czwartek, 24 maja 2012

14. Na Toma anioły nie mają żadnego wpływu.




Kiedy jest się dzieckiem, noc jest przerażająca, z powodu ukrywających się pod łóżkiem potworów. Kiedy dorastamy, zmieniają się potwory... Zwątpienie w samego siebie... Samotność... Żal. I choć jesteśmy starsi i mądrzejsi, wciąż okazuje się, że boimy się ciemności.



Jak Andrea dowiedziała się, gdzie mieszka Tom i reszta? To nie było trudne – wystarczyło przejrzeć kilka tanich brukowców, żeby trafić na zdjęcie budynku, w którym mieszkali. Kto, jak kto, ale ona znała Manhattan, jak własną kieszeń.
Dlatego też teraz stała pod kamienicą, zastanawiając się, jak mogłaby dostać się do środka. Patrząc na okna w mieszkaniach, domyśliła się, w którym z nich mieszka zespół. Pamiętała, że Bill zawsze miał zasłonięte rolety w oknach – jego dbałość o prywatność była, jak obsesja. Ale co tam Bill – jej zależało na Tomie. Chociaż z dwojga złego i on by się nadał. W końcu ponad wszystko Andrea pragnęła rozgłosu a facet był tylko miłym dodatkiem.
Wchodząc po schodach, dostrzegła, że jakaś starsza kobieta wychodzi z budynku. Przytrzymując jej drzwi, wykorzystała okazję i wślizgnęła się do środka. Wbiegła po schodach i odnalazła drzwi do mieszkania chłopaków. Od razu wcisnęła dzwonek. Po chwili usłyszała zbliżające się kroki i szczęk zamka.
- Czego chcesz? – usłyszała na powitanie od Billa. – Miotła ci się zepsuła?
Bez zaproszenia wślizgnęła się do mieszkania. Czarny jednak nie zamknął drzwi – z trudem powstrzymywał chęć wykopania ją na korytarz.
- Chciałam z wami porozmawiać. Reżyser stwierdził, że trzeba zmienić choreografię w kilku utworach i musicie te zmiany zaakceptować. Gdzie reszta? – zapytała, rozglądając się po mieszkaniu.
- Zmiany możemy równie dobrze zaakceptować jutro – powiedział rozdrażnionym głosem Bill. – Poza tym, jak dobrze wiesz będziemy się widzieć jutro, więc spadaj, albo wezwę ochronę.
Andrea nic nie powiedziała, odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
Hałas obudził Toma, który wynurzył się ze swojego pokoju. Wyglądał strasznie. Skierował się w stronę barku, z którego wyjął szklankę i resztę wczorajszej szkockiej.
- Uważasz, że to dobry pomysł? – Bill zapytał spokojnie, unosząc jedną brew.
- Czym się strułeś, tym się lecz – powiedział Tom, obserwując szklankę, która powoli napełniała się bursztynowym płynem. Podniósł wzrok na brata. – Albo mi się zdawało, albo w naszym mieszkaniu była Andrea.
- Nie zdawało ci się.
- Skąd ona wie, gdzie mieszkamy?
- Nie wiem – Bill usiadł naprzeciwko brata. – Ale chyba czas zmienić mieszkanie.
- Lepiej mieszkanie, niż ochroniarza – parsknął Tom, po czym jednym haustem opróżnił szklankę.
- Jak się czujesz?
- Chcesz mi zrobić wykład?
- Nie.
- To dobrze. – Tom zgarnął butelkę i wstał, ruszając do swojego pokoju. – Ale przydałaby mi się jeszcze jedna taka flaszka.
- Tom… - zawołał za nim Bill, jednak jego brat zniknął już za drzwiami pokoju.
Wyszedł po godzinie, tylko po to, żeby z barku zabrać kolejną butelkę szkockiej.
Bill znał tylko jedno rozwiązanie tego problemu…


