poniedziałek, 5 listopada 2012

27. A kogo to obchodzi?




Ból.
 Musisz go pokonać,
 bo prawda jest taka,
 że nie da się go ominąć.
A życie ciągle przysparza nowych.




W życiu nie pomyślałaby, że Toronto może być takie piękne. Pierwszy raz była w Kanadzie, jednak obiecała sobie, że jeśli jeszcze kiedyś nadarzy się okazja, na pewno tu wróci.
Dziwiło ją to, jak wygląda plan trasy koncertowej Adama. Jednak nie miała prawa narzekać. Po nocy spędzonej z Tomem uciekła do mieszkania Lamberta, ale to i tak okazało się zbyt blisko, bo spotkali się kilka dni później w klubie. Ucieczka do Kanady okazała się wybawieniem – oboje potrzebowali czasu.

Tańczyła ze znajomymi, kiedy poczuła czyjąś dłoń w pasie. Myślała, że to któryś z kolegów się z nią wygłupia, jednak dobrze znała tą dłoń. To był Tom.
- Chciałem porozmawiać – powiedział jej do ucha a ona obróciła się w jego stronę.
- O czym? – spojrzała w jego brązowe oczy i to okazało się błędem. Zginęła w nich.
Nagle wszystko przestało być ważne – muzyka, znajomi, którzy patrzyli na nich coraz bardziej zaskoczeni… Liczył się tylko on i jego oczy.
- O nas. O tym co zaszło kilka dni temu. Dlaczego uciekłaś?
- Bo to nie miało sensu, Tom.
- Miało. Wiesz dobrze, że miało. Pamiętasz, co powiedziałaś mi w nocy?
- Pamiętam… - przygryzła wargę, przypominając sobie tamtą noc. – Ale nie powinniśmy ze sobą rozmawiać, ktoś może nas zobaczyć razem. Nie chcę kolejnej afery.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę być z tobą. Być, pokazywać się z tobą, przestać w końcu ukrywać naszego związku. Dorosłem.
- Ja też. I dlatego potrzebujemy czasu.
- Co masz na myśli?
- Wy ruszacie w trasę, ja jadę z Adamem. Będziemy mieć dużo czasu na przemyślenia.
- Jesteś tego pewna?
- Nie – uśmiechnęła się szczerze, czym wyraźnie zaskoczyła Toma. – Ale czy dzisiaj możemy się po prostu bawić? O reszcie będziemy myśleć później.
Odpowiedział uśmiechem, po czym nie zwracając uwagi na nikogo, zwyczajnie pocałował ją w policzek. Wyraźnie się zarumieniła, jednak szybko doszła do siebie.
Spędzili ze sobą całą noc, po prostu się bawiąc. Nikt ani nic ich nie obchodziło. Byli ze sobą, a co wydarzy się później?
A kogo to obchodzi?

Teraz, półtora miesiąca od tamtych zdarzeń, stojąc za kulisami nie myślała o niczym – czuła dumę, widząc tancerzy wykonujących jej układy i wokalistę, doskonale zgrywającego się z choreografią. Dziś nie doskwierało jej zmęczenie, towarzyszące jej od tygodnia. Musiała przecież pracować, teraz to praca była najważniejsza.
Zostało pół godziny do końca koncertu, wliczając w to bis, którego Adam nigdy sobie nie odpuszczał. Uwielbiała go za to poświęcenie, wręcz podziwiała. Pod tym względem byli dokładnie tacy sami – do końca dawali z siebie wszystko.
Przeszła się kawałek, odwracając od tego, co dzieje się na scenie – nie musiała widzieć, żeby wiedzieć, co tam się dzieje. Jej wzrok padł na stolik pokryty stertą gazet. Zaczęła je przerzucać, nie zwracając większej uwagi na tekst. Uśmiechnęła się pod nosem, myśląc że zachowuje się, jak jakaś pusta panienka, przeglądająca gazety tylko dla fotografii. Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, kiedy wzięła do ręki kolejny brukowiec.
Usiadła pod ścianą, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W kółko w jej głowie pojawiało się pytanie, będące jednocześnie tytułem pod zdjęciem: „Znowu razem?” Na zdjęciu był Tom i Andrea, całujący się. Nie wierzyła w to co widzi, nie chciała wierzyć. Przecież mieli dać sobie czas, przemyśleć wszystko. I w końcu znów być razem, jak dawniej. A tu…
I nagle wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Przed oczami nie widziała już nić, przez chwilę czuła ból, ale tylko przez chwilę, bo otoczyła ją ciemność.
Nie słyszała krzyku, kroków zbliżających się w jej stronę. Tego, że ktoś kazał wezwać pogotowie. Nie poczuła, że ktoś bierze ją na ręce i wynosi.
Nie czuła już nic…


^^^^^^^^^^


- Tom, co to jest do diabła?!
Gustav wpadł do mieszkania i rzucił brukowiec na stolik. Czarny najpierw spojrzał na okładkę, później na brata, po czym wstał i cisnął gazetą w Toma. Ten, zaskoczony, podobnie jak brat, spojrzał na okładkę i wściekły rzucił brukowcem o ścianę.
- Jak to się stało? – zapytał w końcu Bill.
- Spotkałem ją w Filadelfii, po tym, jak zameldowaliśmy się w hotelu. Nie chciałem z nią rozmawiać, ale Andrea zwyczajnie mnie pocałowała. Nie wiem, jak to się dostało na okładkę tego piśmidła. Nikt nawet nie zauważył, że ją odepchnąłem. Miałem ochotę ją zabić.
- Może Jost coś z tym zrobi? Jakieś oświadczenie do prasy? – rzucił Georg, podnosząc gazetę z podłogi i wrzucając ją do kosza.
- Oby, inaczej szanse na święty spokój i powrót Hanny legną w gruzach – powiedział Tom posępnie. Chwycił telefon i już miał wybrać numer dziewczyny, jednak Bill szybko wyrwał mu komórkę z ręki mówiąc:
- Może nie widziała, w końcu jest w trasie z Lambertem.
- Oby – starszy bezradnie położył się na kanapie, beznamiętnie patrząc w sufit.
Przypomniał sobie, co działo się ostatnim razem, kiedy w brukowcu pojawiło się zdjęcie Hanny i Jasona. Pamiętał, co wtedy czuł. I teraz miał szczerą nadzieję, że dziewczyna nigdy nie zobaczy tej okładki.


^^^^^^^^^^


Powoli wracała jej świadomość. Słyszała pikanie, coś szumiało… przez zamknięte powieki przedzierało się jasne światło. Poruszyła się niespokojnie i poczuła silny ból w podbrzuszu. Ktoś trzymał ją za rękę. Otworzyła oczy i odwróciła głowę. Patrzył na nią Adam a w jego brązowych oczach widziała przerażenie.
- Cześć kochanie – szepnął i uśmiechnął się delikatnie, po czym pogładził ją czule po włosach.
- Co… Co się stało? Gdzie ja jestem?
- Zasłabłaś pod koniec koncertu i karetka zabrała Cię do szpitala. Niedługo przyjdzie lekarz i wreszcie czegoś się dowiemy.
- Jak długo tu jestem?
- Kilka godzin.
Drzwi pokoju otworzyły się i wszedł lekarz. Na tabliczce przytwierdzonej do kitla widniał napis: A. Morgan, M.D.
- Jak się pani czuje? – zapytał spokojnie.
- Potwornie boli mnie w podbrzuszu. Czy to wyrostek?
- Pan jest członkiem rodziny? Kimś bliskim? – spojrzał na Adama, który już chciał wstać i wyjść, kiedy Hania ścisnęła mocniej jego dłoń i odpowiedziała stanowczo:
- Jest członkiem rodziny. Co mi jest? – zapytała, czując, że traci cierpliwość.
- Nie wiem, czy była pani świadoma, ale była pani w ciąży.
- W ciąży? Byłam…? – zaczęła się jąkać, coraz mniej rozumiejąc.
- Serce nie podjęło pracy, musieliśmy wywołać poronienie. Jak dowiedziałem się od pana, ostatnio prowadziła pani bardzo intensywny tryb życia, co mogło być przyczyną tego, że zarodek nie wytrzymał. Bardzo mi przykro. – dodał, po czym odwiesił kartę na oparcie łóżka i wyszedł w milczeniu.
Długo milczeli oboje. W końcu Adam nie wytrzymał i zapytał, patrząc na coraz bledszą twarz dziewczyny:
- Czy to było dziecko Toma?
- Zabiłam je… - wyszeptała nieswoim głosem, po czym wtuliła się w ramie Adama i zaczęła płakać. Kiedy trochę się uspokoiła, spojrzała na przyjaciela i powiedziała: - Nie mów mu, błagam cię.
- Nic mu nie powiem – szepnął, gładząc ją po włosach. – Tom nie dowie się o niczym.
Po kilkunastu minutach usnęła, bardzo niespokojnym snem. Adam wyszedł z sali i wyciągnął telefon, po czym wybrał numer z listy.


^^^^^^^^^^


Bill wyszedł na balkon. Był sam w pokoju, jednak ton głosu Lamberta świadczył o tym, że chodzi o coś poważnego, więc wolał nie ryzykować.
- Co się stało?
- Hanna jest w szpitalu.
- To coś poważnego?
- Była w ciąży.
- Jak to „była”?
- Poroniła.
- To było dziecko Toma? Muszę mu powiedzieć.
- Nie! Hanna zabroniła mu o czymkolwiek mówić.
- Dlaczego?
- Nie wiem, Bill. Może chce mu sama powiedzieć? Jedno jest pewne, jesteśmy ostatnimi osobami upoważnionymi do przekazania Tomowi tej informacji.
- Dobrze – Czarny usiadł na wiklinowym krześle ustawionym pod ścianą. – Jak się czuje?
- Była załamana. Płacz ją uśpił.
- Gdzie jesteście?
- W Kanadzie. Jak tylko Hanna wyjdzie ze szpitala, wróci do Nowego Jorku, ale nie wiem, kiedy dokładnie.
- Dzięki za telefon.
- Stwierdziłem, że chociaż ty powinieneś wiedzieć. Muszę jeszcze zadzwonić do jej siostry. Trzymaj się.
- Jeszcze raz dzięki. Cześć.
Bill patrzył na chmury, zbierające się nad miastem od dobrych kilku godzin. Od tygodnia zapowiadali oberwanie chmury nad Nowym Jorkiem.
Dlaczego właśnie dzisiaj?


**********


No właśnie. Dlaczego właśnie dzisiaj? Dlaczego dziś pojawiła się taka a nie inna notka?
Nie wiem. Zdradzę Wam jedynie, że potwornie ją przeżywałam.
Buziaki,
Wildflower.

2 komentarze:

  1. Wiesz co?! Brak mi słów. Po prostu brak mi słów. Czuję kompletną pustkę w głowie i całkowicie rozumiem, że przeżywałaś pisząc ten rozdział. I jak zwykle kompletnie mnie zaszokowałaś. OK, zdawałam sobie sprawą, że między Tomem i Hanią nie będzie od razu różowo, ale to...? W tym momencie, kurczę, nie potrafię napisać nic sensownego. Strasznie szkoda mi Hanny, utrata dziecka, nawet jeśli jeszcze się o nim nie wiedziało. To musi cholernie boleć. Dodatkowo wiecznie mieszająca Andrea. Ja bym tę zdzirę rozsmarowała po ścianach!
    Odbiegając lekko od tematu mogę powiedzieć, że miałam proroczy sen? xD Albowiem śniło mi się dzisiaj, że Tom z TH uratował mnie przed mordercą i zakochał się we mnie(WTF?) i chciał być ze mną mimo, że miałam dziecko (WTF? x2). Normalnie jakbym podświadomie coś ten teges ;)
    A moja mała aktywność na blogu spowodowana jest dwoma rzeczami. Po pierwsze mam coraz mniej czasu na pisanie. W tym przypadku na przepisywanie z zeszytu, co jest po prostu męczące. Po drugie coraz częściej nachodzi mnie myśl, że blog o Lily jest nudny jak flaki z olejem i kompletnie bezcelowy. Nielogiczny, popaprany i ogólnie pseudodramatyczny. Z jednej strony chciałabym go doprowadzić do końca, ale z drugiej czuję, że jest bezwartościowy.
    Ale co tam ja i moje durne rozmyślania. Ty MUSISZ pisać i do tego jak najszybciej dodać nowy rozdział!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko natchnęłaś mnie do napisania nowego fragmentu, na który oczywiście zapraszam ^^ :)

    OdpowiedzUsuń