poniedziałek, 19 listopada 2012

28. Wystarczy, że będziesz.





Czas ucieka.
Czas na nikogo nie czeka.
Czas leczy rany.
Wszyscy chcielibyśmy mieć więcej czasu.
Czas wstać, dorosnąć.
Czas zapomnieć.
Czas...





Zgodnie z teorią Elizabeth Kubler – Ross, kiedy umieramy lub cierpimy z powodu ogromnej straty, przechodzimy przez pięć etapów żałoby. Zaczynamy od zaprzeczenia. Ponieważ strata jest tak niewyobrażalna, że nie możemy w nią uwierzyć. Gniewamy się na wszystkich, na tych, którzy przeżyli, na samych siebie. Wtedy się targujemy. Błagamy, żebrzemy. Jesteśmy gotowi oddać wszystko co mamy. Gotowi zaprzedać dusze w zamian za jeszcze jedne dzień. Kiedy targowanie się zawodzi, a gniew jest nie do wytrzymania, popadamy w depresję, w rozpacz. Zanim nie zaakceptujemy tego, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Odpuszczamy. Odpuszczamy i przechodzimy do akceptacji.
Hania, każdego dnia przechodziła przez wszystkie pięć etapów na nowo. Zaraz po przebudzeniu budziło się w niej zaprzeczenie. Zaprzeczała temu co powiedział lekarz. Nie wierzyła w to, że straciła dziecko, o którym nawet nie miała pojęcia. Później przychodził gniew. Była wściekła na samą siebie, bo dopuściła do poronienia, do utraty czegoś tak cennego. Bo cały czas pracowała, nie zwracając nawet uwagi na prosty fakt – nie miała okresu. Była też wściekła na Toma, na Andreę… że znowu pojawiła się w ich życiu, że zbliżyła się do kogoś, kogo kochała. Targowała się z Bogiem, żeby cofnął czas do tamtego dnia po koncercie, kiedy zobaczyła na okładce brukowca zdjęcie Toma i Andrei całujących się. Wtedy na pewno nie spojrzałaby nawet na gazetę. Kiedy docierało do niej, że wszelkie modlitwy zawiodły, przychodziła depresja. Czuła, że pochłania ją czarna otchłań, z której nie potrafi, może nawet nie chce się wyrwać. I nagle uświadamiała sobie, że to się naprawdę stało, że nie jest w stanie cofnąć czasu i już nic nie zmieni. Wtedy przychodziła akceptacja.
Trwała w takim letargu, od tygodnia. Od dnia, kiedy opuściła szpital i wróciła do Nowego Jorku.
Julia patrzyła bezradnie, jak z każdym dniem jej młodsza siostra ginie w oczach. Wszelkie próby wciśnięcia jej do ust choćby kawałka chleba kończyły się porażką. Przez pół dnia potrafiła pić jeden kubek herbaty. Poza tym siedziała w swoim pokoju na parapecie i beznamiętnie wpatrywała się w okno albo zwyczajnie spała, często krzycząc przez sen, płacząc. Czasem coś powiedziała. Jednak przez większość czasu z jej pokoju dochodziła do uszu tylko przygnębiająca cisza.
To właśnie starsza odbierała wszystkie telefony od Billa i Adama. Od Toma nie było żadnej wiadomości – Hania zakazała go informować o czymkolwiek. W pewnym sensie rozumiała ją – to nie był temat, który powinno poruszać się przez telefon. Mimo to, Julia uważała, że powinien wiedzieć. Kilka razy próbowała wybrać jego numer z listy, jednak wtedy przypominała sobie smutek w oczach Hani i odkładała jej telefon powrotem na stół.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Podeszła do nich cicho i spojrzała przez wizjer – to był Bill.
- Hej… - szepnął cicho, kiedy otworzyła mu drzwi. – Mogę wejść?
- Jasne.
- Jak Hanna? – zapytał, choć domyślał się, w jakim jest stanie. W mieszkaniu świadczyło o tym wszystko, a najbardziej wszechobecna cisza.
- Bez zmian. – opowiedziała łamiącym się głosem, siadając na krześle w kuchni. – Już nie mam siły, Bill. Mam dość jej milczenia, obojętności, całej tej atmosfery w mieszkaniu…
- Może powinnaś wyjść gdzieś? Odetchnąć świeżym powietrzem.
- Nie mogę jej zostawić.
- Ja tu zostanę, spokojnie. Mam ostatnio dużo wolnego czasu. W końcu już od dwóch tygodni jesteśmy w Nowym Jorku.
- No właśnie, a co z twoim gardłem? Jak się czujesz?
Zespół był zmuszony przerwać trasę po Stanach, ze względu na chorobę Billa. Silny ból gardła podczas koncertu w Filadelfii sprawił, że wokalista nagle stracił głos, w trakcie jednej z piosenek i nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Manager postanowił, że reszta koncertów odbędzie się w innym terminie.
- Już jest lepiej, ale lekarz nadal nie pozwala mi śpiewać. Ale nie ma o czym mówić. Nie to jest najważniejsze.
- No tak. Jesteś pewien, że mógłbyś z nią trochę posiedzieć? – zapytała niepewnie. – Niekoniecznie w jej pokoju, ale chociaż w mieszkaniu, żeby nie była sama. Boję się, że może jej się coś stać.
- Rozumiem.
- Powiedz mi jeszcze coś. Czy Tom…? – Nie dokończyła pytania, jednak Bill doskonale wiedział, o co chce zapytać.
- Nadal żyje w błogiej nieświadomości. O ile błogą nieświadomością można nazwać fakt, że jest wściekły z powodu tej okładki w brukowcu.
- Czyli to jednak nieprawda, że on i Andrea są znowu razem?
- Oczywiście, że nie. Andrea tylko czekała na dobry moment i udało jej się osiągnąć cel. Jedyne czego nie pokazali w tym artykule było to, że Tom odepchnął ją od siebie, kiedy tylko go pocałowała.
- Dlaczego Tom nie odzywa się do mojej siostry?
- Kiedy byliśmy w Los Angeles, spotkaliśmy się w klubie. W trakcie całej nocy zabawy Hanna powiedziała mu, że powinni dać sobie trochę czasu, bez jakiegokolwiek kontaktu. To nawet dobry pomysł, ale teraz widząc co się dzieje… - bezradnie położył dłonie na stole. -  Ostatnio miałem zamiar mu powiedzieć o tym, że… - urwał, w końcu oboje wiedzieli o co chodzi. – Jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie mam pojęcia, jak by zareagował.
- Oboje wiemy, że im dłużej to wszystko trwa, tym gorzej. Może on by jakoś zaradził. – Przeczesała włosy dłonią i oparła się na krześle. – W takich momentach brakuje mi rodziców. Nie jestem jej matką, nie potrafię z nią rozmawiać. Czuję się potwornie…
Bill spojrzał na nią i stanowczym głosem powiedział:
- Wyjdź. Spotkaj się z narzeczonym, albo zwyczajnie idź sama na spacer. Zabierz Lenny’ego, niech zobaczy park. Po prostu wyjdź. Mam bardzo dużo czasu.
- Jesteś wielki. Wrócę wieczorem – rzuciła, chwytając w locie kurtkę i przyczepiając psu smycz do obroży.
- Nie spiesz się.
Po chwili w mieszkaniu zapadła cisza. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić. Podziwiał Julię za jej wytrzymałość – sam nigdy nie byłby w stanie wytrzymać takiej atmosfery.
Zajrzał do pokoju Hani. Spała odkryta, kołdra leżała pod łóżkiem. Widok był przerażający – jej naturalnie blada skóra wyglądała na poszarzałą, wokół oczu widać było wyraźne sińce. Schudła. Naturalnie płomiennorude włosy straciły blask. Całe jej ciało krzyczało z rozpaczy.
Podniósł kołdrę z podłogi i przykrył nią Hanię, po czym podszedł do okna i odsunął zasłony. Oparł się o parapet i spojrzał na niebo – od telefonu Adama z informacją, że Hanna jest w szpitalu pogoda się nie zmieniła. Wprawiało go to w naprawdę podły nastrój.
- Bill? – usłyszał za plecami cichy głos. Odwrócił się w stronę łóżka i spojrzał w najbardziej smutne oczy, jakie kiedykolwiek widział. Teraz już rozumiał, dlaczego Tom zwrócił na nie uwagę na lotnisku.
Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Hania obserwowała go uważnie, wyraźnie zaskoczona.
- Cześć, słonko. Jak się masz? – zapytał, gładząc ją po włosach. Nie odsunęła się, ale widział, że całe jej ciało się napięło.
- Co tu robisz?
- Wiem o wszystkim od Adama, dzwonił do mnie, kiedy byłaś w szpitalu. Ale nie martw się, Tom nic nie wie.
- Gdzie Julia?
- Wyszła do parku z Lenny’m. A ty co zamierzasz zrobić?
Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Wstała do jednej z półek i po chwili poszukiwań wyciągnęła z niej płytę. Przyglądała jej się chwilę, po czym wstała i podała mu ją, mówiąc:
- Pojedziesz gdzieś ze mną?
- Gdzie? – zapytał, patrząc na płytę, której tytuł nic mu nie mówił, pewnie dlatego, że nic z niego nie rozumiał.
- Muszę coś sprawdzić. Pojedziemy do Broadway Dance Center. – odpowiedziała, wyciągając ubrania z szafy. Przeraziła go trochę jej nagła reakcja. Julia mówiła przecież, że nie wykazywała przez tydzień żadnych chęci wyjścia z pokoju. Wolał jednak o nic nie pytać.
- To co? – wróciła do pokoju, ubrana w szerokie spodnie i wyraźnie za dużą bluzę z kapturem. – Jedziemy?
- Jasne.
Po dwudziestu minutach dotarli do budynku Broadway Dance Center. Hania wyjęła z torby identyfikator i pokazała go ochroniarzowi, po czym razem z Billem przeszła do wind. Dojechali jedną z nich na ostatnie piętro, gdzie mieściły się sale prób. Hania pogrzebała chwilę w torbie i wyjęła z niej klucze do sali nr 63, po czym otworzyła drzwi.
- Masz tą płytę? – zapytała zaskoczonego Czarnego. Rozglądał się po niewielkiej sali, całej w lustrach.
- Jasne – podał jej pudełko, schowane w kieszeni. – Co będziesz robić? Przecież nie możesz się przemęczać.
- Właśnie tego teraz potrzebuję – odpowiedziała spokojnie, zdejmując kurtkę i bluzę. – Muszę się zmęczyć, Bill, muszę się na czymś wyładować.
- To nie jest dobry pomysł, nie powinnaś…
- Nie powinnam tańczyć?! Nie powinnam się przemęczać?! Dość już odpoczęłam, Bill. Dość już przepłakałam.
- Dobrze. Ale zmieniając temat. Odpowiesz mi na jedno pytanie?
- Jasne – rzuciła, grzebiąc w szufladach ogromnej komody, ustawionej w kącie sali. Wyjęła z nich szeroką, czarną szarfę.
- Dlaczego nie przyszłaś tu z Julią? To w końcu twoja siostra, ona chyba lepiej rozumie taniec i ciebie.
- Prawda jest taka, że Julia nigdy nie rozumiała tańca. Wybrała inną drogę, nigdy nawet nie pomyślałaby, żeby zostać tancerką, nie rozumiała tańca. Ja, ledwo zaczęłam chodzić, już stawiałam pierwsze kroki baletowe. Dlatego to ty tu jesteś, nie Julia. Bo ty rozumiesz w pewnym sensie to, co robię.
- No dobrze. W takim razie co mam robić?
- Usiądź na parapecie i po prostu bądź. Nie musisz nawet na mnie patrzeć. Wystarczy, że będziesz.
Sięgnęła po płytę, którą wcześniej zostawiła na komodzie i włożyła ją do odtwarzacza, po czym wybrała utwór i wcisnęła play.




Z głośników poleciały pierwsze takty utworu, A Hanna powoli, przewiązując jeszcze oczy opaską, zaczęła tańczyć. Bill widział wielokrotnie, jak to robiła, jednak nigdy wcześniej nie tańczyła tak, jak dziś. W czasie wszystkich prób do koncertów czy też na samych koncertach jej ruchy były stanowcze, doskonale przemyślane, a teraz robiła to tak delikatnie, zupełnie, jakby każdy krok wypływał z jej duszy. Poruszała się lekko, każdy piruet był bezbłędny, każdy krok świadczył o tym, że taniec to jej życie, jej powietrze, bez którego nie potrafiła egzystować. Dopiero teraz dotarło do niego, co znaczyło to, co powiedziała – że rozumie to, co ona robi. On swoje uczucia wyrażał tekstami, głosem a ona każdym ruchem. Hanna w ten sposób starała się wykrzyczeć swoją rozpacz, bezsilność wobec losu.



If this is the way it ends
Don't tell me it's meaningless.
There'll be no compromise,
We fall in we too shall rise.
You held me and taught me how,
I think I am ready now.
If this is the way it ends,
This is the way it's meant to be…





Słuchając tekstu piosenki i wpatrując się w Hannę, zrozumiał, że to wszystko działo się nie tak, jak powinno. Tom i Hanna powinni być razem a on tym razem postanowił tego dopilnować. A przynajmniej spróbować. Jedno było pewne – Tom powinien dowiedzieć się o ciąży Hanny i raz na zawsze wyjaśnić sprawę z Andreą. Jakby to banalnie nie zabrzmiało, ta dwójka była sobie przeznaczona. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał kilka słów w wiadomości, po czym wrócił do obserwowania Hani. Zastanawiał się, czy dziewczyna pamięta jeszcze o jego istnieniu na tej sali.
A ponad wszystko miał ogromną nadzieję, że jego plan, podobnie jak wszystkie inne, wypali.


^^^^^^^^^^


Tom razem z Georgiem od dobrych dwóch godzin grali w wyścigi samochodowe na konsoli, krzycząc przy tym głośno, zupełnie jakby miałoby im to w czymkolwiek pomóc. Co najdziwniejsze Gustav nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, pochłonięty książką.
- Nie rozumiem – krzyknął Tom, wyraźnie zirytowany – jakim cudem pokonałeś mnie pięć razy z rzędu?! Rozumiem za pierwszym, bo nigdy w to nie grałeś, ale pięć razy? Jak?!
- Widocznie jestem lepszym kierowcą wyścigowym od ciebie.
- A mnie zastanawia – odezwał się niespodziewanie Gustav – gdzie zniknął Bill. Nie ma go już prawie trzy godziny.
- Wyszedł na spacer. – Odpowiedział Tom. – Może ja też powinienem wyjść?
- Nie możesz znieść porażki? – zapytał wyraźniej zadowolony Georg.
- Nie mogę znieść widoku twojej wyszczerzonej gęby. Nie szukajcie mnie. Nie mam pojęcia, gdzie będę. – rzucił zakładając kurtkę i buty, po czym zamknął za sobą drzwi.
Ściemniało się na zewnątrz. Koniec listopada w Nowym Jorku był wyjątkowo ponury. Na domiar złego od tygodnia pogoda była paskudna, niebo ciemne a temperatura spadała na łeb. Nie zastanawiał jednak nad tym zbyt długo.
Od dwóch miesięcy wspominał noc w klubie, kiedy bawili się z Hanną. Od dwóch miesięcy nie rozmawiali, ale teraz wiedział, że to była dobra decyzja. Nie potrafił jednak nie myśleć o tej rudowłosej, drobnej dziewczynie, która zawróciła mu w głowie.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk nadchodzącej wiadomości. Była od Billa.
„Broadway Dance Center, ostatnie piętro, sala 63. Przyjdź szybko, to ważne!”
Rozejrzał się po ulicy i zauważył nadjeżdżającą taksówkę. Machnął ręką a ona zatrzymała się przy nim. Wsiadł szybko, mówiąc:
 - Proszę mnie zawieźć pod Broadway Dance Center.
- Już się robi.
W ciągu pięciu minut, które dłużyły się niemiłosiernie, podjechali pod budynek Centrum Tańca. Tom szybko zapłacił i wybiegł z taksówki, jak poparzony, kierując się w stronę wejścia. Pod dłuższej dyskusji z ochroną w końcu dostał się do jednej z wind, którą dojechał na ostatnie piętro, po czym stanął pod drzwiami sali nr 63. Zajrzał przez małą szybkę do środka – dostrzegł zbliżającego się w jego stronę Billa, nigdzie jednak nie widział Hanny.
- Zanim zapytasz, co tu robię, odpowiem Ci że to nie jest ważne – odezwał się Czarny, kiedy już stanął obok brata. – Najważniejsze, że ty się tu pojawiłeś. Wyszła na zaplecze, ale w każdej chwili powinna się pojawić na sali. Powodzenia – klepnął jeszcze Toma w plecy – i do zobaczenia w domu.
Wszedł cicho na salę, rozglądając się niepewnie, po czym wskoczył na parapet i zaczął wyglądać przez okno. Widok był stąd niesamowity.
- Co ty tu robisz?
Stała przed nim – nawet nie słyszał, kiedy wróciła.
- Bill do mnie napisał, żebym przyszedł, bo to ważne. Nie wiem o co mu chodziło, ale jestem. Może ty mi powiesz?
Długo milczała, pakując do torby  pudełko z płytą. Zauważył, jak bardzo jest wychudzona, zupełnie, jak ktoś poważnie chory. Czy to była ta ważna sprawa? Nie chciało mu się w to wierzyć. Hanna założyła na siebie bluzę i dołączyła do niego, siadając na parapecie. Długo milczała, patrząc na swoje podwinięte kolana. W końcu szepnęła:
- Tom… - i urwała, wyraźnie zbierając myśli. Wiedział już, o co chodzi. Był pewien, że chodzi o to zdjęcie z Andreą. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i kontynuowała. – Ponad tydzień temu podczas koncertu zobaczyłam gazetę z tobą i Andreą na okładce. Było mi z tym źle, ale to nie jest najważniejsze. Już nie.
- Hanna, ja… - zaczął, ale przerwała ma ruchem ręki.
Poczekaj. Jest coś ważniejszego. Po koncercie zasłabłam, zabrali mnie do szpitala. Tam przespałam kilka godzin… A kiedy już się obudziłam, przyszedł lekarz i powiedział, że… - urwała, bo zaciśnięte gardło na chwilę nie pozwoliło wydobyć żadnego dźwięku. Po policzkach spłynęły jej pierwsze łzy, ale zdawała się nawet tego nie zauważyć. – Powiedział, że byłam w ciąży.
- Byłaś? – Zapytał zaskoczony, nic nie rozumiejąc.
- Prawdopodobnie przez intensywne próby serce nie podjęło pracy i musieli wywołać poronienie. – Pierwszy raz spojrzała na niego. – Przez chwilę nosiłam twoje dziecko, Tom.
Policzki Hani błyszczały od łez a on zupełnie nie wiedział, co ma robić, co czuć. Pierwszy raz nie potrafił określić tego, co dzieje się w jego głowie.
Bez słowa zeskoczył z parapetu i z całej siły przytulił Hanię do siebie. Długo siedzieli tak bez słowa, kojąc ból ciepłem swoich ciał.
Wreszcie, mimo tego, co się stało, znowu byli razem…


************


No i jestem.
Ta i poprzednia notka odrobinę mnie zniszczyły psychicznie i czuję, że będę potrzebowała czegoś, co nastroi mnie pozytywnie przed napisaniem kolejnego rozdziału.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam,
Wildflower.

2 komentarze:

  1. W przypadku Twojego bloga tak mam, że po pierwszym przeczytaniu muszę dać sobie dzień na przemyślenie. Potem przeczytać jeszcze raz, zanim wszystko przetrawię.
    Tak, te dwie notki były psychicznym ciężarem też i dla mnie,i to w takim stopniu, że gdy pisałam fragment rozdziału do "Pomarańczy..." wyszedł on inny niż zamierzałam przed przeczytaniem rozdziału 28 u Ciebie.
    Jeszcze raz napisze, że bardzo lubię Billa. Ogólnie lubię w Twoim blogu bohaterów drugoplanowych, bo mają jakąś duszę, nie są tylko tłem dla głównych postaci.
    No i jeszcze lubię, że wątki nie są nudne i oklepane, są dojrzałe, tak samo sposób w jaki ukazujesz uczucie Toma i Hani. Podobają mi się Twoi bohaterowie bo nie są puści. Każdy ma w sobie coś.
    Ale z drugiej strony muszę powiedzieć, że postawiłaś przed sobą trudne zadanie. Bo opisanie życia po takim wydarzeniu wcale nie będzie proste. Tzn wiele osób pisze dalej swoje opowiadanie,a jakby to był nic nie znaczący epizod, nie mający żadnego wpływu na zachowanie postaci. Można i tak, ale traci to na autentyczności. Hmm, ale ja w Ciebie wierzę i wiem, że tego nie sknocisz.
    Dlatego to jedno z moich ulubionych opowiadań. Każda decyzja w pewien sposób ma swoje konsekwencje i Ty je przedstawiasz.
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na nową notkę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tak. Dziki Kwiecie! Przez ciebie niejaka Vanity beczała jak bóbr przez dobre kilka minut. To było dla niej doś dziwne przeżycie. Najpierw Hania i Tom się wreszcie zeszli, poszli ze sobą do łóżka, rano Ruda spierdoliła. Ach, Wild zawsze coś musi zakombinować :* Ale potem bicz Andrea (czemu ciągle mylę jej imię z Amanda?! :o i czemu wszyscy nadają takim sukom imiona na 'A' typu Andrea, Amanda, Alyson, Ashley? Jakaś zmowa) musiała coś wymyślić. Tak więc Hania straciła przytomność, a potem po prostu tonęłam od łez. A w tym rozdziale to już całkiem. Jesteś zła. Zło wcielone! O! Zobaczysz, kiedyś nawiedzę cię we śnie. Coś tak czuję, że następny rozdział będzie już trochę spokojniejszy. Noo, mam nadzieję, bo nie mam przy sobie husteczek :)

    OdpowiedzUsuń