav, patrząc z pozornym spokojem na menadżera.
- Poproszę Kevina, żeby wam coś przywiózł, nie możecie siedzieć w tych sukienkach, szczególnie ty i Hanna. Muszę sprawdzić, co z nią się dzieje.
- Powiedz Danie, żeby pojechała z Kevinem, lepiej będzie orientować się w ich strojach. Albo poproś Adama. Wszystko jedno – Perkusista zdziwił się, słysząc swój beznamiętny ton. Zawsze tak się odzywał?
- Ta, jasne – Jost był już myślami w zupełnie innym miejscu. I rzeczywiście, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę ochroniarza, nie zaszczycając córki ani jednym spojrzeniem.
Obserwowali, jak podchodzi do Adama i po chwili rozmowy wokalista razem z Kevinem opuścili oddział. Za nimi wyszedł Jost, przedtem jeszcze wyciągając telefon.
Na korytarzu znów zapadła mrożąca krew w żyłach cisza.


^^^^^^^^^


- Na pewno nie chce pani nic na uspokojenie?
Hania patrzyła na prawą dłoń, która drżała niekontrolowanie, kiedy próbowała utrzymać kubek z wodą. Zrezygnowana, odstawiła go na stolik lekarski i zwiesiła głowę, nie patrząc na lekarza, opatrującego jej rany. Wzdłuż lewej ręki i nogi ciągnęła się długa rana, ukazująca w pełnej krasie „żywe mięso”, które lekarz starannie próbował oczyścić.
- Długo to jeszcze potrwa? – zapytała, ignorując pytanie. Jej głos był słaby, jakby z daleka. Drżał równie mocno, jak dłoń. – Chciałabym już iść i …
- Rozumiem – mężczyzna przerwał jej cierpliwie, spokojnym głosem, nawet na sekundę nie odrywając oczu od swojego zajęcia – ale muszę to oczyścić, inaczej będzie pani miała fragmenty chodnika pod skórą, co nie wygląda za dobrze, poza tym mogłaby wdać się poważna infekcja.
Anthony Walsh, M.D. – uważnie spojrzała na plakietkę przytwierdzoną do kitla. Lekarz nie należał do najmłodszych, jednak spokojny głos i wprawione ruchy sprawiały, że Hania siedziała spokojnie, inaczej pewnie zerwałaby się stąd i pędem ruszyła pod blok operacyjny.
Zamknęła oczy i wróciły wydarzenia sprzed trzech godzin. Pamiętała silny uchwyt Toma, kiedy Andrea celowała do niej z pistoletu, to, z jaką siłą ją odepchnął od siebie, żeby ją uchronić przed postrzałem, znów zobaczyła, jak mężczyzna pada na ziemię, a z jego ramienia tryska krew. Wyraźnie słyszała krzyk Lei, która rzuciła się w kierunku leżącego już na ziemi Georga, oraz swój przerażony głos, kiedy wykrzyknęła imię Toma, kiedy spojrzał na nią w chwili upadku, zupełnie, jakby chciał się upewnić, że nic jej się nie stało. Rzuciła się w jego stronę, za nią ruszył Bill i oboje, chyba bardziej do siebie niż do niego, powtarzali, że wszystko będzie dobrze i wyjdzie z tego.
Wszyscy usłyszeli kolejny strzał i zobaczyła, jak Andrea pada na chodnik.
Huk w jej głowie był tak realny, że otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła – w dalszym ciągu była w tym samym sterylnym pomieszczeniu, gdzie lekarz cierpliwie oczyszczał jej rany i zakładał opatrunki.
- Mógłby pan zadzwonić i dowiedzieć się, jak przebiegają operacje? – zapytała, pierwszy raz od przyjazdu do szpitala patrząc na lekarza.
Kiwnął tylko głową i odwrócił się w stronę biurka, by wykręcić numer.
- Megan? Tu Walsh. Mam tutaj dziewczynę z tej strzelaniny,… tak, wszystko w porządku, ale chciała dowiedzieć się, co z jej przyjaciółmi… wiem, że nie możesz, ale ja nie mogę jej stąd wypuścić, nie skończyłem oczyszczać ran…. Dobrze, poczekam. – nastała kilkuminutowa cisza, która zdawała ciągnąć się całą wieczność. W końcu po drugiej stronie słuchawki odezwał się głos. – Jestem. … Aha – lekarz niepewnie zerknął na Hanię – dobrze, dziękuję za informację. – odłożył słuchawkę, po czym bez słowa zabrał się za oczyszczanie skóry na udzie dziewczyny.
- Panie doktorze, coś nie tak? – odezwała się cicho, nie czując nawet, że po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Operacje nadal trwają, jeden z pani kolegów dostał krwotoku, lekarze mieli problem go zatamować…
- Wie pan który z nich?


^^^^^^^^^^


- Mamo, zarezerwowałem tobie i Gordonowi bilety na najbliższy lot. Tak, wiem że jesteście w Hamburgu, stamtąd macie wylot za dwie godziny. Pozdrów babcię, przy okazji. Wiem, mamo, że to nie najlepszy moment.  Operacja nadal trwa, ale nikt do nas nie wyszedł. – Bill zerknął na korytarz, który opuścił, żeby zarezerwować bilety na lot dla mamy i ojczyma, i żeby o wszystkim ich poinformować. Zobaczył, jak w kierunku Josta podchodzi lekarz, powoli zdejmuje z twarzy niebieską maskę… - Mamo, muszę kończyć, nie spóźnijcie się na samolot, wszystko wysłałem Gordonowi sms-em.
Wpakował telefon do kieszeni spodni i ruszył w kierunku lekarza, z coraz mocniej bijącym sercem, w myślach prosząc Boga o cud.
Nie usłyszał ani słowa z ust lekarza, tylko zobaczył, jak Leah z krzykiem pada na kolana a Gustav bierze ją w ramiona i stara się uspokoić. David usiadł na krześle, chowając twarz w dłoniach i tylko drżące plecy menadżera zdradzały, jak silne emocje nim teraz targają. Dana podbiegła do Billa i wtuliła się w niego z całych sił.
- Georg… - wyszeptała – Dostał krwotoku, kula trafiła blisko serca, nie mogli tego zatamować…
Jej słowa docierały do niego, jakby spod wody. Jak możliwe, żeby jeden mały kawałek metalu zrobił takie spustoszenie w ciele zdrowego i silnego mężczyzny? Nie mógł uwierzyć w to, że jego przyjaciel, człowiek, któremu mógł ufać, bo przecież byli zespołem i mieli tak naprawdę tylko siebie, nagle przestał żyć?
Bez słowa objął mocniej Danę, czując jak pod powiekami zbierają się łzy. Jego brat w dalszym ciągu był operowany, a jeden z jego najlepszych przyjaciół nie żyje. Nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- David powinien zadzwonić do matki Georga – odezwał się w końcu, przełykając kluchę, która ścisnęła mu gardło. Chwycił Danę za rękę i powoli podszedł, do starającego się uspokoić Josta, który bez słowa kiwnął głową i opuścił oddział, żeby zadzwonić.
Bez słowa minął Adama i Kevina, którzy zbliżali się na oddział. Hania zadzwoniła do Lamberta, żeby przyszli po nią, bo lekarz nie chce jej wypuścić po założeniu opatrunków i teraz szła z nimi, opierając się o ramię Adama. Doskonale wiedzieli, co się stało, bo lekarz przekazał Hani wszystko, co dotyczyło okoliczności śmierci Georga.
Ruda podeszła powoli do Lei, w dalszym ciągu wtulonej w Gustava, na podłodze.
- Leah… - szepnęła, dotykając jej ramienia.
Brunetka poderwała się i z całej siły wymierzyła Hani policzek. Dziewczyna zakryła policzek dłonią i odsunęła się, lecz kiedy Adam próbował ją zasłonić, zatrzymała go. Walcząc ze łzami i bólem, jaki sprawiały jej świeże rany, zupełnie nie zważając na piekący policzek, chwyciła w mocny uścisk Leę, po czym, tak żeby tylko jej przyjaciółka to usłyszała, wyszeptała:
- Wybacz mi…
Obie upadły na kolana, płacząc cicho, a reszta przyglądała się temu wszystkiemu w milczeniu. Kiedy Leah odsunęła się od Hani, spojrzała na nią smutno.
- Nie mam ci czego wybaczać, to nie ty strzelałaś – szepnęła, pociągając nosem. –  Przepraszam za ten policzek.
- Zasłużyłam na niego – odszepnęła i przejechała kciukiem po policzku przyjaciółki, starając się zetrzeć rozmazany tusz do rzęs. Nie przyszło jej do głowy, że jej twarz wygląda dokładnie tak samo. Leah rozpłakała się na dobre z głową na ramieniu Hani, która cicho szeptała: - Płacz maleńka, płacz do woli…
- Czy to kiedyś przestanie boleć? – zapytała brunetka, pociągając nosem.
- Mogłabym powiedzieć ci, że czas leczy rany… - zawahała się, bo nagle do jej pamięci wdarło się wspomnienie sprzed roku.
Na bardzo podobnym korytarzu, tak samo zimnym i przerażająco jasnym, płakała w ramionach swojej siostry, która zdążyła przylecieć w momencie, kiedy po czternastu krytycznych godzinach od wypadku zatrzymało się serce ich matki. Ich ojciec zmarł w karetce, a Marcin cztery godziny później, już na oddziale intensywnej terapii. Nie wierzyła, że po roku to wspomnienie mogło boleć równie mocno. Ale wiedziała już, co może odpowiedzieć Lei.
- Czas nie leczy ran, Leah – powiedziała w końcu, przełykając łzy – on tylko przyzwyczaja nas do bólu…



********

Wróciłam.
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było. Ostatnio wszystko było ważniejsze od tego, żeby napisać ten rozdział, bo, mimo, że już miałam gotowy i napisany w zeszycie, nawet do niego nie zajrzałam. Stworzyłam nowy, który jest bardziej mój, niż ten poprzedni, bo nie był pisany pod wpływem wolnej chwili.
Mam nadzieję, że podkład muzyczny przypadł Wam do gustu.
Liczę na sprawiedliwy wyrok.
Pozdrawiam,
Wildflower.

1 komentarz:

  1. No nie! jak mogłaś! Jak mogłaś! Wdftywtdyfty <- nie potrafię ubrać w słowa swojego oburzenia. Georg? Za co? Dlaczego on? Kurde, spoglądając na zdjęcia z boku pomyślałam, że powinnaś zaktualizować zdjęcia chłopaków, bo ostatnio duuużo jest ich nowych zdjęć w internetach. I miałam niczym jakaś groupie napisać, że koniecznie zmień foto Georga, bo sie chłop wylaszczył. A tu co? No weeeeeź. Autentycznie, no weeeeź. Może to wredne, ale chyba mniej bym już żałowała Toma, serio! To pewnie przez te nasze rozmowy ;/
    I czepnę się jednej rzeczy, rozmowa Leah i Hani jest jakaś taka drętwa. Chciałam napisać nienaturalna, ale w sumie nigdy nie byłam w takiej sytuacji i w sumie nie wiem, jakie zachowanie w takiej chwili można uznać za "naturalne".
    Gdybym była człowiekiem z sercem po prawidłowej stronie napisałabym, że w napięciu czekam na wynik operacji Toma, ale żeś mnie rozeźliła Georgiem to tak nie napiszę! O!

    OdpowiedzUsuń