czwartek, 24 maja 2012

8. Uśmiechała się. Tylko do niego.


- Wychodzisz gdzieś?
Julia obserwowała, jak jej młodsza siostra krząta się po domu, co rusz stając przed lustrem w nowej bluzce.
- Tak – odpowiedziała, kręcąc zgrabny piruet.
- I to tyle? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? – Julia udała oburzenie, co wyszło jej słabo, bo Hania spojrzała na nią, jak na wariatkę i parsknęła śmiechem.
- Umówiłam się w parku.
- Z kim?
- Z kolegą.
- Jakim?
- Fajnym.
- Hanka!
- Co?!
- Ciastko!
Spojrzały na siebie, jakby pierwszy raz w życiu się widziały, po czym zaczęły się głośno śmiać.
- No to mów, dla kogo tak się stroisz?
Hania narzuciła na siebie zieloną koszulę i chwyciła smycz Lenny’ego.
- Wiesz, że od jakiegoś czasu piszę z pewnym chłopakiem, prawda?
- Coś tam wspominałaś. I co w związku z tym?
- Idę się z nim spotkać.
Julia przyglądała się chwilę jak Hania zapina smycz do obroży psa i zapytała:
- Po co ci Lenny?
- Na wypadek, gdyby facet okazał się niebezpieczny?
- No tak. – Julia pokiwała głową ze zrozumieniem. – To ma sens. O której wrócisz?
- Nie wiem ile czasu mi to zajmie…
- Ok. W takim razie baw się dobrze.
- Dzięki – dopowiedziała młodsza i wyszła, zamykając drzwi za sobą.
Ruszyła w stronę parku. Mimo, że zbliżała się godzina 19 na dworze było jeszcze jasno.
- No to jazda… - szepnęła do siebie, mocniej ściskając smycz.


^^^^^^^^


- Naprawdę się zgodziła?
Bill krążył wokół Toma już od godziny, kiedy ten szykował się do wyjścia.
- Powtarzam ci po raz setny, że tak.
- Zabierasz Kevina?
- Tak, ale będzie w odpowiedniej odległości.
- Dobrze. A po co ci Scotty?
Tom przypiął smycz do obroży psa, po czym zaczął zakładać buty.
- Chcę wyjść na spacer z psem. Czy to takie dziwne?
- Uważaj na siebie.
- Wiesz, że będę, prawda?
- Prawda. Powodzenia – Bill klepnął brata w plecy. Martwił się o niego.
- Nie martw się o mnie, Bill – Tom spojrzał mu uważnie w oczy. Byli bliźniakami. Doskonale znali swoje niewypowiedziane myśli. – I dzięki. – Dodał, zamykając drzwi za Kevinem.


^^^^^^^^^


Od dziesięciu minut krążyła po parku. Lenny co chwila szarpał za smycz, chcąc pobiegać, jednak ona bała się go puścić. Sama właściwie nie wiedziała, dlaczego się boi. Zatrzymała się na chwilę zamyślona, poluzowując napiętą smycz. Lenny wykorzystał sytuację i widząc coś ciekawego, szarpnął tak mocno, że dziewczyna zachwiała się i upadła na kolana. Na szczęście byli na trawie, która zamortyzowała upadek.
- Lenny! Opanuj się!
Skarcony pies usiadł przy swojej pani, jednak nie przestał radośnie merdać ogonem. Hanna usiadła obok niego i zapytała:
- Co tam widzisz, piesku?
Przyjrzała się dokładniej i od razu rozpoznała psiaka, który zbliżał się do nich. Ciągnął za sobą smycz. Podszedł do Hanny, a ta odczytała napis na obroży: „Scotty”.
- Hej, mały – zawołała, tarmosząc uszy psa. Po chwili bawiły się razem z Lennym. Dziewczyna chwyciła obie smycze i ruszyła ścieżką przez park. Skoro pies już jest, właściciel powinien być w pobliżu. Po chwili usłyszała niski głos, nawołujący psa.
- Scotty! Gdzie jesteś? Scotty!
Głos zbliżał się w ich stronę, a po chwili zza zakrętu wyszła wysoka postać w kapturze i okularach. Kojarzyła tą sylwetkę, tylko nie wiedziała skąd.
Scotty od razu poznał pana, dlatego też ciągnął coraz mocniej, w czym wtórował mu zadowolony Lenny.
- A idźcie sobie! – krzyknęła zmęczona i odpięła psom smycze. Rzuciły się na nadchodzącego chłopaka. Nie spodziewał się tego, dlatego też upadł na plecy, przygwożdżony do ziemi. Podbiegła szybko, krzycząc: - Lenny! Zły pies! Bardzo zły pies! Jak ty się zachowujesz?!
Skarcony Lenny zszedł z biednego nieznajomego, po czym położył się obok, nakrywając pysk łapą na znak, że wyraża skruchę.
- Scotty, ciebie też to dotyczy… - powiedział nieznajomy siadając na ziemi. Kaptur spadł z jego głowy, jednak na twarzy wciąż zostały okulary.
- Czekaj – Hanna zbliżyła się do niego – pomogę ci. – Po czym chwyciła wyciągniętą dłoń i pomogła mu wstać.
Kiedy chłopak już się otrzepał z ziemi i wyprostował, dziewczyna zobaczyła, że jest bardzo wysoki. Ta fryzura i strój… Wiedziała, że gdzieś już to widziała.
- Witaj, Hanna – powiedział w końcu. – Jestem Tom – przedstawił się, zdejmując okulary.
Tom Kaulitz! Stał przed nią Tom Kaulitz! Wyobraziła sobie swoją minę i zaczęła się śmiać. Nie potrafiła się opanować.
- Widziałem już wiele reakcji, ale ta przebiła wszystkie, naprawdę – powiedział Tom, nieco zaskoczony.
- Przepraszam… Ale… To jakiś żart?
- Zdziwiona, że ktoś taki jak ja wypatrzył cię na lotnisku?
- Bardzo zdziwiona. Przepraszam za ten śmiech, ale wyobraziłam sobie swoją minę i tak jakoś nie mogłam się powstrzymać.
- Nic nie szkodzi – poklepał ją po ramieniu, po czym usiadł na ławce. Po chwili Hania dołączyła do niego, ocierając łzy.
- A teraz powiedz mi, dlaczego chciałeś mnie poznać – powiedziała w końcu, robiąc zaciekawioną minę.
- Właściwie to sam nie wiem. To jedna z tych sytuacji, których nie da się racjonalnie wyjaśnić. Może bym o tobie zapomniał, gdyby nie to, że Kevin cię spotkał. A później okazało się, że Adam Lambert cię zna…
- To wiele wyjaśnia – Hanna spojrzała na niego uważnie. – Dlaczego nie napisałeś, kim jesteś?
- Uwierzyłabyś, gdybym napisał ci kim jestem?
- Racja. Punkt dla ciebie. Byłeś w Cielo, prawda? – zmieniła temat.
- Prawda. Tylko i wyłącznie dlatego, że ty też tam byłaś. Bill z chłopakami się wybierali a ja miałem zostać w domu.
- Widziałeś scenę z Andreą? Tą tancerką?
- To była najlepsza część wieczoru – uśmiechnął się na wspomnienie tamtej chwili, jednak po chwili spochmurniał.
Nie umknęło to uwadze Hanny.
- Coś się stało?
- Jeśli chodzi o Andreę… - zamyślił się przez chwilę. – Powiedzmy, że namieszała w moim życiu i cieszyłem się widząc jej porażkę na parkiecie. Do tej pory się cieszę. I teraz mogę ci osobiście pogratulować wygranej.
- Dzięki.
- Nie wiem czemu ale miałem wrażenie, że też jej nie lubisz.
- Andrea i ja kiedyś byłyśmy dobrymi koleżankami. Jednak, kiedy dwa razy została przeze mnie pokonana pokazała swoją prawdziwą twarz. Od tamtej pory nie przepadamy za sobą. Ale – spojrzała na niego – wracając do Cielo. Dlaczego wtedy do mnie nie podszedłeś?
- Nie chciałem tego robić w ten sposób. Zawsze tak robiłem i nie kończyło się to dla mnie najlepiej. Chciałem cię poznać w inny sposób, po prostu. To źle?
- Nie – Hania przecząco pokręciła głową. – Pamiętając artykuły, jakie czasem widziałam w gazetach, nie chciałabym poznać cię w taki sposób.
Przejechał dłonią po głowie. Pierwszy raz dziewczyna nie rzuciła się na niego, błagając o autograf. Hanna po prostu siedziała i rozmawiała z nim, nie oczekując niczego innego. Nie pasowała do żadnej kategorii dziewczyn, jakie w życiu poznał – ona była po prostu unikatowa.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytała, kiedy zauważyła, że Tom jej się przygląda.
- Twoje oczy są szare – powiedział dziwnym, odległym głosem.
- Tak. – pokiwała spokojnie głową. Zwariował, czy jak?
- Nie patrz na mnie, jak na wariata! – zawołał w końcu, uśmiechając się. – Właśnie uświadomiłem sobie, że z lotniska najlepiej pamiętam twoje oczy. Dopiero później pojawia się reszta ciebie. I pamiętam, że byłaś smutna. Dlaczego?
Hanna miała nadzieję, że uda jej się uniknąć poważnych tematów.
- Bo przeprowadziłam się tu na stałe. Bo w Polsce… - zamyśliła się, patrząc, jak Lenny wyrywa Scotty’emu kij znaleziony gdzieś na trawie. – Nie mam już tam do kogo wracać. A dziś uświadomiłam sobie jeszcze więcej, ale… - urwała, po czym spojrzała na Toma uśmiechając się – Już jest dobrze. Długo czekałeś na to aż się zgodzę z tobą spotkać, co?
- Było warto.
- To jak teraz będzie wyglądać nasza znajomość?
- Wiesz, skoro już się spotkaliśmy, możemy widywać się częściej. Na przykład w czasie prób.
- A to ci nie zaszkodzi? – przyjrzała mu się uważnie. – Przecież wiadomo, że krążą za tobą dziennikarze…
- Na próby nie mają wstępu – przerwał jej. – Ani do żadnego z teatrów, w których odbywają się próby. Pod tym względem możesz czuć się bezpiecznie.
- Jest jeszcze jeden problem.
- Jaki?
- Nie przewiduję gości na moich próbach, Tom.
- Dlaczego nie?
- Bo to doprowadza mnie do szału. Krępuje każdy ruch, jak gorset.
- Według harmonogramu we wtorek mamy próbę zaraz po Adamie w MSG.
- Wiem – uśmiechnęła się. – Ale nie próbuj przyjeżdżać wcześniej.
- Postaram się – zaśmiał się, siadając wygodniej na ławce.
Zapadła między nimi cisza. Żadne nie chciało jej przerywać. Oboje obserwowali psy, które biegały w tą i z powrotem, zadowolone z towarzystwa. Ściemniało się a parkowe latarnie zaczęły rozbłyskiwać, jedna po drugiej.
- Kocham Nowy Jork wieczorem – odezwała się Hanna.
To była prawda. Uwielbiała wychodzić na miasto wieczorami. Było takie jasne i pełne życia. Pamiętała pierwszy raz, kiedy Julia zabrała ją na Times Square. Było grubo po dziesiątej wieczorem, jednak dookoła było jasno, wszyscy krążyli po ulicach bez pośpiechu. Czuła się dobrze, wiedząc, że stała się na dobre częścią tego świata.
- Zupełnie, jak ja Berlin – powiedział Tom. – Mamy tam mieszkanie, podobnie, jak w Hamburgu.
- Życie na walizkach?
- Cena gry w zespole – pokiwał głową. - Podobnie, jak bezsenne noce, stres przed każdym koncertem. Ale sami wybraliśmy takie życie, chociaż czasem bywa ciężko.
- Kiedy na przykład?
- Kiedy chcesz uciec od ludzi, chcesz być sam. Prawda jest taka, że ludzie zawsze cię znajdą, nieważne czy kupujesz gazetę, czy siedzisz w pokoju hotelowym. Czasem mam wrażenie, że hieny z gazet są wszędzie.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- W jaki sposób Andrea namieszała w twoim życiu?
Tom zamyślił się. Wrócił pamięcią do wydarzeń sprzed roku.
- Andreę poznałem właśnie w Cielo rok temu. Miała być dziewczyną na jedną noc, jednak jakimś cudem została na dłużej. Zależało mi na niej, jak na żadnej dziewczynie wcześniej. Po pewnym czasie okazało się, że nie zależało jej na mnie a na tym, że jestem sławny. Na dodatek paparazzi śledzili każdy nasz ruch, dzięki czemu Andrea mogła się wybić. Rozstałem się z nią, ale nie obeszło się bez skandalu. Wyłączyłem się na prawie rok z życia. Gdyby nie urlop i Bill, który był przy mnie, nie wiem, jak by to się skończyło.
- Andrea wie, gdzie uderzyć, żeby zabolało. I nie dziwię się, że dałeś się złapać na jej sztuczki. – skomentowała Hanna, kładąc mu rękę na ramieniu. Zadrżał, czując ciepło jej dłoni. – To zdzira.
- W życiu bym nie pomyślał, że znasz takie słowa. – spojrzał na nią z uśmiechem.
- Uwierz, że znam o wiele gorsze – puściła do niego oczko. Spojrzała na mały zegarek na swoim nadgarstku.
- Musisz już wracać? – zapytał, widząc ten gest.
- Nie mam ograniczeń czasowych. Moja siostra nie ma w zwyczaju mnie kontrolować. Ale Lenny ma już dość biegania – spojrzała na swojego psa, leżącego bez ruchu na trawniku. Dyszał ciężko, wykończony zabawą. Obok niego ułożył się Scotty i oba psy zipały w jednym rytmie.
- Racja. Scotty pewnie też już ma dość. W końcu nie często wychodzi ze mną na tak długie spacery. Jeśli wyjdę z nim na pięć minut przed kamienicę, to już długo. Tylko Kevin zabiera go do parku.
- Zły z ciebie właściciel, Tom – Hanna zaśmiała się głośno. – Powinieneś częściej wychodzić do parku z psem.
- Tylko, jeśli będziesz wychodziła z nami.
- Przemyślę to. Ale teraz – wstała z ławki – musimy już wracać.
Zaczęła cicho gwizdać, na co Lenny poderwał się szybko i po chwili siedział przy jej nodze, czekając aż przypnie mu smycz. Tom zawołał Scotty’ego i tarmosząc się z nim chwilę zapiął mu smycz.
- Jak ty to robisz, że Lenny tak spokojnie siedzi?
- Ćwiczyłam z nim dobre maniery.
- Mój pies jest tak samo nieokrzesany, jak ja, niestety.
- Nie przejmuj się, przyzwyczai się.
Ruszyli w stronę wyjścia z parku. Hania usłyszała kroki za plecami i odwróciła się.
- Cześć, Kevin – uśmiechnęła się do ochroniarza. – Byłeś tu przez cały czas?
- Byłem, ale nieco dalej. Dwie godziny w milczeniu to jakaś masakra. Wracamy już?
- Tak – powiedział Tom. – Zabierzesz Scotty’ego? Będę szedł za wami.
- Jasne – Kevin uśmiechnął się, biorąc smycz do ręki i ruszając przed siebie.
- A teraz – zwrócił się do Hanny, poważnym tonem – odprowadzę cię pod dom. Co ty na to?
- Dobry pomysł. A trafisz później do siebie?
- Kevin mnie odprowadzi – uśmiechnął się szeroko, na co Hania zareagowała śmiechem.
Ruszyli w kierunku Bleecker Street. Szli w milczeniu, nawet nie zauważając, kiedy znaleźli się pod budynkiem, w którym mieszkała Hanna.
- To tutaj mieszkam, dzięki, że mnie odprowadziłeś.
- Nie zawsze mogę to robić, moja droga – spojrzał na nią, poprawiając kaptur na głowie.
- Doceniam twoje poświęcenie – wspięła się na palce, po czym pocałowała go w policzek. – A teraz możesz założyć okulary.
- Dzięki – uśmiechnął się, powstrzymując chęć przyłożenia dłoni do policzka, w który go pocałowała.
- Możesz mi coś obiecać? – zapytała.
- Co takiego?
- Nie afiszujmy się zbytnio z naszą znajomością. Nie chcę ci zaszkodzić.
- Nie ma sprawy – pokiwał głową z uśmiechem. – To trzymaj się, Hanna.
- Ty też, Tom.
Obserwował, jak wchodzi po schodach i znika za drzwiami, po czym ruszył powoli w stronę Kevina stojącego kilka metrów przed nim.
- To co? – zapytał Kevin, patrząc uważnie na cichego Toma. – Idziemy do domu?
- Tak, idziemy. – Powiedział cicho, przykładając dłoń do ciepłego policzka.
Zastanawiał się, dlaczego ten drobny gest sprawił, że zrobiło mu się gorąco. Zamknął na chwilę oczy. Teraz już nie widział oczu Hanny.
Widział wyraźnie jej twarz, otoczoną rudymi włosami. Uśmiechała się. Tylko do niego.
Po chwili zniknęli za rogiem ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz