czwartek, 23 stycznia 2014

40. A wiesz, że jednak mam dowód?

 W pewnym momencie życia
stajemy się dorośli.
Nagle możemy głosować,
pić i robić inne rzeczy.
Nagle ludzie oczekują,
że będziemy odpowiedzialni,
poważni, dorośli.
Robimy się wyżsi i starsi.
Ale czy kiedykolwiek dorastamy?



Władze Universala, wytwórni patronującej nad Tokio Hotel, miały swoją siedzibę w Niemczech i nie lubiły się ruszać z kraju. Dlatego też, kiedy zespół chciał coś załatwić, jego członkowie musieli się stawić osobiście właśnie tam.
- Czy wy też macie wrażenie, że idziemy na swoją własną egzekucję? – zapytał lekko podenerwowany Gustav.
Miał prawo do zdenerwowania, bo to właśnie z jego powodu, a może właśnie dzięki jego wypadkowi i wykluczeniu na rok z pracy, zespołowi udało się podjąć decyzję, którą w normalnych warunkach zapewne odwlekaliby jeszcze kilka lat.
- Chłopaki – odezwał się Jost – zdajecie sobie sprawę, że to, co chcecie zrobić, może przerodzić się w coś nieodwracalnego?
- Universal to nie jedyna wytwórnia na świecie, David – odpowiedział mu Georg. – A do ciebie zawsze będziemy dzwonić, jeśli dostaniemy ciekawe propozycje występów. Poza tym masz jeszcze wiele innych zajęć.
David nie odezwał się już słowem, wiedząc doskonale, że nie ma już żadnego wpływu na zaistniałą sytuację. Od początku kariery zespołu, kiedy tylko weszli pod skrzydła wytwórni Universal był przy nich, częściej niż ich rodziny, patrzył na wszystkie wzloty i upadki, obserwował, jak dorastają, a co najważniejsze – sam nauczył ich determinacji w dążeniu do celu. I teraz tego żałował.
- Mamy kilka argumentów, które pomogą nam przeforsować naszą propozycję a jeśli to nie poskutkuje, nie będzie innego wyjścia – Tom spojrzał spokojnie na zmartwioną twarz menadżera.
- Muszą wiedzieć, że zmieniły się nasze priorytety – Bill poparł brata. – Muszą sobie znaleźć inne tresowane myszy do klatki.
Wyszli z windy, która zawiozła ich prosto do biura Petera Lotzwilga, szefa wytwórni, nazywanego złośliwie „pierwszym po Bogu”.
- Byli panowie umówieni? – zza biurka wychyliła się sekretarka. Młoda dziewczyna, pewnie córka znajomego szefa.
- Tak – odpowiedział krótko Jost. Kłamał oczywiście w żywe oczy.
- Ale pan Lotzwilg ma teraz spotkanie.
- Spokojnie, proszę go zawiadomić – Tom posłał jej jeden ze swoich słynnych uśmiechów, po którym każdej kobiecie miękły nogi. Doskonale wiedział, że takie numery działają na każdą, bez względu na wiek i stanowisko. Dotarło do niego, że nigdy nie stosował tego wobec Hanny.
- Lydia, prosiłem, żeby z nikim mnie nie umawiać… - Peter wyszedł ze swojego biura, wyraźnie niezadowolony. Urwał, patrząc na zespół. – A wy co tu robicie?
- Panowie mówili, że są umówieni – rzuciła w pośpiechu Lydia, cała się czerwieniąc.
- Oni są zawsze umówieni. Zaprowadź ich do sali konferencyjnej i zaproś też resztę zarządu. Mają być nie później niż za piętnaście minut. Odmowy nie przyjmuję. A do was, kochani – zwrócił się do zespołu – mam pewną propozycję.
- My również mamy dla ciebie propozycję – powiedział spokojnie Bill. – Ale o tym porozmawiamy na spotkaniu.
- W takim razie do zobaczenia za – spojrzał na zegarek – już dwanaście minut.
- Jego dokładność mnie przeraża – szepnął Georg, kiedy już usiedli w sali konferencyjnej.
Po rzeczonych dwunastu minutach cały zarząd wytwórni, z Peterem na czele zasiadł do ogromnego stołu.
- Posłuchajcie – zaczął Lotzwilg, składając dłonie jak do modlitwy – mamy dla was propozycję nie do odrzucenia. Znaleźliśmy kogoś, kto byłby w stanie zastąpić Gustava na najbliższy rok a może i dłużej, jeśli Gustav nie będzie w stanie wrócić do pracy. Trasa po Stanach zebrała dobre noty, a z nowym członkiem będziecie mieć inne możliwości. Chodzi mi oczywiście o nagranie płyty. I kolejną, dużą tym razem, trasę po świecie. Co wy na to?
Chłopcy spojrzeli po sobie. Żaden z nich nie spojrzał na Josta, który nerwowo nalewał sobie wody do szklanki. W końcu odezwał się Tom.
- Twoja propozycja jest naprawdę interesująca, ale powinieneś najpierw usłyszeć naszą. Chociaż może to i lepiej, że pierwszy wyłożyłeś karty na stół. – Zrobił dramatyczną pauzę, by po chwili kontynuować. – David rozmawiał z tobą w naszej sprawie a my przyjechaliśmy dokończyć dzieła. Jak doskonale wiecie, umowa, którą podpisaliśmy osiem lat temu powinna zostać zmieniona, bądź unieważniona i zapisana od nowa.
- Dlaczego tak uważasz, Tom? – zapytał jeden z członków zarządu. – Przecież to bardzo dobra umowa.
- To była bardzo dobra umowa – sprostował Tom – osiem lat temu, kiedy byliśmy nastolatkami, których nie obchodziło nic, poza muzyką. Teraz jesteśmy dorośli a zapis, który dotyczy naszego życia osobistego powinien zostać zmieniony. Osiem lat temu żaden z nas nie myślał o tym, że będziemy chcieć stałych związków. Teraz jesteśmy dorośli i nasze priorytety się zmieniły. Mam nadzieję, że to uszanujecie.
- Nie rozumiem, czego od nas oczekujecie? Przecież możecie być w związkach o ile…
- O ile nikt się o nich nie dowie – dokończył myśl Petera Bill. – To jest dobre, kiedy zaciągamy dziewczynę do hotelu. Jesteśmy dorośli i chcemy dorosłego traktowania. Chcemy mieć normalne życie, jakie mają nasi rówieśnicy. Nie możecie cały czas patrzeć na nas, jak na szczeniaków, którzy dopiero co zaczynają.
- Czyli w nowej umowie miałby pojawić się zapis dotyczący oficjalnych związków – Peter popatrzył na nich uważnie. – I to wszystko?
- Nie – Georg popatrzył na wszystkich zebranych – to jeszcze nie wszystko. Nie zgadzamy się na nowego perkusistę.
- Jak wy to sobie wyobrażacie? Zawiesicie działalność na rok, albo dłużej? To niewykonalne, to tak, jakbyście…
- Rozwiązali zespół.
- Nie mówicie poważnie.
- Niestety mówią poważnie – odezwał się w końcu Jost. – A ja, jako ich menadżer, w stu procentach ich popieram. Nie możecie ich traktować, jak nastolatków, bo nimi już nie są. Byłem z nimi przez cały ostatni rok w Stanach, poznałem dziewczyny, z którymi jest trójka z nich, to rozsądne, dorosłe kobiety z własnymi zajęciami. Nie będą wspinać się po ich plecach do kariery, bo z takim dorobkiem artystycznym, jaki posiadają, mają własne znajomości. Dziewczyny pracują w Broadway Dance Center, studiują – miał oczywiście na myśli swoją córkę, ale o tym nie wspomniał. –  A prawda jest taka, że nie wyobrażam sobie współpracy z innym perkusistą niż Gustav. Nie może być tak, że zaczną grać z kimś innym, kimś kogo w ogóle nie znają. To nie robiłoby różnicy, gdyby dopiero co zaczynali. Ale nie teraz, nie po ośmiu latach wspólnej pracy.
- Czyli mamy przystać na wasze warunki, inaczej rozwiązujecie umowę? Wiecie, że bez nas jesteście nikim?
- Po tylu latach jesteśmy kimś z wami czy bez was – powiedział spokojnie Bill. – Każda wytwórnia przyjmie nas z otwartymi ramionami, a nawet sami jesteśmy w stanie coś wydać. Na tantiemach ze sprzedaży, za każdą piosenkę w radiu, utrzymamy się przez najbliższe dwadzieścia lat. Z wami czy bez was jesteśmy na wygranej pozycji, Peter. To od was zależy, czy zatrzymacie nas przy sobie na naszych warunkach. Na naszych, bo innych nie uznajemy. Inaczej oficjalnie rozwiązujemy zespół, a wiesz doskonale, że będzie trzeba zorganizować pożegnalną trasę koncertową, oczywiście za pieniądze wytwórni.
Peter spojrzał na zespół i zamyślił się. Wiedział doskonale, że Tokio Hotel przynosiło wytwórni spore dochody a ich utrata może źle wpłynąć na jej wizerunek. Nie chciał tracić kury znoszącej złote jaja, jednak z drugiej strony obawiał się strat z racji tego, że panowie są w związkach. Mimo wszystko byłyby mniejsze, niż gdyby rzeczywiście rozwiązali zespół.
- Dobrze. W takim razie zarządzam głosowanie całego zarządu. Kto jest za rozwiązaniem zespołu? – Nie zgłosił się nikt z zebranych. – Kto jest za przystaniem na warunki zespołu? – Dłonie podnieśli wszyscy. Peter spuścił głowę i po chwili spojrzał na członków zespołu. – Musicie poczekać na nową umowę.
- Ile to potrwa?
- Za dwie godziny będzie gotowa.
- Za dwie godziny wrócimy tu z powrotem – powiedział Tom, wstając z krzesła. Reszta zrobiła to samo, po czym spokojnie opuścili salę konferencyjną.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły Peter spojrzał na resztę zarządu.
- Widzicie? To są nasi następcy. Oni i tak rozwiążą zespół, nie teraz, to później. Ale właśnie tutaj widzę ich za dziesięć lat – dodał, po czym wstał i opuścił salę, dając jeszcze Lydii polecenie sporządzenia umowy przez notariusza.


^^^^^^^^^


- Dziewczyny, ale ja nie mogę tak się pokazać! Przecież wyglądam jak rozgotowana, lekko gnijąca już brzoskwinia.
- Julka, wyłaź z tej poczekalni, bo jak Boga kocham, zapomnę, że jesteś w ciąży i skopię ci tyłek!
Julia wychyliła się niepewnie z przymierzalni i w końcu stanęła przed „komisją” składającą się z Hani, Dany i Lei. Te dwie ostatnie dołączyły do sióstr, kiedy Hania nie mogła już poradzić sobie z burzą hormonalną u siostry, która za dwa tygodnie miała wziąć ślub i nie miała jeszcze sukienki.
- No i co wy na to? – Julia w końcu wychyliła się przymierzalni i spojrzała na oniemiałe koleżanki. – Boże, powiedzcie coś!
- Ten krój jest idealny – odezwała się w końcu Leah.
- Ale kolor rzeczywiście do bani – dodała Dana a kiedy Julia już miała coś powiedzieć, Hania szybko wstała i rzuciła:
- Zapytam, czy mają inny kolor, na przykład pastelowy zielony. W zielonym ci bardzo ładnie – po czym wybiegła w poszukiwaniu ekspedientki.
- Naprawdę podoba Wam się krój?
- Jest świetny – przytaknęła szczerze Dana.
- Mam zieloną! – Hania wróciła uszczęśliwiona trzymając w dłoniach wieszak, na którym wisiała śliczna, zielona sukienka. Podała ją siostrze, dodając: - Idź, zobacz się w niej i kończymy tą szopkę, bo następne święta nas zastaną w tym sklepie.
- Och, jak ty kochasz zakupy – rzuciła sarkastycznie Julia, zamykając się w przymierzalni. Po kilku minutach wyszła, oznajmiając: - Drogie panie, wychodzimy stąd. Znalazłam sukienkę idealną. Czy teraz możemy już iść na kawę? – Spojrzała na piorunujący wzrok siostry i dodała: - Wiem, ja piję bezkofeinową.
Po kilkunastu minutach siedziały już w kawiarni i czekały na zamówione napoje. Dana wróciła z toalety i oznajmiła:
- Nie uwierzycie, kogo spotkałam przed lustrem.
- Zaskocz nas – rzuciła Julia, napawająca się zapachem świeżej, bezkofeinowej Latte.
- Andreę.
- Kto to? – zapytała ciekawa Leah, ale widząc, jak oczy Hani czernieją, ze spokojem postanowiła czekać na dalszy ciąg wydarzeń.
-  Widziałam ją już przed sklepem z sukienkami – Ruda starała się zachować spokój, jednak przychodziło jej to z trudem. – Tym razem wyraźnie szuka sensacji na własną rękę. Pytała cię o coś?
- Co słychać, to tyle. Zignorowałam zmorę i wyszłam. Chyba nadal tam siedzi.
Hanna bez słowa wstała i ruszyła w kierunku toalet.
- Nie wiem, czy powinnam, ale chciałabym wiedzieć, co tutaj się dzieje i kim u licha jest Andrea – Leah w końcu nie wytrzymała, obserwując jak Hania znika za drzwiami łazienki.
- W skrócie – rzuciła Dana, nie odrywając wzroku od drzwi, za którymi zniknęła koleżanka – Andrea to była Toma, tancerka, która za wszelką cenę próbuje zniszczyć wyżej wspomnianego i najwyraźniej zamierza zrobić to, najpierw niszcząc spokój Hanny.
Tymczasem wyżej wspomniana zastała Andreę przed lustrem, zapewne po raz setny poprawiającą błyszczyk na ustach.
- Czego chcesz? – ruda bez wstępów przeszła do rzeczy.
- Aktualnie? Spokoju przy robieniu makijażu – Andrea nawet na nią nie spojrzała. – Mam wrażenie, że mnie śledzicie.
- Obie doskonale wiemy, jak jest naprawdę – Hania spokojnie splotła ręce na piersi i oparła się o ścianę. – Pytam po raz ostatni: czego ode mnie chcesz?
- Żebyś raz na zawsze zniknęła z tej planety, ale to raczej podchodzi pod morderstwo – Andrea pierwszy raz spojrzała na rozmówczynię. W jej oczach była czysta nienawiść. – Nie mam zamiaru brudzić sobie rąk takim byle kim jak ty. Spójrz na siebie, Hanna – zlustrowała ją bezczelnie wzrokiem – jesteś śmieciem, co to ledwo mówi po angielsku, udało ci się prześlizgnąć w Broadway Dance Center. Powiedz sama, z kim się przespałaś, żeby zajść tak daleko?
- Nawet jeśli z kimś się przespałam – rzuciła spokojnie ruda – nigdy nie osiągnę twoich łóżkowych wyników. Ja przynajmniej nie musiałam wspinać się po plecach tatusia.
- Bo go nie masz. Jesteś zwykłą sierotą, bez mamusi i tatusia. Nikim.
Hanna poczuła, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch, jednak powstrzymała jakiekolwiek reakcje. Wiedziała, że to tylko prowokacja a nie miała zamiaru wdawać się w pyskówki z Andreą.
- A i tak jestem na wygranej pozycji – odpowiedziała w końcu. – Nie musiałam być suką, żeby osiągnąć to wszystko. Poza tym współczuję ci.
- Dlaczego niby?
- Bo wiesz, nawet jeśli pomaluję paznokcie na czerwono, nie będę wyglądać kurewsko. A tobie wystarczy sam charakter, żeby być zwykłą kurwą. I jeśli jeszcze raz dowiem się, że kogoś na nas nasyłasz, dołączysz do swojego kolegi, fotografa, za kratkami.
- Nie masz dowodów, że to ja go nasłałam. Poza tym, kto ci uwierzy? Jeśli będzie trzeba, zapłacę wszystkim paparazzi w tym mieście, żeby nie spuszczali was z oczu.
- A wiesz, że jednak mam dowód? – zapytała Hania i ruszyła do drzwi, pozornie zostawiając Andreę bez odpowiedzi. Uchyliła lekko drzwi i odwróciła się, mówiąc: – Mam słowa Jasona, który mimo wszystko posiada coś takiego, jak sumienie i jeszcze to – wyjęła z kieszeni telefon, z włączonym przed wejściem do toalety dyktafonem, po czym szybko opuściła pomieszczenie, żeby dołączyć do przyjaciółek i siostry.
Andrea wybiegła za nią, jednak speszyła ją liczba osób w kawiarni, którzy spojrzeli na nią, jak na wariatkę. Doskonale wiedziała, że nie może robić scen, szczególnie, że już jest na straconej pozycji. Podeszła spokojnym krokiem do stolika, przy którym siedziały dziewczyny i zwróciła się do Hanny:
- Nie użyjesz tego.
- Użyję, jeśli tylko się pojawisz w pobliżu.
- Nie odważysz się.
- Chcesz się założyć?
Andrea nic więcej nie powiedziała i wybiegła bez słowa z kawiarni. Hanna odetchnęła z ulgą i rozsiadła się wygodnie na krześle.
- Coś ty zrobiła? – Julia spojrzała na siostrę, jakby ją widziała pierwszy raz w życiu.
- Pozbyłam się problemu. Może nie na zawsze, ale na jakiś czas wszystkie mamy spokój – spojrzała na Danę i Leę i podała im telefon. – Posłuchajcie nagrania.
Po chwili odłożyły telefon na stolik i długo nic nie mówiły.
 - Julia, jak twoja kawa? – Hania przerwała ciszę, zwracając się do siostry.
- Smaczna, dziękuję.
- Ty jesteś wariatką… - wyszeptała w końcu Leah, patrząc na rudą z podziwem.
- Powinnaś to oddać policji – dodała stanowczo Dana.
- Oddam – przytaknęła Hanna z uśmiechem. – Andrea długo nie wytrzyma i w końcu znowu pojawi się gdzieś w pobliżu.
- Rodzice dobrze nas wychowali – wtrąciła Julia, po odsłuchaniu nagrania. – Walczyć, jak lew o swoich.
- Masz rację – Hanna wiedziała, dlaczego Julia to powiedziała. Nic, co powiedziała Andrea, nie umknęło czułemu mikrofonowi w telefonie. – Do ostatniej kropli krwi.
- I co teraz? – Dana dopiła kawę.
– Teraz idziemy do nas, bo należy opić nową sukienkę mojej siostry. Poza tym dostałam wiadomość od Toma, że czekają na którąś z nas na Skype’ie, bo mają interesujące wieści. Właściwie nie wiem, po jaką cholerę pojechali do Niemiec.
- Wiem tyle, co ty – Leah podniosła do góry ręce, wiedząc, że dziewczyny będę od niej oczekiwać większej wiedzy na temat tajnych planów zespołu. – Żaden się nie zdradził, po co tam jadą. Nawet mój ojciec siedział cicho.
- To idziemy?
- Idziemy.
Zostawiły pieniądze przy rachunku, przyniesionym przez kelnerkę i ruszyły spacerem w stronę mieszkania sióstr.
A Hanna i Dana pierwszy raz od kilku tygodni poczuły spokój, idąc zatłoczoną ulicą…


********

Tak, wiem. Dałam ciała. Ten rozdział miał być na święta. A że nie zaznaczyłam które… Według mojego kalendarza, dziś przypada Dzień bez toreb foliowych. Zawsze to jakiś ważny dzień dla świata, dlatego też potraktuję go jako święto dla tego rozdziału.
Mam nadzieję, że ktoś to w jakikolwiek sposób skomentuje, bo brak komentarzy pod ostatnim rozdziałem mnie trochę zasmucił. Ale tylko trochę.
Pozdrawiam ciepło, bo jak wiecie, na zewnątrz PIZGA ZŁEM.
Wildflower :)

1 komentarz:

  1. Złem pizga teraz wszędzie. Olaboga, już nie pamiętam kiedy ostatnio wchodziłam na bloggera. Moje studia mnie zabiją, podobnie jak brak internetów.
    Nie przejmuj się nieregularnością dodawanych rozdziałów. Ja biję na głowę samą siebie i od września nic nie dodałam. Chyba mój blog umarł śmiercią z zaniedbania ;(
    Czyli zbliża się koniec, co? Można by pomyśleć, że wszystko się ułożyło, ale jak znam Ciebie, wywiniesz jakiś numer i happy end będzie bez happy. Jestem bardzo ciekawa, co wykombinujesz.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń