czwartek, 24 maja 2012

15. W tej chwili wszystko inne przestało być ważne.



Miłość w swej prostej i nieśmiałej mowie,
powie najwięcej, kiedy najmniej powie.*





Los Angeles to piękne miasto, pełne otwartych ludzi i barów, czynnych 24 godziny na dobę. To właśnie tutaj odbył się piąty koncert charytatywny. A po nim, oczywiście, after party. Nieważne, że gwizdy i tancerze byli wykończeni sześciogodzinnym koncertem – należało się pokazać.
Tom nigdzie nie widział Hanny. Pewnie zmyła się po angielsku. Widział, że coś było nie tak, bo na próbie i za kulisami w trakcie trwania koncertu była rozkojarzona. Poza tym od tygodnia rzadko się odzywała i nie chciała się z nim spotkać. Z drugiej strony podejrzewał, że nie chciała go widzieć po tym, jak musiała go wstawiać zalanego pod prysznic. A wydawało się, że wszystko było w porządku, przecież następnego dnia nie uciekła z mieszkania cichaczem, tylko została na śniadanie.
A najgorsze jest to, że chyba więcej czasu spędzała z tym lekarzem, Andrew. Nie potrafił o tym nie myśleć – miał wrażenie, że Hanna wolała jednak spokojniejsze życie, niekoniecznie związane z chaosem panującym w jego życiu. Nie dziwił się jej - nie każda dziewczyna chciałaby pojawiać się na okładkach brukowców, jako nowa ofiara gwiazdora.
Rozejrzał się po sali, opierając wygodnie o bar. Zauważył dziewczynę („pewnie tancerka” – pomyślał), która od dłuższego czasu uważnie mu się przyglądała. W końcu wolnym krokiem ruszyła w jego stronę i usiadła na krześle obok niego, zakładając zgrabną, opaloną nogę na drugą.
- Więc – zaczęła, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem i przygryzając krwistoczerwone wargi – jesteś Tom, prawda?
- Zależy, dla kogo – uśmiechnął się lekko, oblizując spierzchnięte wargi. Odezwał się stary Tom Kaulitz.
- Jestem Nina.
- Tancerka?
- Nie widać? – zapytała zaczepnie, bawiąc się ramiączkiem skąpej, czerwonej sukienki.
- Nic nie mówię – podążył wzrokiem za jej dłonią.
Miał na nią ochotę. Pierwszy raz od poznania Hanny było mu wszystko jedno, czy zaliczy tą dziewczynę, czy nie. Rozejrzał się po sali, czuł na sobie czujny wzrok Billa. Zignorował go i spojrzał na Ninę.
- Idziemy na górę? – zapytała, bez owijania w bawełnę.
- Nie ma sprawy. – wstał i ruszył za dziewczyną. Po chwili oboje zniknęli.


^^^^^^^^


Hania kończyła makijaż, kiedy z łazienki wyszła Monica, z którą dzieliła pokój. Spojrzała uważnie na rudą i usiadła na łóżku.
- Ale się wystroiłaś – skomentowała strój pani choreograf, składający się z krótkiej (do połowy ud) chabrowej sukienki bez ramiączek i szpilek w tym samym kolorze.
- Kiecka od siostry na czarną godzinę – zaśmiała Hania i spojrzała na koleżankę, mówiąc: - Ale widzę, że nie tylko ja się wystroiłam. Twoja sukienka ledwo zakrywa tyłek. Ale, muszę przyznać, że niesamowicie podkreśla twoje atuty.
- Prawda? – Monica poprawiła tasiemkę na szyi, która podtrzymywała jej białą sukienkę.
- Jesteście już gotowe? – do pokoju wszedł Derek i stanął, jak wryty widząc Monicę. Wszyscy w grupie widzieli, że ta dwójka ma się ku sobie. – Panienka dzisiaj jest pod moją opieką.
- Hej! – zawołała Hania – A co ze mną?
- Ty jesteś duża – uśmiechnął się do niej – Dasz sobie radę.
Zjechali na dół windą i ruszyli w stronę restauracji hotelowej. Impreza odbywała się w restauracji hotelu Hilton, który został wynajęty na czas pobytu gwiazd i tancerzy. Część grupy była już na sali.
Hania rozejrzała się po restauracji, jednak nigdzie nie widziała Toma. Pewnie siedział w pokoju.
- Hanna! – usłyszała znajomy głosi i odwróciła się. W jej stronę zbliżał się Pitbull ze szklanką jakiegoś drinka. – Jak miło cię widzieć.
- Widzieliśmy się ostatnio na koncercie, jakieś dwie godziny temu. – zaśmiała się, biorąc od kelnera gin z tonikiem. – Ale też się cieszę, że cię widzę.
- Słuchaj – upił łyk napoju – jeśli to cię zainteresuje, kilku osobom wpadłaś w oko. – Uśmiechnął się. Musiała przyznać, że miał bardzo zaraźliwy uśmiech. – A właściwie – dodał, widząc jej przerażoną minę – twoje choreografie.
- Myślisz, że mogę spodziewać się jakichś propozycji pracy?
- Ja to wiem. I wydaje mi się, że będziesz rozrywana tego wieczoru, słońce. – pocałował ją w dłoń i odszedł w stronę jakiejś grupki ludzi.
Podeszła do baru i usiadła na jednym z krzeseł. Uświadomiła sobie, że po tylu godzinach na nogach (w końcu od dziewiątej rano trwały próby, a teraz było po północy) ani trochę nie czuje zmęczenia.
- No cześć, piękna – obok niej usiadł Adam Lambert. – Głośno dziś o tobie.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego. – uśmiechnęła się szeroko.
Prawda była taka, że doskonale wiedziała, skąd to całe zainteresowanie jej osobą. Po pierwszym koncercie, kiedy Pitbull „przedstawił ją światu”, każdy znał jej nazwisko. Co wcale jej nie przeszkadzało – w końcu zawsze chciała pracować z najlepszymi.
- Ty i Jason Seeley robicie największe show, macie najciekawsze pomysły i ludzie to cenią. I chcą was mieć po swojej stronie.
Hanna i Jason zaczynali tańczyć w Broadway Dance Center w tym samym czasie, więc ich drogi zawsze się krzyżowały. Znali się bardzo dobrze i mieli dobry kontakt. Jason nie jest osobą, która specjalnie afiszuje się ze swoimi zdolnościami – woli stać z boku i robić swoje. Podobnie, jak Hanna. Poza tym, oboje nie przepadali za Andreą i wielokrotnie dawali jej to odczuć. W końcu nic tak nie jednoczy ludzi, jak wspólny wróg.
- Mieliśmy tych samych nauczycieli, zaczynaliśmy razem. I mamy całkiem dobre grupy.
- Co pijesz? – chwycił jej szklankę i upił mały łyk. – Wiesz co dobre. – puścił do niej oczko -  Ale wracając do tematu. Macie największe szanse na pracę po koncertach.
- Pracę i tak mamy zapewnioną. – Hania wzruszyła ramionami – W końcu mamy etat w Broadway Dance Center. Nie ukrywam jednak, że koncerty to największa zabawa.
- U mnie masz zapewniony pełen etat – stuknął swoją szklanką o jej. – Twoje zdrowie.
- Dzięki – dopiła drinka i wstała, mówiąc: - Idę wmieszać się w tłum, to może nikt mnie dzisiaj nie dopadnie.
- Uwierz mi, to nie jest takie proste.
- Zaryzykuję. To do następnego.
- Na razie.
Kręciła się po sali, obserwując ludzi. Wszyscy byli mniej lub bardziej wstawieni, zadowoleni lub naburmuszeni – wszystko zależało od pozycji i ilości wypitych drinków. Impreza była zamknięta, więc każdy mógł robić co tylko zechciał. Oczywiście w miarę rozsądku – w końcu nikt nie chciał się zbłaźnić.
Co chwila ktoś do niej podchodził, gratulował talentu, dawał wizytówki lub spontanicznie ściskał. W życiu nie pomyślałaby, że jedno rzucenie jej nazwiska ze sceny może wywołać taką burzę. Z jednej strony modliła się, żeby to wszystko nie było prawdą, a z drugiej… Stała się rozpoznawalna, co dawało jej pewnego rodzaju przewagę nad innymi.
Stanęła w cichym kącie restauracji, skąd widziała całą salę. Zastanawiała się, gdzie jest Tom. Ostatnio nie było między nimi najlepiej. Właściwie sama nie wiedziała, co takiego się stało. Wydawało się, że kiedy następnego dnia rano, po aferze z pijanym Tomem wychodziła z mieszkania wszystko było w porządku. Zjedli śniadanie, wypili mocną kawę… I wszystko wydawało się być OK. A teraz? Zapadła cisza. Stwierdziła, że nie będzie się narzucać.
- Dlaczego chowasz się w kącie?
- Cześć, Bill – odwróciła się do młodszego Kaulitza.
- Przyniosłem ci coś – powiedział, podając jej szklankę z ginem.
- Skąd wiedziałeś, że lubię gin z tonikiem?
- Sztuka obserwacji – uśmiechnął się szeroko. – A poważnie, rozmawiałem z Adamem Lambertem o gustach alkoholowych i tak jakoś wyszło.
- Dobrze, że nie zdradzam mu wielkich sekretów, bo mnie sprzeda – zaśmiała się. – Widziałeś gdzieś Toma?
Czy widział Toma? Oczywiście, że widział. Co więcej, widział go wychodzącego z imprezy w towarzystwie jakiejś dziewczyny.
- Wyszedł, zanim przyszłaś.
Zauważyła jego zakłopotanie i już wiedziała, że coś ukrywa.
- Nie musisz go kryć – powiedziała spokojnie – przecież nie jesteśmy razem.
- Ale wiesz przecież, że mu na tobie zależy i…
- I dlatego zalicza właśnie jakąś panienkę? – przerwała mu. – To może ja też powinnam iść z kimś do łóżka, żeby pokazać mu, jak bardzo mina nim zależy? – stwierdziła sarkastycznie.
- Jesteś zazdrosna – zauważył Bill spokojnie. – I nie uważam, żeby pójście z kimś do łóżka w czymś ci pomogło.
- Teraz jest mi wszystko jedno – wzruszyła ramionami. – Ostatnio jakoś jest dziwnie między nami. Od tej wpadki ze szkocką jest jakiś dziwny.
- Zabawne. Tom mówi dokładnie to samo o tobie. Myślę, że powinniście porozmawiać. I to zaraz – dodał, widząc, że dziewczyna z którą wyszedł Tom pojawiła się na sali. Nigdzie nie widział brata, więc stwierdził, że jest u siebie. – Siódme piętro, pokój 768. Idź do niego, zakochana kobieto.
- Mówisz?
- To rozkaz.
- Dobra – uśmiechnęła się i oddała mu szklankę. – Trzymaj kciuki.
- Powodzenia – uśmiechnął się do siebie i upił łyk ginu z jej szklanki, po czym szepnął do siebie: - To jakiś dramat…


^^^^^^^^^^


- Mówiłem, że nic z tego nie będzie – zawołał, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Był pewien, że to Nina.
Wyprosił ją z pokoju, zanim do czegokolwiek doszło. Kiedy już, już miał ją pocałować, dotarło do niego, że wcale tego nie chce. Że to nie jest dziewczyna, na której mu zależy. To wydarzenie utwierdziło go w przekonaniu, że to właśnie Hanna jest najważniejsza.
Pukanie znowu się powtórzyło. Ruszył do drzwi, krzycząc:
- Powiedziałem, żebyś dała mi spokój – po czym nacisnął klamkę.
- Naprawdę tego chcesz, Kaulitz?
- Hanna? – Stanął jak wryty. – Co ty tu robisz?
- Ale masz minę – parsknęła wchodząc do pokoju. – Jakbyś znalazł trupa za lodówką. Co tu robię? Upewniłam się, że teren jest czysty i przyszłam.
- Skąd wiedziałaś, że nie byłem sam? – zapytał, przekręcając zamek w drzwiach.
- To duża impreza – stwierdziła, siadając na łóżku. – Kto, jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że gwiazdy lubią plotki.
- Bill ci powiedział.
- Powiedział też, że ci na mnie zależy – powiedziała spokojnie, zdejmując szpilki. Były cudowne, ale po kilku godzinach stawały się nie do zniesienia. – No to mamy problem, Tom. – spojrzała na niego uważnie, wstając z łóżka.
- Wiem, że nic mi teraz nie możesz obiecać. Pamiętam o tym. I będę cierpliwy. A z tą dziewczyną do niczego…
- A mógłbyś się na chwilę uciszyć? – wolnym krokiem zbliżyła się do niego. – Zależy mi na tobie, Tom. Ostatnie wydarzenia wiele mi uświadomiły. Wiem, że ci dokopałam tym całym gadaniem o strachu i niechęci do związków, ale gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz inaczej by to wyglądało.
- Dlaczego więc tak często spotykałaś się z Andrew, skoro uświadomiłaś sobie, że jednak ci na mnie zależy?
- Nie odzywałeś się, więc stwierdziłam, że ci się znudziłam. Poza tym nie spotykałam się z nim często. Zaledwie raz, od kiedy my się widzieliśmy.
- To o raz za dużo – oburzył się.
- Ja go przynajmniej nie zaprosiłam do mieszkania na szybki numerek.
- Naprawdę chcesz się teraz licytować?
- Nie ja to zaczęłam.
Wyglądała przezabawnie, kiedy się denerwowała. Jej krótkie włosy fruwały wokół zaróżowionej buzi, a oczy błyszczały. W tym obrazku brakowało tylko klasycznego tupnięcia nóżką, którym charakteryzują się małe dziewczynki. Nie umiał powstrzymać śmiechu.
Wściekłość Hani zamieniła się w zdziwienie.
- Co cię tak rozbawiło?
- Wyglądasz prześlicznie, kiedy się złościsz – usiadł na łóżku, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Wiedział doskonale, że tym śmiechem zbił ją z tropu.
- Dziwę się sobie, że cię jeszcze nie zabiłam – powiedziała, siadając obok niego. – Ale powiedziałam już wszystko i mogę wyjść. – chwyciła z łóżka buty i torebkę, po czym wstała, jednak Tom posadził ją z powrotem.
- Ale ja nie powiedziałem wszystkiego.
Hania rozsiadła się wygodnie na łóżku i obserwowała, jak Tom wolnym krokiem przechadza się po dużym pokoju, zbierając myśli.
- Możesz usiąść? – zapytała spokojnie.
- Dobra – odezwał się w końcu i usiadł obok niej. – Nie mamy szans na to, żeby zacząć związek. Oboje jesteśmy nienormalni. Związek w naszym przypadku, nie jest dobrym pomysłem.
- Aha… - była w stanie powiedzieć tylko tyle. Wstała i ruszyła w stronę wyjścia. Była zła na siebie. Po co w ogóle tu przyszła? Nacisnęła klamkę, zapominając, że Tom przekręcił klucz.
Podbiegł do niej i chwycił jej dłoń, kiedy mocowała się z zamkiem.
- Dasz mi skończyć? – zapytał, patrząc jej w oczy.
- Myślałam, że już skończyłeś i mogę wyjść – odwróciła wzrok.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie – chwycił jej brodę, zmuszając tym samym, by spojrzała na niego. – Związek to nie jest dobry pomysł. Ale nie potrafię sobie wyobrazić, że zabraknie cię w moim życiu. Że czyjeś dłonie, nie moje, będą cię obejmować. Jesteś moim słońcem, chcę, żeby mój świat kręcił się wokół ciebie. Nie mogę ci wiele obiecać. Ale chciałbym spędzać z tobą każdą minutę i nie martwić się, że za chwilę będziesz musiała wracać do innego. Nie chcę być tylko kolegą, Hanna. Chcę być z tobą.
- Tom – uciszyła go. – Podaj mi jeden konkretny powód, dla którego miałabym zrezygnować ze spokojnego życia w samotności na rzecz bycia z tobą.
- Jeden? – zapytał, pochylając się i unosząc jedną brew. – Dobrze – dodał, po czym dotknął ustami jej wargi. Najpierw delikatnie, pytająco, a kiedy oddała pocałunek, stał się bardziej zachłanny. – Wystarczy ci taki powód? – zapytał, kiedy odsunęli się od siebie.
 - Zdajesz sobie sprawę, że czasem będę oczekiwała prawdziwej odpowiedzi, prawda? – odpowiedziała słabo, próbując uspokoić oddech. Przez myśl przebiegło jej stwierdzenie, że teraz już wie, dlaczego tyle dziewczyn kręciło się wokół niego.
- Coś wymyślimy – uśmiechnął się cwanie i pocałował ją po raz kolejny a Hania zarzuciła mu ręce na szyję.
W tej chwili wszystko inne przestało być ważne. After party toczyło się swoją drogą a oni… Oni mieli siebie – i tylko to się liczyło.


____________
*William Shakespeare – Sen nocy letniej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz