czwartek, 24 maja 2012

7. To on był jej publicznością...


Jeśli ktoś wam mówi, że szkoda życia na spanie, to każcie mu zaliczyć kilka tygodni niekończących się prób przed największym wydarzeniem w Stanach, jakim jest Koncert Charytatywny. Oczywiście nie tylko praca nie daje nam spać po nocach. Skoro życie jest takie ciężkie, dlaczego dokładamy sobie kłopotów? Skąd się bierze ta potrzeba autodestrukcji?


„Odezwę się później. Mam próbę.”

Wiedział doskonale, że próba jej grupy skończyła się dziesięć minut temu. Chciał ją zobaczyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby spotkali się na korytarzu, Hanna nigdy nie wpadłaby na to, że to właśnie z nim od jakiegoś czasu pisze.
Z początku to wszystko wydawało mu się idiotyczne – cała ta korespondencyjna znajomość była według niego nikłą szansą na poznanie dziewczyny. Jednak teraz… Teraz wiedział, że to była dobra decyzja. Pisali całymi godzinami, pomijając chwile, kiedy spali (Hanna cierpiała chyba na bezsenność, jednak zapytana o jej przyczynę, unikała odpowiedzi) lub mieli próby.
Wciąż szukał sposobu, żeby, chociaż przez chwilę, ją zobaczyć. Nawet, jeśli ona nie wiedziała, że osoba, z którą od pewnego czasu pisze, jest bardzo sławnym gitarzystą. Dlatego też, wiedząc od Adama, gdzie się zaszywa po próbach, postanowił ją zobaczyć. Nawet, jeśli ona nie mogła go widzieć.
Wszedł do małej sali, gdzie jedna ściana była wielkim weneckim lustrem. Nikt po drugiej stronie o tym nie wiedział, co było wyjątkowo wygodne. Usiadł pod samym lustrem i obserwował, jak Hania krąży po sali, uruchamiając płytę, zdejmując bluzę i buty. Pierwszy raz odważył się tutaj zajrzeć i starał się zachowywać jak najciszej, żeby tylko rudowłosa się nie zorientowała.
Po chwili do jego uszu doleciały pierwsze takty melodii i słowa piosenki „The show must go on” zespołu Queen. Obserwował występ, najwidoczniej przeznaczony tylko dla niej. W jej oczach widział ten sam smutek, który zobaczył na lotnisku. Z każdym jej ruchem, każdym piruetem, miał wrażenie, że ten układ był dla niej nie tylko zwykłym tańcem – był, jak uwolnienie emocji, które wzbierały w niej od jakiegoś czasu. Nie wiedzieć czemu przypominała mu w tej chwili płaczącą wierzbę. Poruszała się lekko, z gracją…
I nagle, gdy Freddie Mercury śpiewał:

„I'll face it with a grin
I'm never giving in
on - with the show -
I'll top the bill, I'll overkill
I have to find the will to carry on”

dziewczyna upadła na kolana, zakrywając twarz dłońmi. Nie dokończyła układu. Zobaczył, że cała drży, a gdy odsunęła ręce od twarzy, wiedział już, dlaczego. Płakała. Miał ochotę rozbić lustro, podbiec do niej i objąć ją, najmocniej jak tylko potrafił. Nie zrobił jednak nic. Siedział tylko i patrzył, jak na jego oczach dziewczyna uświadamia sobie, jak wiele straciła i jaka jest słaba…
            Uspokoiła się i ocierając oczy podeszła do kątka, w którym zostawiła torbę. Wyjęła z niej telefon i pisała do kogoś wiadomość. Po chwili poczuł wibracje w kieszeni…

^^^^^^^^^

Jeszcze o tym nie wiesz, ale życie nie musi być takie ciężkie. Może lubimy ból. Może tak po prostu jesteśmy ukształtowani. Ponieważ bez tego może nie czulibyśmy naprawdę, że żyjemy. Jak to szło? Po co walę się młotkiem w głowę? Bo to takie cudowne uczucie, kiedy przestaję…



Nie czuła się najlepiej. Dzisiaj mijały trzy miesiące od wypadku Rodziców i Marcina. Od prawie miesiąca była już w Stanach. Póki trwały próby, wiedziała, że nie grozi jej brak wolnego czasu, który wiązał się z myśleniem o wydarzeniach z Polski. Dziś jednak było inaczej.
Od pierwszych minut próby, starała powstrzymać się przed wyjściem i rozpłakaniem na środku korytarza. Dziś jej tancerze sami poprowadzili próbę, co wyszło im wyjątkowo dobrze. Była z nich dumna. Pracowała z nimi naprawdę krótko, jednak dziś pokazali jej, że byliby w stanie sami wystąpić na koncercie, bez jej udziału i wskazówek. Wprowadziła jedynie niewielkie, kosmetyczne wręcz poprawki i wszyscy rozeszli się do domu, po prawie sześciu godzinach tańca.
- Do zobaczenia we wtorek! – krzyknęła jeszcze za wychodzącymi Monicą i Derekiem.
- Do zobaczenia! – odkrzyknęli i zniknęli za drzwiami.
Została sama. Spakowała torbę i założyła bluzę. Wyjęła z bocznej kieszonki telefon i odczytała sms’a od Gitarzysty o niewinnej treści:

 „Czy jest szansa, żebyśmy się spotkali?”

Bawiła ją ta cała korespondencja. Po raz kolejny pytał czy się spotkają jednak teraz nawet nie wiedziała, czy chciałaby go poznać. Coraz trudniej przychodziło jej ignorowanie tego pytania… Jakaś ciekawska osóbka w jej głowie podpowiadała jej, że powinna zacząć ufać ludziom – w końcu życie nie kończy się na jednym przyjacielu. Jednak z drugiej strony…
Ruszyła w kierunku swojej świątyni – sali numer 25. Odkryła ją, kiedy któregoś dnia szukała Adama Lamberta, z którym musiała ustalić terminy prób z tancerzami (swoją drogą Adam był człowiekiem dość ciekawym – zawsze miał wszystko poukładane, co do minuty, jednak nie przeszkadzało mu to wyjść nagle w trakcie próby, lub zwyczajnie na nią nie dotrzeć, bez wyraźnego powodu). Postanowiła nie zapominać, jak do niej dotrzeć. Sala była niewielka – zaledwie na dwie, trzy osoby, które miały duży układ i potrzebowały do niego przestrzeni.
Przestała obawiać się tańca, kiedy była sama. Dawniej towarzyszył jej Marcin.
Pamiętała każdy dzień, kiedy obserwował, jak ćwiczy niezmordowanie układy, które później zobaczyli wszyscy w Broadway Dance Center. To on był jej publicznością. Nigdy nie mieszała w to mamy. Sama była instruktorem, dlatego też Hania nie chciała, żeby mama ingerowała w jej własne pomysły. Mimo wszystko zawsze bała się jej ocen. To mama zawsze była tą idealną tancerką. Hania wydawała się sobie odrobinę nieporadna. Jednak, gdy rok temu odebrała dyplom… Pokręciła głową – nie chciała tego wspominać. Na dziś to i tak zbyt wiele.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze: z daleka widziała wyraźnie zarysowane cienie pod oczami, których nie dało się zatuszować żadnym korektorem. Dlatego też przestała martwić się o makijaż. Odłożyła torbę w kąt, zdjęła bluzę i buty – nigdy nie lubiła w nich tańczyć, bo krępowały każdy ruch stopą. Nawet, kiedy zaczynała jako czterolatka w balecie, zsuwała ze stóp baletki, bo ją uwierały. Za co wiele razy obrywała. Nie uniknęła, typowych dla baletnic, ran na stopach.
Włożyła do odtwarzacza płytę z jej prywatnymi nagraniami. Musiała odreagować, poczuć znowu to, co kiedyś czuła, gdy tylko przekraczała próg szkoły tańca. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak wiele czasu minęło, od kiedy tworzyła układ do piosenki „The show must go on”. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo starała się maskować swoje uczucia. Robiła to przecież od trzech miesięcy…
I kiedy usłyszała refren:

“the show must go on,
the show must go on
inside my heart is breaking
my make-up may be flaking
but my smile still stays on”

poczuła, jak coś w niej pęka. Nie musiała już ukrywać swoich emocji, przecież tutaj, w tej pustej sali, nie było nikogo. Tylko ona i jej odbicie. Tańczyła tak, jakby tym tańcem chciała oczyścić swoje serce od bólu, jaki ją dusił w środku.
Nie dokończyła układu. Gdy usłyszała słowa: „Stawię temu czoła z szerokim uśmiechem, nigdy się nie poddam. Dalej – z przedstawieniem. Będę na szczycie, przesadzę z tym, muszę znaleźć wolę, aby przetrwać…” przestała ukrywać emocje. Tutaj, w tej pustej sali już nie musiała. Upadła na kolana, a jej ciałem wstrząsały spazmy. Zakryła twarz dłońmi, czując, jak stają się mokre od łez.
Wtedy właśnie zrozumiała, co chce zrobić. Chciała tego od dawna. Postanowiła napisać do Gitarzysty. Zrozumiała, że chce go poznać. Musiała coś zmienić w swoim życiu, dlatego też wstała i ocierając oczy dłonią, wyjęła z torby telefon i wystukała kilka prostych słów, które jeszcze tydzień temu nawet nie przeszłyby jej przez myśl:

„Chcę się z Tobą spotkać…”

Po chwili otrzymała wiadomość:

„ Będę czekał w parku ze Scotty’m o 19. Obiecuję.”

Spojrzała na zegarek. Dochodziła piętnasta. W pośpiechu zabrała wszystkie swoje rzeczy i wybiegła z sali, nie oglądając się za siebie. Gdyby to zrobiła, dostrzegłaby parę brązowych oczu, które tak naprawdę widziały więcej, niż powinny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz