środa, 16 października 2013

38. Ale tato…



Bez względu na to,
 jak bardzo gruboskórni
 staramy się być...
są tu miliony zakończeń nerwowych,
otwartych i osłoniętych,
czujących zdecydowanie za wiele.
I chociaż robimy co możemy,
by uniknąć bólu...
 czasem nie da się przed nim uchronić.
 Czasami to jedyne,
 co pozostało...
 po prostu czuć.



- Co ty tu robisz, człowieku?!
Krzyk Georga postawił wszystkich w pełnej gotowości, dlatego też Tom i Bill zgodnie kazali Danie i Hannie schować się za drzwiami garderoby. Dołączyła do nich Leah. Po chwili zza drzwi dało się słyszeć dźwięk upadającego przedmiotu i odgłosy szamotaniny.
Otóż, człowiekiem, o którym wspomniał Georg był jeden z paparazzi, który jakimś cudem dostał się za kulisy i gdyby nie interwencja członków zespołu, prawdopodobnie zdjęcia, które zrobił dostałyby się na okładki kilku znanych brukowców.
Georg przytrzymał mężczyznę a Tom jednym zgrabnym ruchem wyrwał mu aparat, po czym wyjął z niego kartę pamięci i rzucił sprzętem z całej siły o podłogę. Lustrzanka nie miała szans. Bill przeszukał go jeszcze i znalazł w kieszeniach jeszcze jeden, mniejszy aparat i telefon komórkowy, po czym, podobnie jak wcześniej jego brat, wyjął z nich karty pamięci. Powstrzymał się jednak przed rozwaleniem sprzętu o podłogę.
- Chłopaki, co się tu dzieje? – zapytał oniemiały Jost, patrząc na scenę, jaka odgrywała się na jego oczach.
- To ścierwo próbowało złamać po raz kolejny zasady przyzwoitości.
- Dzwonię na policje.
- Ja tak tego nie zostawię! – zaczął rzucać się fotograf. – Zgłoszę zniszczenie sprzętu! Zapłacicie mi za to!
- I co jeszcze? – zapytał spokojnie Bill, wyrzucając aparat i telefon  do kosza na śmieci.
- Niech ktoś zadzwoni po karetkę! Szybko! – usłyszeli krzyk Victora i ruszyli w stronę sceny.
Bill wyciągnął komórkę a kiedy dotarł na miejsce, gdzie stali wszyscy członkowie, na chwilę odjęło mu mowę.
- Proszę jak najszybciej przysłać karetkę do The Palace, mamy nieprzytomnego, prawdopodobnie uderzył się, upadając na scenę. Proszę się pospieszyć.
- Co mu zrobiłeś, sukinsynu?! – Jost nie potrafił zapanować nad nerwami. Złapał fotografa za poły marynarki i zaczął nim szarpać. – Jeśli coś mu się stanie, zgnijesz w pierdlu.
- Nic mu nie zrobiłem, jedynie go odepchnąłem, kiedy tu wchodziłem. – mężczyźnie wyraźnie zmiękły nogi, na widok nieprzytomnego Gustava.
Tom ruszył w stronę garderoby, żeby poinformować dziewczyny o tym, co się stało.
- Dzwoniliście po karetkę? – zapytała Leah, wyraźnie poruszona.
- Niedługo powinni tu być. Jedziecie z nami do szpitala?
Bez słowa pokiwały głowami i ruszyły za coraz bardziej zdenerwowanym Tomem.
- Leah? – Jost zdziwił się na widok własnej córki.
- Daj spokój. Przecież od trzech tygodni wiedziałeś, że tu dzisiaj będę – rzuciła spokojnie.
- Miałem nadzieję, że zobaczymy się na mieście.
- W tych warunkach zobaczylibyśmy się za rok.
Menadżer nie zdążył odpowiedzieć, bo usłyszeli, jak ogromne drzwi wejściowe się otwierają i po chwili w sali pojawili się ratownicy, ciągnący za sobą nosze. Sprawdzili tętno Gustava, po czym położyli go na desce i ułożyli na noszach, po czym zapieli pasy i już mieli go wywozić, kiedy Jost zapytał:
- Gdzie go zabieracie?
- Do Presbyterian Hospital.
- A czy jest możliwość zamknięcia oddziału, kiedy już ustalicie, co mu jest?
- Proszę to załatwiać z dyrektorem – rzucił jeden z ratowników, po czym szybko opuścili salę.
Stali tak dłuższą chwilę, nie mówiąc ani słowa – szok robił swoje. Nawet jeszcze chwilę wcześniej rozhisteryzowany fotograf, zaniemówił.
Drzwi ponownie się otworzyły i wszyscy zgodnie spojrzeli na zbliżających się w ich stronę policjantów.
- Który z panów to David Jost?
- To ja.
- Dzwonił pan do nas chwilę temu w sprawie naruszenia prywatności przez fotoreportera.
- Tak, ale do tego proszę dopisać jeszcze napaść na jednego z członków zespołu, którego przed chwilą odwiozła karetka.
- Dokąd odwieźli poszkodowanego?
- Do Presbyterian Hospital, właśnie tam jedziemy. – powiedział, wyraźnie siląc się na spokój, po czym ruszył do wyjścia, rzucając do reszty: - Wsiadajcie do busa, wszyscy. Tom, Bill, oddajcie policji karty pamięci.
Bliźniacy posłusznie wykonali polecenie menadżera.
- Ale proszę pana! – krzyknął za nim policjant. – Ktoś musi złożyć zeznania!
- Nie, najpierw muszę sprawdzić, czy mojemu podopiecznemu nic nie jest. Możecie przyjechać do szpitala.
Wszyscy – włącznie z dziewczynami – ruszyli do wyjścia, gdzie czekał już na nich podstawiony przez Victora bus.
- Ale wy, dziewczyny, nigdzie nie jedziecie – Jost starał się jeszcze protestować, ale kiedy spojrzał na Billa i Toma machnął tylko ręką.
Bus ruszył z piskiem do szpitala.


^^^^^^^^^


Gustava po wstępnych badaniach zabrali na blok operacyjny, gdyż w wyniku uderzenia zaczął tworzyć się krwiak, który mógłby trwale uszkodzić mózg.
Ciszy, jaka panowała na oddziale neurochirurgii nie da się porównać z niczym innym. Wszyscy czekali w napięciu na koniec operacji Gustava, która trwała już od czterech godzin i nikt, nawet pielęgniarka, nie wyszedł, żeby ich poinformować o jej przebiegu. Georg siedzący pod ścianą zerkał co chwila na zegarek Lei, która siedziała obok i delikatnie głaskała go po kolanie. Tom leżał z zamkniętymi oczami na ławce z głową na udach Hani. Bill nie wytrzymywał zamknięcia i poszedł z Daną po kawę do kawiarenki szpitalnej, która o tej porze i tak była pusta. Na szczęście w busie były jego zwykłe ubrania, więc mógł się w spokoju przebrać, żeby nie rzucać się w oczy.
Jost, zdenerwowany po rozmowie z policją przyglądał się Lei i Georgowi, nie mogąc zrozumieć, jak mógł być tak ślepy, żeby nie zauważyć, że między tą dwójką coś jest. Przypomniał sobie ile razy Georga nie było w mieszkaniu, kiedy wpadał z niezapowiedzianą wizytą, a reszta zespołu mówiła, że wyszedł spotkać się matką, czy też w innej sprawie, nie cierpiącej zwłoki. Sam przyprowadził córkę na jedno ze spotkań zespołu i widział, że nie może oderwać wzroku od basisty. Myślał jednak, że to tylko drobne zauroczenie, które minie po kilku dniach.
Tylko dlaczego nikt mu o niczym nie powiedział?
Leah spojrzała na ojca i szybko zdjęła dłoń z kolana Georga, widząc spojrzenie Josta. Wstała i podeszła do niego powoli, czując rosnące napięcie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytał Jost, bez zbędnych wstępów.
- Bo byś go zabił, przecież jest twoim podopiecznym – odpowiedziała szczerze, patrząc, jak na poważną twarz ojca wpełza uśmiech. – Nie rozumiem twojego rozbawienia.
- Nie jestem typowym tatusiem, który morduje każdego faceta, który się do ciebie zbliży. Masz mnie za aż takiego potwora?
- Szczerze powiedziawszy tak – dziewczyna usiadła ze zdziwienia obok ojca i zakryła twarz dłońmi, czując, że zaraz wybuchnie niepohamowanym śmiechem. – Poza tym jesteś jego menadżerem, Georg zwyczajnie bał się problemów z twojej strony.
Jost objął córkę ramieniem, mówiąc:
- To porządny chłopak. Gdyby było inaczej, pewnie rzeczywiście bym go zamordował, ale Znam Georga tyle lat i wiem, że trafiłaś w dobre ręce. Jest lepszy ode mnie, bardziej odpowiedzialny, niż ja byłem w jego wieku. Gdybym był taki jak on, pewnie nie musielibyśmy spotykać się raz do roku.
- Ale tato… - zaczęła, ale Jost jej przerwał.
- Taka jest prawda. Nie mam zamiaru ukrywać tego, że zachowałem się jak gówniarz wobec twojej matki. Sama dobrze wiesz, że nie było jej lekko i tylko dlatego zgodziła się na to, żebyś mogła nosić moje nazwisko i w ogóle mnie znać. Wiem, że pieniądze, które dostawała to dużo i zarazem bardzo mało, ale wtedy nie mogłem dać jej nic więcej. Ani jej ani tobie.
- Wiesz doskonale, że dałeś mi więcej, niż mogłam sobie wymarzyć. Dzięki tobie poznałam świat takim jaki jest, mogłam oglądać miejsca, dla wielu ludzi niedostępne. Jak byłam mała, cieszyłam się za każdym razem, kiedy coś zbroiłam i mama krzyczała: „No, czysty ojciec”. Dałeś mi więcej, niż ci się wydaje, bo pozwoliłeś, żebym cię poznała i wiedziała, że naprawdę jestem taka jak ty.
Jost, po tych słowach czuł, jak zatyka go w gardle i wiedział, że musi jak najszybciej ulotnić się z zamkniętego korytarza, w innym wypadku rozpłakałby się jak dziecko.
- Wracaj do niego i cieszcie się sobą, z moim błogosławieństwem, jeśli tak wam wygodniej. Muszę zadzwonić do wytwórni. – rzucił, po czym szybko wyszedł na ogromny hol, gdzie naprawdę rozpłakał się, jak małe dziecko, ze szczęścia, że ma tak dojrzałą córkę i rozpaczy, że może stracić jednego ze swoich podopiecznych, których traktował, jak swoich synów.

^^^^^^^^^^

Po sześciu godzinach z sali operacyjnej wyszedł lekarz i ruszył w stronę Josta. Po chwili wszyscy zebrali się wokół niego.
- Operacja nie należała do łatwych – zaczął – jednak udało nam się usunąć skrzep bez zbędnych komplikacji ze strony neurologicznej. To oznacza, że za kilka godzin pacjent powinien się wybudzić. Mózg potrzebuje czasu na regenerację, nie przewiduję jednak żadnych komplikacji.
- Dlaczego to tak długo trwało? – zapytał Georg.
- Musieliśmy zebrać nadmiar krwi, który gromadził się w ranie. Nie mogliśmy zrobić tego szybko, inaczej skrzep utworzyłby się od nowa. Kiedy przepływ krwi się unormował, mogliśmy z czystym sercem zamknąć ranę. Jak już mówiłem, pacjent potrzebuje kilku godzin, żeby w pełni się zregenerować. Nie mówię, że od razu będzie gotowy na kolejny koncert, ale przynajmniej się z wami przywita.
- Kiedy będzie mógł wrócić na scenę? – zapytał Jost, przypominając sobie pytanie właścicieli wytwórni.
- Na dzień dzisiejszy, wiedząc ile czasu potrzeba, żeby wszystko wróciło do normy u normalnego człowieka, powiem panu, że potrzeba pół roku. Dla perkusisty, narażonego na ciągłe hałasy i wstrząsy, może to potrwać nawet rok, jeśli nie więcej.
- Dziękujemy bardzo – powiedział Bill. – Proszę nas o wszystkim informować.
- Dobrze. – odpowiedział lekarz, po czym ruszył do pokoju lekarskiego.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Hanna – Dana stuknęła przyjaciółkę w ramię – mamy zajęcia za kilka godzin. Zbieramy się?
- Nie mamy wyjścia. Tom, informuj mnie na bieżąco, co się dzieje. Swoją drogą, wam też przydałby się odpoczynek.
- Musimy się jakoś zorganizować… - podrapał się po głowie. – Victor was odwiezie, później nas. Ale ktoś musi tu zostać.
- Ja zostanę – powiedział spokojnie Jost. – Jedźcie teraz wszyscy, Leah pojedzie z wami do mieszkania. Muszę jeszcze zadzwonić do wytwórni, poinformować ich o stanie Gustava.
- Nie będą zbyt zadowoleni – rzucił Bill. – W końcu mieliśmy już kilkumiesięczny urlop.
- To oczywiste. – rzucił menadżer, dodając: - Nie martwcie się niczym, postaram się wszystko załatwić. – po czym spokojnie odszedł od grupy i usiadł na jednym z krzesełek stojących na korytarzu. Reszta ruszyła do wyjścia.


^^^^^^^^^^

Od kilku godzin była już na zajęciach. Po trzech mocnych kawach była w stanie skupić się na tym, co robi. Zajęcia z tańca towarzyskiego, które wzięła na prośbę Marcusa zamiast Andrei miały być ostatnimi w dniu dzisiejszym i szczerze czekała na ich koniec, mimo, że jeszcze się nie zaczęły.
Nagle z jej torby dało się słyszeć dzwonek telefonu. Podbiegła szybko i odebrała.
- Halo?
- Gustav się obudził – usłyszała zadowolony głos Toma.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Zdążył nas już wyzwać od idiotów, bo zostawiliśmy go na samym końcu, pędząc za kulisy.
- Cieszę się niezmiernie – spojrzała na wchodzącego do Sali chłopaka i zamarła na chwilę. – Muszę kończyć, zaraz zaczynam ostatnie zajęcia. Zobaczymy się w szpitalu.
- Do zobaczenia.
- Wciąż się znamy? – zapytał Jason, kiedy chowała telefon do torby.
- Daj spokój z tymi podchodami – rzuciła zirytowana Hanna, chowając torbę w szafce.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś zła. Chodzi o to, że zacząłem zadawać się z Andreą?
- Jesteśmy w pracy, nie na prywatnym spotkaniu.
Jason nie zdążył odpowiedzieć, bo grupa, którą mieli prowadzić właśnie się zebrała. Oboje spojrzeli na grafik lekcji i parsknęli śmiechem, nie patrząc na siebie. Pierwsze było tango.
- Zajmijcie miejsca – rzucił chłopak, uruchamiając muzykę z odtwarzacza.(Melodia - KLIK!) – Wsłuchajcie się w każdą nutę, w każdy takt. Będą wam się śniły po nocach, dopóki ich nie opanujecie. Hanna?
- Zanim zaczniemy tańczyć, musicie zrozumieć, czym jest tango. Enrique Santos Discepolo, jeden z poetów tanga, nazwał je smutną myślą, którą się tańczy. To prawda – spojrzała na grupę. Na twarzach pojawiały się kpina, ciekawość… Nikt nie pozostał obojętny na jej słowa. – Żeby zrozumieć istotę tanga musicie wczuć się w sytuację osoby porzuconej, zdradzonej… I zapamiętać jedno: tango to historia, którą musicie opowiedzieć, bardzo często improwizować. Jedyne, co musicie zachować to rytm i pamiętać o podstawowych krokach. Jason? – zwróciła się do chłopaka. – Pokażemy im, jak to działa?
Blondyn odłożył pilot od wierzy stereo na biurko i stanął kilka kroków od Hanny. Oboje wyglądali, jak dwie pantery, które za chwilę rzucą się na siebie. W końcu, w rytm muzyki zaczęli zbliżać się do siebie, Jason złapał Hanię w pasie, przyciągając ją mocno do siebie, ona zarzuciła mu jedną rękę na szyje. Znali doskonale kroki, to był jedyny taniec towarzyski, który tańczyli, w dodatku razem.
Patrzyli sobie w oczy, zbliżali i oddalali się od siebie, nie odrywając spojrzeń od partnera. Jason obrócił Hannę kilka razy wokół jej osi, następnie chwycił mocno w pasie i posadził na swoim udzie, następnie przechylił mocno do tyłu. Ruda wyprostowała się, a on w tym czasie rzucił ją na ziemię. Taki był układ i nie zamierzali nic zmieniać. To przerażające, jak dobrze znali swoje ciała w tańcu, i nie chodziło tu wyłącznie o to, że razem ćwiczyli ten układ. Nie ważne, co by musieli zatańczyć, doskonale się rozumieli.
Jason mimowolnie cieszył się bliskością Hani. Mimo, że od kilku godzin prowadziła zajęcia, dało się wyczuć na jej skórze wanilię, którą, jak pamiętał, uwielbiała. Ciepło jej ciała uświadomiło mu, jak bardzo spieprzył tą znajomość. Teraz nawet nie mógł tego naprawić, chociaż i tak wiedział, że jeśli przyzna się do wszystkiego, dziewczyna go zwyczajnie znienawidzi, a tego najbardziej nie chciał.
Ruda starała się trzymać układu i tylko o nim myśleć, jednak nie potrafiła wybaczyć Jasonowi tego, że zbratał się z wrogiem i za każdym razem, kiedy przyciągał ją mocniej do siebie, nie mogła powstrzymać niechęci. Nie mogła mu powiedzieć, dlaczego od jakiegoś czasu nienawidzi Andrei bardziej niż kiedykolwiek, inaczej musiałaby zdradzić, że jest z Tomem. Nie mogła, nawet nie chciała Jasonowi o niczym mówić, bo on nie był wart powierzenia mu takiego sekretu. Czuła się przez niego zdradzona i nic nie było w stanie tego zmienić. Nawet fakt, że dobrowolnie przyszedł na te zajęcia, mimo, że wcześniej odmawiał Marcusowi, kiedy ten chciał, żeby Jason znów zaczął współpracę z Hanią.
- Przepraszam – wyszeptał, kiedy jego twarz była przy uchu dziewczyny. Wiedział, że nikt go nie usłyszy, muzyka zagłuszała wszystko a przyglądająca się im w osłupieniu grupa, nie jest w stanie zauważyć nic, poza ich wirującymi na parkiecie ciałami.
- Za co? – zdołała tylko tyle odszepnąć, bo według układu musiała się od niego odsunąć.
Nie odpowiedział już nic więcej, co oznaczało chyba, że czeka ich rozmowa po zajęciach. Nie wiedzieć czemu, czuła, że to co Jason ma zamiar jej powiedzieć, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, jakie przyszło mu robić. Miała ogromną nadzieję, że jej stary, dobry kumpel wróci na dobrą drogę, ale wiedziała, ile go to może kosztować. Dobrze znała jego uczucia wobec niej – zdradzał się z tym za każdym razem w przeszłości, ale bała się, że Andrea za bardzo namieszała mu w głowie i wciągnęła w jakąś popapraną historię.
Utwór i układ zbliżały się do końca. Hanna, doskonale pamiętając kroki, podbiegła do stojącego tyłem Jasona i przytuliła się do jego pleców. Blondyn odwrócił się gwałtownie, chwycił ją za nadgarstek – wyczuła jego zdenerwowanie, bo chwycił ją odrobinę zbyt mocno, jednak nie okazała bólu – przyciągnął do siebie, po czym odwrócił tak, by to teraz jej plecy opierały się na jego klatce piersiowej. Przeciągnął obiema dłońmi, bardzo delikatnie wzdłuż jej ramion, przesuwając się do góry, żeby dotrzeć do szyi, na której zatrzymał się, by po chwili teatralnie skręcić dziewczynie kark. Hania padła, a przyglądający się temu wszystkiemu uczniowie zamarli.
Kiedy się podniosła, cała grupa odetchnęła z ulgą.
- Tak wygląda dobrze wytańczona historia i tego mamy zamiar was nauczyć – powiedziała spokojnie, otrzepując się z kurzu.
Reszta zajęć przebiegła bez zbędnych komplikacji i po dwóch godzinach wszyscy, poza Hanną i Jasonem rozeszli się do domu.
Chłopak podszedł do dziewczyny i pokazał jej zdjęcie, które miał na telefonie.
- Skąd to masz? – zapytała zszokowana. – Skąd masz zdjęcie Billa?!
- Zrobił je znajomy Andrei. Miał wczoraj jakimś cudem dostać się za kulisy, żeby dopaść ciebie i Toma – odpowiedział spokojnie. Widząc, jak na jej twarzy pojawia się jeszcze większe zdziwienie dodał: - Andrea wiedziała o was wcześniej, niż myślisz. Jeszcze zanim miałaś wypadek w Hamburgu.
- Jak mogliście? – była w stanie wydusić z siebie tylko tyle.
- Nie wiem, co mi odbiło – przyznał szczerze. – Byłem na ciebie wściekły, za to, że mnie wystawiłaś i jakoś tak samo wyszło.
- Jakoś tak samo wyszło?!  - wiedziała, że nie zapanuje już na rosnącą w niej furią. – Przez ciebie i Andreę perkusista Tokio Hotel całą noc był operowany, bo szuja, którą Andrea nasłała na mnie i Toma, popchnęła go na scenę a ty mówisz mi, że JAKOŚ TAK SAMO WYSZŁO?!
Złapał ją za rękę, próbując powstrzymać przed dziewczynę przed wyjściem, zanim usłyszy resztę jego wyjaśnień, jednak ona wymierzyła mu siarczysty policzek i chwytając torbę, wybiegła z sali, rzucając na odchodne:
- Nie chcę cię więcej widzieć!
Został sam, wiedząc, że teraz naprawdę stracił już wszystko.


***********


Witajcie.
Rozdział dla mnie samej okazał się niespodzianką, ale muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona. Nawet z tego, że jest tak potwornie długi:). Pisanie nie jest takie trudne, jeśli w głowie kłębi się milion myśli na sekundę.
Jak zwykle liczę na jak najszczersze komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower :)

1 komentarz:

  1. O nie! Gustaw i o nie, krwiak. Własnie na patomorfo przerabiamy zaburzenia krążenia i mam już dosyć do końca życia skrzeplin, tętniaków, zatorów i zawałów!
    Ale wracając do rozdziału. Hm, jakoś tak za szybko i za mało dramatycznie udało się Leah i Georgowi być razem. No cóż, po prostu za bardzo rozpieściłaś mnie tymi różnymi zwrotami akcji w innych przypadkach.
    A Jason dobrze, że dostał w ryja, należało mu się. Zachował się jak żałosny dupek i nawet to, że się przyznał nie wybiela go w moich oczach! Grrrr!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń