Jeśli ktoś wam mówi, że szkoda życia na
spanie, to każcie mu zaliczyć kilka tygodni niekończących się prób przed
największym wydarzeniem w Stanach, jakim jest Koncert Charytatywny. Oczywiście
nie tylko praca nie daje nam spać po nocach. Skoro życie jest takie ciężkie,
dlaczego dokładamy sobie kłopotów? Skąd się bierze ta potrzeba autodestrukcji?
„Odezwę się później. Mam próbę.”
Wiedział
doskonale, że próba jej grupy skończyła się dziesięć minut temu. Chciał ją
zobaczyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby spotkali się na korytarzu,
Hanna nigdy nie wpadłaby na to, że to właśnie z nim od jakiegoś czasu pisze.
Z początku to
wszystko wydawało mu się idiotyczne – cała ta korespondencyjna znajomość była
według niego nikłą szansą na poznanie dziewczyny. Jednak teraz… Teraz wiedział,
że to była dobra decyzja. Pisali całymi godzinami, pomijając chwile, kiedy
spali (Hanna cierpiała chyba na bezsenność, jednak zapytana o jej przyczynę,
unikała odpowiedzi) lub mieli próby.
Wciąż szukał
sposobu, żeby, chociaż przez chwilę, ją zobaczyć. Nawet, jeśli ona nie
wiedziała, że osoba, z którą od pewnego czasu pisze, jest bardzo sławnym
gitarzystą. Dlatego też, wiedząc od Adama, gdzie się zaszywa po próbach,
postanowił ją zobaczyć. Nawet, jeśli ona nie mogła go widzieć.
Wszedł do
małej sali, gdzie jedna ściana była wielkim weneckim lustrem. Nikt po drugiej
stronie o tym nie wiedział, co było wyjątkowo wygodne. Usiadł pod samym lustrem
i obserwował, jak Hania krąży po sali, uruchamiając płytę, zdejmując bluzę i
buty. Pierwszy raz odważył się tutaj zajrzeć i starał się zachowywać jak
najciszej, żeby tylko rudowłosa się nie zorientowała.
Po chwili do
jego uszu doleciały pierwsze takty melodii i słowa piosenki „The show must go
on” zespołu Queen. Obserwował występ, najwidoczniej przeznaczony tylko dla
niej. W jej oczach widział ten sam smutek, który zobaczył na lotnisku. Z każdym
jej ruchem, każdym piruetem, miał wrażenie, że ten układ był dla niej nie tylko
zwykłym tańcem – był, jak uwolnienie emocji, które wzbierały w niej od jakiegoś
czasu. Nie wiedzieć czemu przypominała mu w tej chwili płaczącą wierzbę.
Poruszała się lekko, z gracją…
I nagle, gdy
Freddie Mercury śpiewał:
„I'll face it with a grin
I'm never giving in
on - with the show -
I'll top the bill, I'll overkill
I have to find the will to carry on”
I'm never giving in
on - with the show -
I'll top the bill, I'll overkill
I have to find the will to carry on”
dziewczyna upadła na kolana,
zakrywając twarz dłońmi. Nie dokończyła układu. Zobaczył, że cała drży, a gdy
odsunęła ręce od twarzy, wiedział już, dlaczego. Płakała. Miał ochotę rozbić
lustro, podbiec do niej i objąć ją, najmocniej jak tylko potrafił. Nie zrobił
jednak nic. Siedział tylko i patrzył, jak na jego oczach dziewczyna uświadamia
sobie, jak wiele straciła i jaka jest słaba…
Uspokoiła
się i ocierając oczy podeszła do kątka, w którym zostawiła torbę. Wyjęła z niej
telefon i pisała do kogoś wiadomość. Po chwili poczuł wibracje w kieszeni…
^^^^^^^^^
Jeszcze o tym nie wiesz, ale życie nie musi
być takie ciężkie. Może lubimy ból. Może tak po prostu jesteśmy ukształtowani.
Ponieważ bez tego może nie czulibyśmy naprawdę, że żyjemy. Jak to szło? Po co
walę się młotkiem w głowę? Bo to takie cudowne uczucie, kiedy przestaję…
Nie czuła się
najlepiej. Dzisiaj mijały trzy miesiące od wypadku Rodziców i Marcina. Od
prawie miesiąca była już w Stanach. Póki trwały próby, wiedziała, że nie grozi
jej brak wolnego czasu, który wiązał się z myśleniem o wydarzeniach z Polski.
Dziś jednak było inaczej.
Od pierwszych
minut próby, starała powstrzymać się przed wyjściem i rozpłakaniem na środku
korytarza. Dziś jej tancerze sami poprowadzili próbę, co wyszło im wyjątkowo
dobrze. Była z nich dumna. Pracowała z nimi naprawdę krótko, jednak dziś
pokazali jej, że byliby w stanie sami wystąpić na koncercie, bez jej udziału i
wskazówek. Wprowadziła jedynie niewielkie, kosmetyczne wręcz poprawki i wszyscy
rozeszli się do domu, po prawie sześciu godzinach tańca.
- Do
zobaczenia we wtorek! – krzyknęła jeszcze za wychodzącymi Monicą i Derekiem.
- Do
zobaczenia! – odkrzyknęli i zniknęli za drzwiami.
Została sama. Spakowała
torbę i założyła bluzę. Wyjęła z bocznej kieszonki telefon i odczytała sms’a od
Gitarzysty o niewinnej treści:
„Czy
jest szansa, żebyśmy się spotkali?”
Bawiła ją ta
cała korespondencja. Po raz kolejny pytał czy się spotkają jednak teraz nawet
nie wiedziała, czy chciałaby go poznać. Coraz trudniej przychodziło jej
ignorowanie tego pytania… Jakaś ciekawska osóbka w jej głowie podpowiadała jej,
że powinna zacząć ufać ludziom – w końcu życie nie kończy się na jednym
przyjacielu. Jednak z drugiej strony…
Ruszyła w
kierunku swojej świątyni – sali numer 25. Odkryła ją, kiedy któregoś dnia
szukała Adama Lamberta, z którym musiała ustalić terminy prób z tancerzami
(swoją drogą Adam był człowiekiem dość ciekawym – zawsze miał wszystko poukładane,
co do minuty, jednak nie przeszkadzało mu to wyjść nagle w trakcie próby, lub
zwyczajnie na nią nie dotrzeć, bez wyraźnego powodu). Postanowiła nie
zapominać, jak do niej dotrzeć. Sala była niewielka – zaledwie na dwie, trzy
osoby, które miały duży układ i potrzebowały do niego przestrzeni.
Przestała
obawiać się tańca, kiedy była sama. Dawniej towarzyszył jej Marcin.
Pamiętała
każdy dzień, kiedy obserwował, jak ćwiczy niezmordowanie układy, które później
zobaczyli wszyscy w Broadway Dance Center. To on był jej publicznością. Nigdy
nie mieszała w to mamy. Sama była instruktorem, dlatego też Hania nie chciała, żeby
mama ingerowała w jej własne pomysły. Mimo wszystko zawsze bała się jej ocen.
To mama zawsze była tą idealną tancerką. Hania wydawała się sobie odrobinę nieporadna.
Jednak, gdy rok temu odebrała dyplom… Pokręciła głową – nie chciała tego
wspominać. Na dziś to i tak zbyt wiele.
Spojrzała na
swoje odbicie w lustrze: z daleka widziała wyraźnie zarysowane cienie pod
oczami, których nie dało się zatuszować żadnym korektorem. Dlatego też
przestała martwić się o makijaż. Odłożyła torbę w kąt, zdjęła bluzę i buty –
nigdy nie lubiła w nich tańczyć, bo krępowały każdy ruch stopą. Nawet, kiedy
zaczynała jako czterolatka w balecie, zsuwała ze stóp baletki, bo ją uwierały.
Za co wiele razy obrywała. Nie uniknęła, typowych dla baletnic, ran na stopach.
Włożyła do
odtwarzacza płytę z jej prywatnymi nagraniami. Musiała odreagować, poczuć znowu
to, co kiedyś czuła, gdy tylko przekraczała próg szkoły tańca. Dopiero teraz
zdała sobie sprawę, jak wiele czasu minęło, od kiedy tworzyła układ do piosenki
„The show must go on”. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo starała się
maskować swoje uczucia. Robiła to przecież od trzech miesięcy…
I kiedy
usłyszała refren:
“the show must go on,
the show must go on
inside my heart is breaking
my make-up may be flaking
but my smile still stays on”
the show must go on
inside my heart is breaking
my make-up may be flaking
but my smile still stays on”
poczuła, jak coś w niej pęka. Nie
musiała już ukrywać swoich emocji, przecież tutaj, w tej pustej sali, nie było
nikogo. Tylko ona i jej odbicie. Tańczyła tak, jakby tym tańcem chciała
oczyścić swoje serce od bólu, jaki ją dusił w środku.
Nie dokończyła
układu. Gdy usłyszała słowa: „Stawię temu czoła z szerokim uśmiechem, nigdy się
nie poddam. Dalej – z przedstawieniem. Będę na szczycie, przesadzę z tym, muszę
znaleźć wolę, aby przetrwać…” przestała ukrywać emocje. Tutaj, w tej pustej sali
już nie musiała. Upadła na kolana, a jej ciałem wstrząsały spazmy. Zakryła
twarz dłońmi, czując, jak stają się mokre od łez.
Wtedy właśnie
zrozumiała, co chce zrobić. Chciała tego od dawna. Postanowiła napisać do
Gitarzysty. Zrozumiała, że chce go poznać. Musiała coś zmienić w swoim życiu,
dlatego też wstała i ocierając oczy dłonią, wyjęła z torby telefon i wystukała
kilka prostych słów, które jeszcze tydzień temu nawet nie przeszłyby jej przez
myśl:
„Chcę się z Tobą spotkać…”
Po chwili
otrzymała wiadomość:
„ Będę czekał w parku ze Scotty’m o 19.
Obiecuję.”
Spojrzała na
zegarek. Dochodziła piętnasta. W pośpiechu zabrała wszystkie swoje rzeczy i
wybiegła z sali, nie oglądając się za siebie. Gdyby to zrobiła, dostrzegłaby
parę brązowych oczu, które tak naprawdę widziały więcej, niż powinny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz