Czas ucieka.
Czas na nikogo nie czeka.
Czas leczy rany.
Wszyscy chcielibyśmy mieć więcej czasu.
Czas wstać, dorosnąć.
Czas zapomnieć.
Czas...
Zgodnie z teorią Elizabeth Kubler – Ross, kiedy umieramy lub cierpimy z
powodu ogromnej straty, przechodzimy przez pięć etapów żałoby. Zaczynamy od
zaprzeczenia. Ponieważ strata jest tak niewyobrażalna, że nie możemy w nią
uwierzyć. Gniewamy się na wszystkich, na tych, którzy przeżyli, na samych siebie.
Wtedy się targujemy. Błagamy, żebrzemy. Jesteśmy gotowi oddać wszystko co mamy.
Gotowi zaprzedać dusze w zamian za jeszcze jedne dzień. Kiedy targowanie się
zawodzi, a gniew jest nie do wytrzymania, popadamy w depresję, w rozpacz. Zanim
nie zaakceptujemy tego, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Odpuszczamy.
Odpuszczamy i przechodzimy do akceptacji.
Hania, każdego dnia przechodziła
przez wszystkie pięć etapów na nowo. Zaraz po przebudzeniu budziło się w niej
zaprzeczenie. Zaprzeczała temu co powiedział lekarz. Nie wierzyła w to, że
straciła dziecko, o którym nawet nie miała pojęcia. Później przychodził gniew.
Była wściekła na samą siebie, bo dopuściła do poronienia, do utraty czegoś tak
cennego. Bo cały czas pracowała, nie zwracając nawet uwagi na prosty fakt – nie
miała okresu. Była też wściekła na Toma, na Andreę… że znowu pojawiła się w ich
życiu, że zbliżyła się do kogoś, kogo kochała. Targowała się z Bogiem, żeby
cofnął czas do tamtego dnia po koncercie, kiedy zobaczyła na okładce brukowca
zdjęcie Toma i Andrei całujących się. Wtedy na pewno nie spojrzałaby nawet na
gazetę. Kiedy docierało do niej, że wszelkie modlitwy zawiodły, przychodziła
depresja. Czuła, że pochłania ją czarna otchłań, z której nie potrafi, może
nawet nie chce się wyrwać. I nagle uświadamiała sobie, że to się naprawdę
stało, że nie jest w stanie cofnąć czasu i już nic nie zmieni. Wtedy
przychodziła akceptacja.
Trwała w takim letargu, od
tygodnia. Od dnia, kiedy opuściła szpital i wróciła do Nowego Jorku.
Julia patrzyła bezradnie, jak z
każdym dniem jej młodsza siostra ginie w oczach. Wszelkie próby wciśnięcia jej
do ust choćby kawałka chleba kończyły się porażką. Przez pół dnia potrafiła pić
jeden kubek herbaty. Poza tym siedziała w swoim pokoju na parapecie i beznamiętnie
wpatrywała się w okno albo zwyczajnie spała, często krzycząc przez sen,
płacząc. Czasem coś powiedziała. Jednak przez większość czasu z jej pokoju
dochodziła do uszu tylko przygnębiająca cisza.
To właśnie starsza odbierała
wszystkie telefony od Billa i Adama. Od Toma nie było żadnej wiadomości – Hania
zakazała go informować o czymkolwiek. W pewnym sensie rozumiała ją – to nie był
temat, który powinno poruszać się przez telefon. Mimo to, Julia uważała, że powinien
wiedzieć. Kilka razy próbowała wybrać jego numer z listy, jednak wtedy
przypominała sobie smutek w oczach Hani i odkładała jej telefon powrotem na
stół.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do
drzwi. Podeszła do nich cicho i spojrzała przez wizjer – to był Bill.
- Hej… - szepnął cicho, kiedy
otworzyła mu drzwi. – Mogę wejść?
- Jasne.
- Jak Hanna? – zapytał, choć
domyślał się, w jakim jest stanie. W mieszkaniu świadczyło o tym wszystko, a
najbardziej wszechobecna cisza.
- Bez zmian. – opowiedziała łamiącym
się głosem, siadając na krześle w kuchni. – Już nie mam siły, Bill. Mam dość
jej milczenia, obojętności, całej tej atmosfery w mieszkaniu…
- Może powinnaś wyjść gdzieś?
Odetchnąć świeżym powietrzem.
- Nie mogę jej zostawić.
- Ja tu zostanę, spokojnie. Mam
ostatnio dużo wolnego czasu. W końcu już od dwóch tygodni jesteśmy w Nowym
Jorku.
- No właśnie, a co z twoim
gardłem? Jak się czujesz?
Zespół był zmuszony przerwać
trasę po Stanach, ze względu na chorobę Billa. Silny ból gardła podczas
koncertu w Filadelfii sprawił, że wokalista nagle stracił głos, w trakcie
jednej z piosenek i nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Manager
postanowił, że reszta koncertów odbędzie się w innym terminie.
- Już jest lepiej, ale lekarz
nadal nie pozwala mi śpiewać. Ale nie ma o czym mówić. Nie to jest
najważniejsze.
- No tak. Jesteś pewien, że
mógłbyś z nią trochę posiedzieć? – zapytała niepewnie. – Niekoniecznie w jej
pokoju, ale chociaż w mieszkaniu, żeby nie była sama. Boję się, że może jej się
coś stać.
- Rozumiem.
- Powiedz mi jeszcze coś. Czy
Tom…? – Nie dokończyła pytania, jednak Bill doskonale wiedział, o co chce
zapytać.
- Nadal żyje w błogiej
nieświadomości. O ile błogą nieświadomością można nazwać fakt, że jest wściekły
z powodu tej okładki w brukowcu.
- Czyli to jednak nieprawda, że
on i Andrea są znowu razem?
- Oczywiście, że nie. Andrea
tylko czekała na dobry moment i udało jej się osiągnąć cel. Jedyne czego nie
pokazali w tym artykule było to, że Tom odepchnął ją od siebie, kiedy tylko go
pocałowała.
- Dlaczego Tom nie odzywa się do
mojej siostry?
- Kiedy byliśmy w Los Angeles,
spotkaliśmy się w klubie. W trakcie całej nocy zabawy Hanna powiedziała mu, że powinni
dać sobie trochę czasu, bez jakiegokolwiek kontaktu. To nawet dobry pomysł, ale
teraz widząc co się dzieje… - bezradnie położył dłonie na stole. - Ostatnio miałem zamiar mu powiedzieć o tym,
że… - urwał, w końcu oboje wiedzieli o co chodzi. – Jednak w ostatniej chwili
się powstrzymałem. Nie mam pojęcia, jak by zareagował.
- Oboje wiemy, że im dłużej to
wszystko trwa, tym gorzej. Może on by jakoś zaradził. – Przeczesała włosy
dłonią i oparła się na krześle. – W takich momentach brakuje mi rodziców. Nie
jestem jej matką, nie potrafię z nią rozmawiać. Czuję się potwornie…
Bill spojrzał na nią i stanowczym
głosem powiedział:
- Wyjdź. Spotkaj się z
narzeczonym, albo zwyczajnie idź sama na spacer. Zabierz Lenny’ego, niech
zobaczy park. Po prostu wyjdź. Mam bardzo dużo czasu.
- Jesteś wielki. Wrócę wieczorem
– rzuciła, chwytając w locie kurtkę i przyczepiając psu smycz do obroży.
- Nie spiesz się.
Po chwili w mieszkaniu zapadła
cisza. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić. Podziwiał Julię za jej wytrzymałość –
sam nigdy nie byłby w stanie wytrzymać takiej atmosfery.
Zajrzał do pokoju Hani. Spała
odkryta, kołdra leżała pod łóżkiem. Widok był przerażający – jej naturalnie
blada skóra wyglądała na poszarzałą, wokół oczu widać było wyraźne sińce.
Schudła. Naturalnie płomiennorude włosy straciły blask. Całe jej ciało
krzyczało z rozpaczy.
Podniósł kołdrę z podłogi i przykrył
nią Hanię, po czym podszedł do okna i odsunął zasłony. Oparł się o parapet i
spojrzał na niebo – od telefonu Adama z informacją, że Hanna jest w szpitalu
pogoda się nie zmieniła. Wprawiało go to w naprawdę podły nastrój.
- Bill? – usłyszał za plecami
cichy głos. Odwrócił się w stronę łóżka i spojrzał w najbardziej smutne oczy,
jakie kiedykolwiek widział. Teraz już rozumiał, dlaczego Tom zwrócił na nie
uwagę na lotnisku.
Podszedł do łóżka i usiadł na
jego brzegu. Hania obserwowała go uważnie, wyraźnie zaskoczona.
- Cześć, słonko. Jak się masz? –
zapytał, gładząc ją po włosach. Nie odsunęła się, ale widział, że całe jej
ciało się napięło.
- Co tu robisz?
- Wiem o wszystkim od Adama,
dzwonił do mnie, kiedy byłaś w szpitalu. Ale nie martw się, Tom nic nie wie.
- Gdzie Julia?
- Wyszła do parku z Lenny’m. A ty
co zamierzasz zrobić?
Usiadła na łóżku i rozejrzała się
po pokoju. Wstała do jednej z półek i po chwili poszukiwań wyciągnęła z niej
płytę. Przyglądała jej się chwilę, po czym wstała i podała mu ją, mówiąc:
- Pojedziesz gdzieś ze mną?
- Gdzie? – zapytał, patrząc na
płytę, której tytuł nic mu nie mówił, pewnie dlatego, że nic z niego nie
rozumiał.
- Muszę coś sprawdzić. Pojedziemy
do Broadway Dance Center. – odpowiedziała, wyciągając ubrania z szafy.
Przeraziła go trochę jej nagła reakcja. Julia mówiła przecież, że nie
wykazywała przez tydzień żadnych chęci wyjścia z pokoju. Wolał jednak o nic nie
pytać.
- To co? – wróciła do pokoju,
ubrana w szerokie spodnie i wyraźnie za dużą bluzę z kapturem. – Jedziemy?
- Jasne.
Po dwudziestu minutach dotarli do
budynku Broadway Dance Center. Hania wyjęła z torby identyfikator i pokazała go
ochroniarzowi, po czym razem z Billem przeszła do wind. Dojechali jedną z nich
na ostatnie piętro, gdzie mieściły się sale prób. Hania pogrzebała chwilę w
torbie i wyjęła z niej klucze do sali nr 63, po czym otworzyła drzwi.
- Masz tą płytę? – zapytała
zaskoczonego Czarnego. Rozglądał się po niewielkiej sali, całej w lustrach.
- Jasne – podał jej pudełko,
schowane w kieszeni. – Co będziesz robić? Przecież nie możesz się przemęczać.
- Właśnie tego teraz potrzebuję –
odpowiedziała spokojnie, zdejmując kurtkę i bluzę. – Muszę się zmęczyć, Bill,
muszę się na czymś wyładować.
- To nie jest dobry pomysł, nie
powinnaś…
- Nie powinnam tańczyć?! Nie
powinnam się przemęczać?! Dość już odpoczęłam, Bill. Dość już przepłakałam.
- Dobrze. Ale zmieniając temat.
Odpowiesz mi na jedno pytanie?
- Jasne – rzuciła, grzebiąc w
szufladach ogromnej komody, ustawionej w kącie sali. Wyjęła z nich szeroką,
czarną szarfę.
- Dlaczego nie przyszłaś tu z
Julią? To w końcu twoja siostra, ona chyba lepiej rozumie taniec i ciebie.
- Prawda jest taka, że Julia
nigdy nie rozumiała tańca. Wybrała inną drogę, nigdy nawet nie pomyślałaby,
żeby zostać tancerką, nie rozumiała tańca. Ja, ledwo zaczęłam chodzić, już
stawiałam pierwsze kroki baletowe. Dlatego to ty tu jesteś, nie Julia. Bo ty
rozumiesz w pewnym sensie to, co robię.
- No dobrze. W takim razie co mam
robić?
- Usiądź na parapecie i po prostu
bądź. Nie musisz nawet na mnie patrzeć. Wystarczy, że będziesz.
Sięgnęła po płytę, którą
wcześniej zostawiła na komodzie i włożyła ją do odtwarzacza, po czym wybrała
utwór i wcisnęła play.
Z głośników poleciały pierwsze
takty utworu, A Hanna powoli, przewiązując jeszcze oczy opaską, zaczęła
tańczyć. Bill widział wielokrotnie, jak to robiła, jednak nigdy wcześniej nie
tańczyła tak, jak dziś. W czasie wszystkich prób do koncertów czy też na samych
koncertach jej ruchy były stanowcze, doskonale przemyślane, a teraz robiła to
tak delikatnie, zupełnie, jakby każdy krok wypływał z jej duszy. Poruszała się
lekko, każdy piruet był bezbłędny, każdy krok świadczył o tym, że taniec to jej
życie, jej powietrze, bez którego nie potrafiła egzystować. Dopiero teraz dotarło
do niego, co znaczyło to, co powiedziała – że rozumie to, co ona robi. On swoje
uczucia wyrażał tekstami, głosem a ona każdym ruchem. Hanna w ten sposób
starała się wykrzyczeć swoją rozpacz, bezsilność wobec losu.
If
this is the way it ends
Don't tell me it's meaningless.
There'll be no compromise,
We fall in we too shall rise.
You held me and taught me how,
I think I am ready now.
If this is the way it ends,
This is the way it's meant to be…
Don't tell me it's meaningless.
There'll be no compromise,
We fall in we too shall rise.
You held me and taught me how,
I think I am ready now.
If this is the way it ends,
This is the way it's meant to be…
Słuchając tekstu piosenki i
wpatrując się w Hannę, zrozumiał, że to wszystko działo się nie tak, jak
powinno. Tom i Hanna powinni być razem a on tym razem postanowił tego
dopilnować. A przynajmniej spróbować. Jedno było pewne – Tom powinien
dowiedzieć się o ciąży Hanny i raz na zawsze wyjaśnić sprawę z Andreą. Jakby to
banalnie nie zabrzmiało, ta dwójka była sobie przeznaczona. Co do tego nie miał
żadnych wątpliwości.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał
kilka słów w wiadomości, po czym wrócił do obserwowania Hani. Zastanawiał się,
czy dziewczyna pamięta jeszcze o jego istnieniu na tej sali.
A ponad wszystko miał ogromną
nadzieję, że jego plan, podobnie jak wszystkie inne, wypali.
^^^^^^^^^^
Tom razem z Georgiem od dobrych
dwóch godzin grali w wyścigi samochodowe na konsoli, krzycząc przy tym głośno,
zupełnie jakby miałoby im to w czymkolwiek pomóc. Co najdziwniejsze Gustav nie
zwracał na nich najmniejszej uwagi, pochłonięty książką.
- Nie rozumiem – krzyknął Tom,
wyraźnie zirytowany – jakim cudem pokonałeś mnie pięć razy z rzędu?! Rozumiem
za pierwszym, bo nigdy w to nie grałeś, ale pięć razy? Jak?!
- Widocznie jestem lepszym
kierowcą wyścigowym od ciebie.
- A mnie zastanawia – odezwał się
niespodziewanie Gustav – gdzie zniknął Bill. Nie ma go już prawie trzy godziny.
- Wyszedł na spacer. –
Odpowiedział Tom. – Może ja też powinienem wyjść?
- Nie możesz znieść porażki? –
zapytał wyraźniej zadowolony Georg.
- Nie mogę znieść widoku twojej
wyszczerzonej gęby. Nie szukajcie mnie. Nie mam pojęcia, gdzie będę. – rzucił
zakładając kurtkę i buty, po czym zamknął za sobą drzwi.
Ściemniało się na zewnątrz.
Koniec listopada w Nowym Jorku był wyjątkowo ponury. Na domiar złego od
tygodnia pogoda była paskudna, niebo ciemne a temperatura spadała na łeb. Nie
zastanawiał jednak nad tym zbyt długo.
Od dwóch miesięcy wspominał noc w
klubie, kiedy bawili się z Hanną. Od dwóch miesięcy nie rozmawiali, ale teraz
wiedział, że to była dobra decyzja. Nie potrafił jednak nie myśleć o tej rudowłosej,
drobnej dziewczynie, która zawróciła mu w głowie.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk
nadchodzącej wiadomości. Była od Billa.
„Broadway Dance Center, ostatnie
piętro, sala 63. Przyjdź szybko, to ważne!”
Rozejrzał się po ulicy i zauważył
nadjeżdżającą taksówkę. Machnął ręką a ona zatrzymała się przy nim. Wsiadł
szybko, mówiąc:
- Proszę mnie zawieźć pod Broadway Dance
Center.
- Już się robi.
W ciągu pięciu minut, które
dłużyły się niemiłosiernie, podjechali pod budynek Centrum Tańca. Tom szybko
zapłacił i wybiegł z taksówki, jak poparzony, kierując się w stronę wejścia.
Pod dłuższej dyskusji z ochroną w końcu dostał się do jednej z wind, którą
dojechał na ostatnie piętro, po czym stanął pod drzwiami sali nr 63. Zajrzał
przez małą szybkę do środka – dostrzegł zbliżającego się w jego stronę Billa,
nigdzie jednak nie widział Hanny.
- Zanim zapytasz, co tu robię,
odpowiem Ci że to nie jest ważne – odezwał się Czarny, kiedy już stanął obok
brata. – Najważniejsze, że ty się tu pojawiłeś. Wyszła na zaplecze, ale w
każdej chwili powinna się pojawić na sali. Powodzenia – klepnął jeszcze Toma w
plecy – i do zobaczenia w domu.
Wszedł cicho na salę, rozglądając
się niepewnie, po czym wskoczył na parapet i zaczął wyglądać przez okno. Widok
był stąd niesamowity.
- Co ty tu robisz?
Stała przed nim – nawet nie
słyszał, kiedy wróciła.
- Bill do mnie napisał, żebym
przyszedł, bo to ważne. Nie wiem o co mu chodziło, ale jestem. Może ty mi
powiesz?
Długo milczała, pakując do torby pudełko z płytą. Zauważył, jak bardzo jest
wychudzona, zupełnie, jak ktoś poważnie chory. Czy to była ta ważna sprawa? Nie
chciało mu się w to wierzyć. Hanna założyła na siebie bluzę i dołączyła do
niego, siadając na parapecie. Długo milczała, patrząc na swoje podwinięte
kolana. W końcu szepnęła:
- Tom… - i urwała, wyraźnie
zbierając myśli. Wiedział już, o co chodzi. Był pewien, że chodzi o to zdjęcie
z Andreą. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i kontynuowała. – Ponad tydzień temu
podczas koncertu zobaczyłam gazetę z tobą i Andreą na okładce. Było mi z tym źle,
ale to nie jest najważniejsze. Już nie.
- Hanna, ja… - zaczął, ale
przerwała ma ruchem ręki.
Poczekaj. Jest coś ważniejszego.
Po koncercie zasłabłam, zabrali mnie do szpitala. Tam przespałam kilka godzin…
A kiedy już się obudziłam, przyszedł lekarz i powiedział, że… - urwała, bo
zaciśnięte gardło na chwilę nie pozwoliło wydobyć żadnego dźwięku. Po
policzkach spłynęły jej pierwsze łzy, ale zdawała się nawet tego nie zauważyć. –
Powiedział, że byłam w ciąży.
- Byłaś? – Zapytał zaskoczony,
nic nie rozumiejąc.
- Prawdopodobnie przez intensywne
próby serce nie podjęło pracy i musieli wywołać poronienie. – Pierwszy raz
spojrzała na niego. – Przez chwilę nosiłam twoje dziecko, Tom.
Policzki Hani błyszczały od łez a
on zupełnie nie wiedział, co ma robić, co czuć. Pierwszy raz nie potrafił określić
tego, co dzieje się w jego głowie.
Bez słowa zeskoczył z parapetu i
z całej siły przytulił Hanię do siebie. Długo siedzieli tak bez słowa, kojąc
ból ciepłem swoich ciał.
Wreszcie, mimo tego, co się
stało, znowu byli razem…
************
No i jestem.
Ta i poprzednia notka odrobinę
mnie zniszczyły psychicznie i czuję, że będę potrzebowała czegoś, co nastroi
mnie pozytywnie przed napisaniem kolejnego rozdziału.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo nie
mam pojęcia, co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam,
Wildflower.
W przypadku Twojego bloga tak mam, że po pierwszym przeczytaniu muszę dać sobie dzień na przemyślenie. Potem przeczytać jeszcze raz, zanim wszystko przetrawię.
OdpowiedzUsuńTak, te dwie notki były psychicznym ciężarem też i dla mnie,i to w takim stopniu, że gdy pisałam fragment rozdziału do "Pomarańczy..." wyszedł on inny niż zamierzałam przed przeczytaniem rozdziału 28 u Ciebie.
Jeszcze raz napisze, że bardzo lubię Billa. Ogólnie lubię w Twoim blogu bohaterów drugoplanowych, bo mają jakąś duszę, nie są tylko tłem dla głównych postaci.
No i jeszcze lubię, że wątki nie są nudne i oklepane, są dojrzałe, tak samo sposób w jaki ukazujesz uczucie Toma i Hani. Podobają mi się Twoi bohaterowie bo nie są puści. Każdy ma w sobie coś.
Ale z drugiej strony muszę powiedzieć, że postawiłaś przed sobą trudne zadanie. Bo opisanie życia po takim wydarzeniu wcale nie będzie proste. Tzn wiele osób pisze dalej swoje opowiadanie,a jakby to był nic nie znaczący epizod, nie mający żadnego wpływu na zachowanie postaci. Można i tak, ale traci to na autentyczności. Hmm, ale ja w Ciebie wierzę i wiem, że tego nie sknocisz.
Dlatego to jedno z moich ulubionych opowiadań. Każda decyzja w pewien sposób ma swoje konsekwencje i Ty je przedstawiasz.
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na nową notkę ^^
No to tak. Dziki Kwiecie! Przez ciebie niejaka Vanity beczała jak bóbr przez dobre kilka minut. To było dla niej doś dziwne przeżycie. Najpierw Hania i Tom się wreszcie zeszli, poszli ze sobą do łóżka, rano Ruda spierdoliła. Ach, Wild zawsze coś musi zakombinować :* Ale potem bicz Andrea (czemu ciągle mylę jej imię z Amanda?! :o i czemu wszyscy nadają takim sukom imiona na 'A' typu Andrea, Amanda, Alyson, Ashley? Jakaś zmowa) musiała coś wymyślić. Tak więc Hania straciła przytomność, a potem po prostu tonęłam od łez. A w tym rozdziale to już całkiem. Jesteś zła. Zło wcielone! O! Zobaczysz, kiedyś nawiedzę cię we śnie. Coś tak czuję, że następny rozdział będzie już trochę spokojniejszy. Noo, mam nadzieję, bo nie mam przy sobie husteczek :)
OdpowiedzUsuń