Mówi się, że piorun nigdy nie
uderza w to samo miejsce. Ale to mit. Nie zdarza się to zbyt często. Piorun
zazwyczaj trafia za pierwszym razem. Kiedy zostajesz trafiony 30 tysiącami
amperów prądu, czujesz to. Może sprawić, że zapomnisz, kim jesteś. Może cię
poparzyć, oślepić, zatrzymać serce... Powoduje rozległe urazy
wewnętrzne. Ale jak na coś, co trwa tylko milisekundę... Może zmienić twe życie na zawsze.
-
Jesteś pewna, że dobrze robię? Rodzice w życiu nie zgodziliby się na ślub
cywilny, tylko kościelny miał dla nich znaczenie…
Od
godziny siedziały w pokoju Julii i rozmawiały, przy okazji przygotowując się do
uroczystości. Hania co chwila zerkała na brzuch siostry, który nie zmienił się
od dwóch tygodni, jednak młodsza wpatrywała się w niego tak intensywnie, jakby
zaraz miał urosnąć do niebotycznych rozmiarów. Mimo to, takie spoglądanie
sprawiało, że uśmiech sam wpełzał na jej twarz i nic nie mogła na to poradzić.
-
To, że oni brali ślub kościelny, nie oznacza jeszcze, że by cię za cywilny
przeklęli. Przecież zawsze możecie wziąć ślub kościelny, ale nieco później, bo
trochę z tym roboty i w dwa tygodnie bym tego nie ogarnęła.
-
Wiesz dobrze, o czym marzy każda dziewczynka: biała suknia, długi welon,
kościół, milion gości… - Julia usiadła na stołku przed lustrem a na jej twarzy
pojawił się wyraz ni to smutku, ni to ironii. Wzruszyła ramionami i dodała: - A
ja będę miała zieloną sukienkę i za dwie godziny jakiś urzędas zwiąże mnie, w
imieniu prawa stanu Nowy Jork, z Jeremy’m, który będzie miał na sobie zwykły
garnitur. A na przyjęciu będzie zaledwie trzydziestu gości. Ale czego nie robi
się dla dziecka?
-
Wiesz dobrze, że to nie tylko dla dziecka, ono tylko pomogło wam się wreszcie
zdecydować. – Hania zabrała się za fryzurę siostry. – Co ci mam zrobić na tej
głowie? Masz tyle włosów, że nie wiem od czego zacząć.
-
Zrób mi dobieranego. Brakuje mi mamy. I taty. Ale teraz to właśnie mama powinna
mnie przygotowywać i dawać dobre rady. Karcić za picie jednej kawy na tydzień,
pomagać przy sukience… Zostałyśmy same.
-
Wcale nie same – młodsza pokręciła głową, czesząc włosy Julii. – Wtedy miałyśmy
tylko ich a teraz? Sama zobacz. Mamy przyjaciół, na których możemy liczyć o
każdej porze dnia i nocy, którzy po prostu są z nami. Ale – zaczęła grzebać w
kieszeni spodni – wiedziałam, że będzie ci brakować rodziców, więc zabrałam z
Polski to – wyciągnęła w stronę siostry małe pudełeczku, które Julia otworzyła,
a na jej dłoń wypadł medalion z niewielkim zamkiem.
-
Medalion od babci?
-
Otwórz go.
Julia
uchyliła wieczko i zaniemówiła, widząc w środku zdjęcia rodziców.
-
Przecież on należy do ciebie.
-
Wiem, ja ci go tylko pożyczam, tak na czas nieokreślony. Dzięki temu masz już
coś pożyczonego. Pożyczysz mi go, kiedy ja będę wychodzić za mąż, za jakieś sto
lat.
-
Ale tych zdjęć tu nie było.
-
Włożyłam je wczoraj, byłam u fotografa. No, nieważne. Przy okazji załatwiłam
punkt drugi listy przesądów ślubnych, bo ten medalion babcia dostała od swojej
mamy, więc jest też stary.
-
A coś niebieskiego? I nowego?
-
Na to też mam rozwiązanie – rzuciła Hania, wybiegając z pokoju, by po chwili
wrócić z podłużnym czarnym pudełkiem. – To od Adama. Pomyślał, że ja mogę o tym
zapomnieć i zapytał tylko, jaki kolor ma być.
-
Podwiązka? – zapytała starsza, wyjmując drobną, błękitną koronkę z pudełka.
-
Miałam ci jeszcze przekazać, że dla niego to żaden problem, bo gej w sklepie z
damską bielizną, czuje się, jak ryba w wodzie.
- Boże, on jest naprawdę
niesamowity. Nagle zyskałyśmy brata – Julia wyraźnie się rozluźniła, wybuchając
głośnym śmiechem.
-
A ty się dziwiłaś, dlaczego tak go lubię.
-
Dobrze, że ich wszystkich zaprosiłam, przynajmniej będzie wesoło – otarła łzy i
usiadła wyprostowana przed lustrem. – A może zapleć mi koronę?
-
Jak chcesz, dziś spełnię twoje życzenia bez szemrania.
-
Na to właśnie liczyłam – Julia spojrzała w lustrzane odbicie siostry z cwanym
uśmiechem. – Ktoś mnie musi umalować.
-
Dana będzie tu za - Hania zerknęła na
zegarek – już niecałą godzinę i cię umaluje.
-
Pomyślałaś o wszystkim, jak widzę.
-
Muszę myśleć za siebie, ciebie i twoje szalejące od ponad dwóch miesięcy
hormony.
-
Daj spokój, nie jest przecież tak źle.
-
Serio? A kto zamiast kluczy, włożył do marynarki Jeremy’ego otwieracz do
konserw?
-
To było jednorazowe.
-
Otwieracz tak – zaśmiała się Hania, w dalszym ciągu pochłonięta fryzurą
siostry. – Ale resztę takich jednorazowych incydentów będę wypominać ci do
końca życia.
Julia
uniosła brwi i odpowiedziała:
-
Zobaczymy, co ty będziesz wyprawiać w ciąży. Ciekawa jestem, gdzie Tom będzie
szukać swoich rzeczy.
^^^^^^^^
-
No, panowie, to nasze pierwsze wyjście do ludzi, od podpisania nowej umowy. Jak
się z tym czujecie?
Kiedy
już wszyscy przestali żartować z garnituru i krawatu Toma, Gustav podjął temat,
o którym każdy z nich myślał, jednak nie miał odwagi go zacząć.
-
W końcu musiało do tego dojść! – Bill krzyknął ze swojego pokoju, w którym
siedział od dobrej godziny i nic nie wskazywało na to, żeby kiedyś z niego
wyszedł. – Publiczne wyjście i to z dziewczynami… Jesteśmy w końcu dorośli,
więc niech piszą!
-
Ale to nie Dana będzie porównywana ze wszystkimi lafiryndami, z którymi byłeś
widziany! – krzyknął Tom w głąb mieszkania, po czym z posępną miną próbował
lekko poluzować krawat, jednak nie wyglądało to dobrze, więc wrócił do
poprzedniego stanu.
Doskonale
wiedział, co się stanie, kiedy ktoś zrobi im zdjęcie. Lawina ruszy i nikt nie
będzie pamiętał, kim tak naprawdę jest Hanna. Przypomną sobie o jej
osiągnięciach w tańcu dopiero, kiedy zabraknie tematów na pierwsze strony. Jost
obiecał zrobić wszystko, żeby wyciszyć ewentualne ploty, ale nawet on nie był na
tyle zdolny, żeby zgasić wszystkie "ciekawostki" i uchronić dziewczynę przed całym tym
bagnem.
Wszyscy
martwili się głównie o rudą z jednego, bardzo prostego względu: ani Georg ani
Bill nie prowadzili tak bujnego życia erotycznego, jak Tom. Żaden z nich nie
był święty, ale ani Dana, ani Leah nie będą porównywane z dziewczynami
znikającymi w pokojach hotelowych Toma.
-
Przestań z góry zakładać, że będzie źle! – Bill znowu wrzeszczał ze swojego
pokoju. – Hanna doskonale wie, w co się wpakowała, i naprawdę się dziwię, że
jeszcze od ciebie nie uciekła.
-
Jest z tobą, wiedząc z iloma spałeś wcześniej – tym razem na twarzy Gustava nie
było widać grama ironii. – Kocha cię i nie odejdzie, nieważne co ci idioci
napiszą. Nie zapominaj o tym, bo jeśli jakimś cudem cię zostawi, wina nie
będzie leżała po stronie brukowców.
Tom
nic nie powiedział, trawiąc słowa perkusisty.
-
On ma rację – Georg popatrzył na gitarzystę. – Mogłeś mieć każdą, a jednak
uganiałeś się za jedyną dziewczyną, która nie zwracała na ciebie uwagi, wręcz
odrzucała. W końcu się przed tobą otworzyła i nawet zgodziła się zostać twoją
żoną, co uważam za totalne zaćmienie umysłu – zaśmiał się krótko, ale wrócił do
poważnego tonu: - I na twoim miejscu nie obawiałbym się, że Hanna źle zniesie
nalot paparazzi – poprawił marynarkę i spojrzał w lustrzane odbicie Toma. – Rok
temu straciła rodziców i nic nie może się z tym równać. Ona już była w piekle,
Tom, nic jej już nie zabije.
-
Myślałem, że… - zaczął zaskoczony Tom, ale Georg mu przerwał.
-
Że żaden z nas o tym nie wie? Trudno nie zauważyć, że mówi o rodzicach w czasie
przeszłym. Poza tym, która matka zignorowałaby takie wydarzenie, jak ślub
córki?
-
Chłopaki – Gustav stanął przy drzwiach i spojrzał uważnie na przyjaciół. –
Zbieramy się? Za niecałą godzinę ślub. Licząc korki, mamy szansę się nie
spóźnić, jeśli wyjedziemy za maksymalnie dziesięć minut. – Klasnął w dłonie i
dodał: - Skoro wszystko jest jasne, czy możemy już iść? Kevin czeka na dole.
-
Przepraszam! – Georg krzyknął w głąb mieszkania, żeby wywołać Billa. – Czy
nasza diva jest już gotowa?
-
Jestem! – najpierw usłyszeli głos, później kroki, a na końcu stanął przed nimi
Bill. – Idziemy?
-
Gdzie twój makijaż? – zapytał zaskoczony Georg. – I dlaczego się nie ogoliłeś?
-
Dana mnie prosiła, żebym pominął kilka elementów. A co? Źle wyglądam?
-
Wreszcie wyglądasz prawie, jak mój bliźniak. – Tom klepnął brata w ramię,
kręcąc z niedowierzaniem głową. Dana miała naprawdę zbawienny wpływ na Billa. –
Mógłbyś coś jeszcze zrobić z włosami. Ale nieważne, jedziemy już.
Wyszli
całą czwórką, śmiejąc z żartu, który rzucił jeden z nich, w kierunku Billa. W
końcu, po tylu problemach znowu byli tym samym, starym zespołem.
^^^^^^^^
Po
„ceremonii ślubnej”, która, zważywszy na przygotowania, odbyła się szybko,
wszyscy goście przejechali do Casa Fox, tak jak zaplanował to Adam. Tam na
młodą parę czekała kolejna niespodzianka – Lambert zaprosił znajomego DJ-a,
który miał umilać gościom czas, przygrywając do tańca.
Kiedy
już wszyscy złożyli Julii i Jeremy’emu życzenia, zasiedli do stołów. Najbliższa
rodzina Jeremy’ego: rodzice i dwóch braci: młodszy Josh i starszy Steven wraz z
żoną Milą oraz dziadkowie usiedli naprzeciwko, żeby, jak to powiedziała babcia
„mieć oko na wszystkich”. Poza nimi byli oczywiście znajomi z pracy, Adam
Lambert i cały zespół Tokio Hotel z Leą i Daną. Hania siedziała razem z Tomem
obok siostry, która, już rozluźniona, śmiała się z żartów rodziny męża i
opowiadała, jak bardzo się stresowała tym dniem, bo przecież wszystko było
przygotowywane na ostatnią chwilę.
W
końcu wszyscy się najedli a DJ zaprosił młodą parę na parkiet, żeby odtańczyli
pierwszy taniec jako Pan i Pani Allen. Z głośników popłynęła spokojna piosenka,
śpiewana przez Faith Hill , a Julia i Jeremy tańczyli powoli, od czasu do czasu
szepcząc coś sobie do ucha.
-
Tyle nerwów, za jedno przyjęcie ślubne… - Adam usiadł na miejscu Julii, ze
śmiechem kręcąc głową. – Ale musicie przyznać, że warto organizować wesela.
-
Może powinieneś rzucić muzykę i zając się tym na stałe, co? – Tom stuknął swoim
kieliszkiem o jego i rozsiadł się wygodnie na krześle.
-
Może, na starość... Wasze przyjęcie też mogę zorganizować.
-
Nam się nigdzie nie spieszy! – zawołali jednocześnie, po czym wybuchnęli
głośnym śmiechem. Tak często zdarzało im się zmówić, mimo to cały czas ich to
bawiło.
-
Mimo to, dajcie znać. Jestem w końcu ojcem chrzestnym waszego związku,
powinienem też zostać ojcem chrzestnym waszych dzieci, tak dla porządku.
-
Poczekaj – Hania klepnęła go w ramię ze śmiechem. – najpierw niech Julia
szczęśliwie urodzi, później niech się dzieje, co chce. Chodźcie potańczyć,
skończyli już smęcić.
-
Smęcić? – Adam spojrzał na nią dziwnie. – To bardzo ładna piosenka, a „Pearl
Harbor”, to bardzo wzruszający film. Płaczę na nim za każdym razem, a oglądałem
go tysiące razy.
-
Za dużo tam dziwnych zbiegów okoliczności. Najpierw dziewczyna jest z jednym,
potem myśli, że tamten zginął i od razu puszcza się z drugim, później okazuje
się, że tamten jednak żyje, a później drugi ginie już naprawdę. Ale wcześniej
dziewczyna zachodzi z nim w ciążę i ten co pierwotnie miał zginąć na początku
wychowuje jego dziecko. A daj spokój z taką pokręconą historią – Machnęła ręką.
– Jakoś mnie to nie przekonuje.
-
To jaką piosenkę ty byś preferowała na pierwszy taniec? – zapytał Tom, wyraźnie
zaciekawiony?
-
A ty?
-
Mnie przychodzi do głowy tylko „Thank you for loving me” Bon Jovi. Idealna na
pierwszy taniec.
-
Też ją lubię, w sumie nawet pasuje.
-
Muszę to zapamiętać – wtrącił Adam po czym ominął ich zgrabnie, żeby podejść do
jednej z babć Jeremy’ego, wdowy o imieniu Melody i zaprosić ją do tańca.
Tom
poprowadził Hannę na parkiet i zgrabnie obrócił ją w piruecie, żeby po chwili
przyciągnąć mocno do siebie.
-
Myślę, że i tak pierwszy do ślubu pójdzie Bill – Hania szepnęła chłopakowi na
ucho. – Sam na nich popatrz, Bill i Dana są dla siebie stworzeni.
Tom
spojrzał uważnie na brata, który trzymał w objęciach Danę, która delikatnie
gładziła go dłonią po karku, z zamkniętymi oczami.
-
W takim razie mam już piosenkę na ich pierwszy taniec – odpowiedział. A kiedy
dziewczyna spojrzała na niego pytająco, zapytał: - Pamiętasz film „Prosto w
serce” i tą piosenkę z końca?
-
„Way back into love”? Dlaczego akurat ta?
-
Bill ją uwielbia. Kiedyś stwierdził, że jej prostota i oczywistość przekazu aż
biją po oczach.
-
Coś w tym jest. A Dana lubi tą ze „Shrek’a”. zadręczała nas nią między
zajęciami.
-
A ty jaką zadręczasz ludzi?
-
Zostanę w klimacie Bon Jovi – wzruszyła ramionami – bo bardzo lubię „Always”.
-
Kiedyś ją śpiewałem – zaśmiał się.
-
Kiedy?
-
W czasie karaoke, na jednej z imprez zamkniętych po koncercie.
-
Proszę, powiedz mi, że ktoś to nagrał – zrobiła błagalną minę.
-
Pewnie tak, ale dostał zakaz publikacji. Nikt nie może wiedzieć, że Tom Kaulitz
robi coś więcej, niż chórki.
-
Widzę, że oboje mamy ten sam wstydliwy sekret – uśmiechnęła się do niego. –
Zauważyłeś, że bardzo dużo rozmawiamy? Może chociaż przez chwilę potańczymy w
ciszy?
-
Bardzo proszę, ale tematów mamy na całe życie – Tom uśmiechnął się ciepło i
pocałował ją delikatnie w czoło, nic już więcej nie mówiąc.
Georg
i Leah obserwowali całe towarzystwo z innego końca parkietu.
-
To kogo obstawiasz następnego do ołtarza? – zapytała Leah, a Georg przyjrzał
się uważnie bliźniakom.
-
Tom się oświadczył, ale to mnie nie zmyli. Pierwszy pod pantofel kobiety trafi
Bill.
-
Dlaczego akurat Bill?
-
Zawsze miał romantyczne ciągoty, a Tom dopiero się z tym oswaja. Chociaż… –
zastanowił się przez chwilę z tajemniczym uśmiechem. – Może to nie oni pierwsi
wezmą ślub?
-
A kto?
-
Może my? Powiedz mi, ile lat się znamy i od ilu kochamy? Mógłbym się z tobą
ożenić nawet zaraz.
-
Nie – Leah pokręciła głową, patrząc na niego poważnie. – Najpierw musisz paść
na kolana przed moim ojcem, przekupić go kilkoma wielbłądami i dopiero, po
namyślę, zgodzę się zostać twoją żoną.
-
Myślę, że Davida najbardziej interesują te wielbłądy – parsknął, obracając
dziewczynę w piruecie.
-
A Gustav? Teraz on jako jedyny z waszej czwórki został sam.
Georg
popatrzył w stronę Gustava, który rozmawiał z Josh’em, bratem Jeremy’ego.
-
Poradzi sobie, teraz kiedy zmieniliśmy umowę, na pewno nie zostanie długo sam.
-
Skąd ty to wiesz?
-
Po prostu wiem, dobra? – zaśmiał się, widząc niezadowoloną minę ukochanej. –
Dobrze gra ten DJ, prawda?
-
Ty i te twoje gładkie zmiany tematu… Ale rzeczywiście, dobrze gra.
Wtuliła
się w niego, wreszcie, po tak długim czasie mogli być razem, bez skrępowania i
chowania po kątach.
^^^^^^^^^^^
Szła
Rivington St., trzymając małą torebkę od Chanel w jednej dłoni i prawie pustą
butelkę po szkockiej w drugiej. Zerkając tylko na znaki skręciła w Orchard St.,
przeszła szybko na drugą stronę i kierowała się prosto, do Casa Fox.
Wiedziała,
że musi tam dotrzeć, zanim przyjęcie ślubne się skończy, inaczej nie spotka jej
w takim gronie – członków Tokio Hotel, przyjaciółek, siostry.
Mimo
lekkiego zamroczenia, w jakie wprowadził ją alkohol, szła prosto, coraz mocniej
przyciskając torebkę do brzucha. Bała się, że ktoś ją jej wyrwie, to w końcu
Nowy Jork. Ale to nie torebka była cenna, lecz jej zawartość i kobieta zdawała
sobie z tego sprawę, aż nazbyt dobrze.
Pociągnęła
ostatni łyk szkockiej, po czym wyrzuciła pustą butelkę do pobliskiego kosza i
ruszyła szybkim krokiem w dalszą drogę.
Dziś
postanowiła skończyć raz na zawsze to, co nigdy nie powinno się zacząć.
^^^^^^^^^^^^
-
Tom, co było w kopercie od ciebie? – Julia spojrzała na gitarzystę dziwnym
wzrokiem.
Stali
przed restauracją, gdzie żegnali wszystkich zebranych gości, bo udane przyjęcie
dobiegło końca.
-
Mały prezent dla ciebie i Jeremy’ego. – Tom uśmiechnął się cwanie, patrząc na
Julię – Teraz wam się przyda, póki jesteście jeszcze sami, ale wykorzystajcie
to szybko, najlepiej zaraz.
-
Julia – Hania chwyciła siostrę z dłoń, ściskając ją lekko – nie martw się, to
wycieczka. Podróż poślubna wam się przyda.
-
Ale noc poślubna miała już swoją przed premierę, więc nie szalejcie zbytnio! –
Zaśmiała się babcia Melody, idąca pod ramię z Adamem, który wyjątkowo przypadł
dziarskiej staruszce do gustu.
-
Babcia ma absolutną rację – Adam poklepał Jeremy’ego wolną ręką. –
Odpoczywajcie i korzystajcie z luksusów, ale bez szaleństw – pokiwał palcem w
stronę Julii.
-
No pięknie – Julia zmarszczyła brwi, próbując udać niezadowolenie. – Teraz mi
wszystkiego będziecie zabraniać. Jestem w ciąży i dobrze wiecie, że nie wolno
wam mi odmówić, jeśli poproszę – zaśmiała się w końcu, przytulając do Melody,
która po chwili zniknęła w taksówce.
-
Twoja babcia jest niesamowita, Jeremy – Adam wrócił do przyjaciół. – Opowiadała
mi takie rzeczy, że poczułem się, jak zawstydzony piętnastolatek.
-
Mój dziadek był dokładnie taki sam – uśmiechnął się świeżo upieczony pan młody.
-
Trafił swój na swego. To kiedy lecicie?
-
Tom – Julia spojrzała na chłopaka – na kiedy są te bilety?
-
W ciągu przyszłego tygodnia musicie iść i dokładnie omówić termin, ale z tego
co pamiętam wylot jest w przyszłą niedzielę.
-
Ale przecież… - starsza zaczęła coś mówić, ale Hania jej przerwała:
-
Spokojnie, pomogę ci wszystko ogarnąć.
-
No i w ten sposób straciłam ostatni argument na nie. Jedyne co mi teraz
pozostaje, to wszystkim wam podziękować za to, że byliście z nami w tym ważnym
dniu, a szczególnie tobie Adam, za Casa Fox, DJ-a… Jesteś niesamowitym
organizatorem.
-
Zawsze do usług – Adam ukłonił się teatralnie, po czym uściskał Julię tak
mocno, na ile pozwalał mu jej stan.
-
Hanna, gdzie będziesz spać? – Jeremy spojrzał na szwagierkę, przywołując jednocześnie
taksówkę.
-
Będzie spać u nas – Tom nie dał jej dojść do słowa, czym zasłużył na
szturchnięcie pod żebra, co też ruda z przyjemnością uczyniła – Ała, za co?
-
Umiem mówić, kochanie.
-
Uważaj Tom – Jeremy posłał mu rozbawione spojrzenie – to prosta droga do
wejścia pod pantofel, nie daj się, stary – zaśmiał się głośno, po czym krzyknął
jeszcze – Trzymajcie się wszyscy i dzięki jeszcze raz, za wszystko! – i zniknął
w taksówce, zaraz za Julią.
-
Trzeba przedłużyć tą imprezę – zawołał Gustav, podchodząc do Billa, który palił
z bratem papierosa. – Co wy na to?
-
Zadzwonić po podwózkę? – Georg wyjął komórkę z kieszeni i zaczął szukać numeru
do ochroniarzy.
-
Pytasz a wiesz – Tom parsknął śmiechem, przytulając się mocno do Hani, a
dziewczyna zapiszczała z radości. Alkohol lekko zaszumiał mu w głowie, ale nie
na tyle, żeby stracić nad sobą kontrolę. – Dla ciebie też mam niespodziankę –
szepnął w jej włosy.
-
Jaką? Bo jeśli powiesz o kacu o poranku, to powiem ci, że to nie będzie dla
mnie żadna niespodzianka, skarbie.
-
Ty i to twoje poczucie humoru… - pokręcił głową. – Za trzy tygodnie lecimy na
wakacje, które kiedyś ci obiecałem.
-
Kiedy?
-
Jak byłaś w śpiączce, nie pamiętasz?
Dziewczyna
nic nie powiedziała, bo zaczęła się głośno śmiać, aż zaczęło kuć ją w boku.
-
To gdzie ją w końcu zabierasz? – Adam zapytał Toma, widząc, że Hania nie może
się uspokoić.
-
Na Majorkę, a co?
-
Grubo – Bill pokiwał głową z uznaniem.
-
Victor będzie tu za 20 minut – oznajmił Georg, podchodząc do wszystkich. – A
swoją drogą wiecie, że nasz rok tutaj dobiegł końca? Jost mówił, że niedługo
wracamy do domu.
-
A co będzie z nami? – zawołała zaskoczona Dana, odsuwając się od Billa. – Mamy
tu na was czekać?
-
Spokojnie – Bill przyciągnął ją szybko do siebie. – Będziemy się widywać, ale
nie codziennie, poza tym zawsze możesz przyjechać do mnie.
-
Hanna!
Wszyscy
obrócili się w kierunku, z którego dobiegło wołanie. Z ciemności wyłoniła się
postać Andrei, lekko chwiejącej się na nogach, prawdopodobnie pijanej.
-
Co ty tu robisz? – Hanna stanęła jak wryta, nie widząc, czego brunetka może
chcieć.
-
Kazałaś Marcusowi mnie zwolnić, ty szmato! – zawołała Andrea, grzebiąc
jednoczenie w małej torebce. Duży przedmiot błysnął w jej dłoni, kiedy
wycelowała nim w grupę przyjaciół. – Zabrałaś mi wszystko, od uznania w
Broadway Dance Center po niego – spojrzeniem wskazała Toma.
-
Wiesz dobrze, że nigdy nie byłem twój – powiedział z pozornym spokojem Tom,
łapiąc Hannę w pasie i przyciągając ją mocniej do siebie.
Andrea,
jakby zupełnie go nie słyszała, mówiła dalej, drżącą dłonią mocniej ściskając
pistolet, by lepiej wycelować, powiedziała:
-
Ale teraz mi za to wszystko zapłacisz i odzyskam, co moje!
-
Andrea, nie rób nic głup…
Rozległ
się huk, później następny i jeszcze jeden…
Trzy
kobiece krzyki zginęły w dźwiękach wieczornego Nowego Jorku…
Padł
czwarty strzał…
********
Tak
bardzo długo nie mogłam skończyć tego rozdziału, ale i tak brakuje mi słów,
żeby to wszystko opisać.
Ale
nie chciałabym, żeby (parafrazując jeden z kawałków Cezika) „blog zakończył się
na KILL ‘EM ALL!”, więc na pewno tu wrócę.
Pozdrawiam,
Wildflower.
Jak bardzo chcesz mnie zabić, za to, że tak długo nie dawałam znaku życia. nie chcę się tu tłumaczyć za bardzo, ale dość poważna choroba mojej mamy i cały dom na karku absorbowały mnie do tego stopnia, że nadrabianiem różnych zaległości zajęłam się dopiero po rozpoczęciu roku akademickiego.
OdpowiedzUsuńA co do treści: no jak zwykle, no nie mogłaś się powstrzymać, no i cliffhanger, którego nienawidzę, choć z lubością używam :D. A przez nasze rozmowy pełna niepewności typuję, kogo te strzały Andrei dosięgły.I choć fanką słitaśnych happy endów nie jestem, to mimo wszystko mam nadzieję, że Andrea jest słabym strzelcem i spudłowała. Cztery razy.
W każdym razie, nawet jak nie ujawniam się komentarzem, to zawsze czytam.
Coś tu jeszcze powinnam napisać, ale nie wiem co.
Pozdrawiam ^^