^^^^^^^^

Hania czekała od piętnastu minut w Starbucks na Andrew. Przyszła punktualnie i szczerze mówiąc bezczynne siedzenie z kubkiem kawy, która swoją drogą szybko się kończyła, doprowadzało ją do szału.
Po kolejnych pięciu minutach wreszcie pojawił się Andrew.
- Przepraszam za spóźnienie – usiadł obok Hani z kubkiem kawy. – Mieliśmy nagły wypadek na izbie i musiałem zostać.
- Nic nie szkodzi, ale jesteś mi winien dużą Latte w papierowym kubku.
- Stoi – uśmiechnął się i podszedł do lady, by po chwili wrócić z kubkiem i dwoma muffinami. – Mam nadzieję, że nie jesteś na diecie.
- Dieta to ostatnia rzecz, o jakiej myślę – odpowiedziała, wgryzając się w babeczkę.
- To świetnie. Swoją drogą po tym, co widziałem na scenie w niedzielę, żadna dieta nie jest ci potrzebna.
- Spalam słodycze w tempie błyskawicy. Jak każda tancerka z resztą. Ale dość o mnie. Długo jesteś lekarzem?
- Mam 27 lat, więc licząc kilka lat studiów, to tak, dość długo. W dalszym ciągu jestem stażystą, ale pozwalają mi na więcej, niż dwa lata temu.
- Czyli już pozwalają ci nosić na szyi stetoskop?
- Tak, to też.
Rozmawiali tak już dobre pół godziny, zaśmiewając się głośno, gdy nagle rozdzwonił się telefon Hani. Spojrzała na wyświetlacz.
- Przepraszam, muszę to odebrać – wstała, kierując się do wyjścia. – Halo? Tom, coś się stało?
- To nie Tom – usłyszała znajomy, nieco zdenerwowany głos. – Tu Bill.
- Coś się stało?
- Właściwie to tak. Tom od wczoraj pije na umór. Dziś wyszedł z pokoju tylko po to, żeby zabrać z barku kolejną butelkę. A potem następną.
- I ja mam wiedzieć, dlaczego doprowadził się do takiego stanu?
- Myślę, że dobrze wiesz.
- Ooo… - przypomniała sobie, analizując wczorajszą rozmowę z Tomem. – No to już wiem. A nie możesz z nim pogadać?
- Hanna, ale on nie chce gadać ze mną. On w ogóle nie chce z nikim gadać. Siedzi w pokoju, który zamienił się w komorę dymną. Próbowałem nim potrząsnąć, ale poległem.
- I myślisz, że mnie się uda?
- Masz większe szanse niż ja.
- Dobra – spojrzała na zegarek. – Niedługo będę.
Rozłączyła się i wróciła do kawiarni.
- Coś się stało? – Zapytał Andrew.
- Niestety tak. I muszę uciekać. Przepraszam. Umówimy się innym razem?
- Jasne. Tu jest moja wizytówka – podał jej kartonik, który wrzuciła do torebki.
- Dzięki. To do zobaczenia. – chwyciła jeszcze kubek kawy i zniknęła.
- Do zobaczenia. – powiedział cicho, bo dziewczyna już zniknęła. Miał nadzieję, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie…

^^^^^^^

- Gdzie on jest?
Hania wpadła do mieszkania zespołu zaraz po tym, jak Gustav otworzył jej drzwi.
- W swoim pokoju – zawołał Bill z kuchni. – Napijesz się czegoś?
- Co to ma być? – zapytał oniemiały Georg. – Interwencja?
- Chyba tak – odpowiedziała Hania, zdejmując kurtkę. – Ale jeśli nic nie zdziałam, jutro nie będziecie mieć gitarzysty. I tak – zwróciła się do Billa – zrób dwie mocne, czarne kawy bez cukru. Przyjdę po nie za chwilę – dodała, kierując się w stronę pokoju Toma.
- Dobra.
Otworzyła drzwi i w progu uderzył ją dym papierosowy i zapach alkoholu. W pokoju panował półmrok – jedyne światło dawała nocna lampka, przykryta ciemną koszulką.
- Bill – usłyszała zachrypnięty głos, dobiegający zza łóżka – nie wchodź tu. Mówiłem, że nie chcę nikogo widzieć.
Zamknęła za sobą drzwi i bez słowa ruszyła do okien, zasłoniętych roletami. Otworzyła jedno z nich najszerzej, jak tylko się dało i wzięła głęboki oddech, wypełniając płuca chłodnym powietrzem z zewnątrz. Na ulicach było ciemno, jedynie uliczne latarnie rozświetlały chodniki.
- Co ty tu robisz? – usłyszała za plecami.
Odwróciła się i zobaczyła Toma, siedzącego pod ścianą – w jednej dłoni trzymał butelkę a w drugiej papierosa.
- Oddaj mi butelkę, Tom – powiedziała spokojnie, wyciągając rękę w jego stronę.
Zignorował ją, pociągając kolejny łyk szkockiej.
- Tom, proszę. Oddaj mi tą pieprzoną butelkę.
- Po co? – spojrzał na nią przekrwionymi oczami. – Zabierzesz mi ją i zabronisz pić?
- Nie. Chcę się tylko napić. – w końcu oddał jej butelkę. Upiła łyk, lekko się krzywiąc i nadal trzymając ją w dłoniach dodała: - Ale ani myślę, żeby ci ją oddać.
Wyszła z pokoju, zabierając ze sobą szkocką.
- Jak ty to zrobiłaś? – Zapytał oniemiały Bill, zalewając kawę. – Zabiłaś go, czy jak, że masz teraz w ręku butelkę?
- Nic wielkiego – wzruszyła ramionami, stawiając butelkę na blacie i zabierając kubki z kawą. – Powiedziałam, że też chcę się napić. Dajcie mi jeszcze trochę czasu i postaram się doprowadzić go do stanu względnej używalności.
Po chwili zniknęła za drzwiami pokoju Toma.
- To anioł, nie kobieta – powiedział Gustav.
- Raczej demon – parsknął Bill, kręcąc głową. – Na Toma anioły nie mają żadnego wpływu.
Hania w tym czasie postawiła kubki z kawą na stoliku i podeszła do Toma. Usiadła obok niego i długo się nie odzywała. Czekała, aż to on się odezwie.
- Dlaczego przyszłaś? – zapytał w końcu.
- Bill mnie o to poprosił. Martwił się o ciebie.
- Mówił ci coś? Dlaczego… - urwał, nie widząc, jak to powiedzieć.
- Tylko tyle, że od powrotu ode mnie zacząłeś pić. Nic więcej nie musiał mówić. Chodź – wstała, wyciągając do niego rękę – pójdziesz pod prysznic.
- Dlaczego to robisz? – zapytał, nie ruszając się z miejsca.
- Bo cię lubię i nie chcę, żebyś płacił za to, co powiedziałam. Nie mogę ci niczego zabronić. I nie mogę też niczego obiecać. Jeszcze nie teraz.
Mimo tego, że słabo kontaktował (alkohol zrobił swoje), zrozumiał o co jej chodzi. Podał jej rękę, jednak miał problemy z podniesieniem się z podłogi. Ścierpnięte ciało odmawiało posłuszeństwa. Hania chwyciła go mocno i położyła praktycznie na swoich plecach, ciągnąc do łazienki. Tam oparła go o ścianę i puściła pod prysznicem chłodną wodę. Nic tak nie otrzeźwia, jak zimny prysznic.
- Dasz radę się rozebrać?
- Tak…
Udało mu się jednak zdjąć tylko bluzę i zsunąć spodnie. Kiedy próbował podnieść nogę zachwiał się i o mały włos poleciałby na podłogę, jednak Hania chwyciła go mocno. Przydepnęła nogą jego spodnie, tak by mógł wysunąć stopy z nogawek. Ściągnęła z niego koszulkę i w samych bokserkach wstawiła pod prysznic.
- Chryste, Tom – zawołała, kiedy o mały włos nie wypadł z brodzika. W końcu stwierdziła, że skoro i tak już jest cała mokra, nic gorszego nie może się stać. Weszła w ubraniu i trzymając słuchawkę prysznica oblewała zimną wodą głowę chłopaka, co było trudne, zważywszy na jej wzrost.
- Dobra, wystarczy! – zawołał, kiedy poczuł, że jest w stanie myśleć odrobinę bardziej racjonalnie. Spojrzał na Hanię, która była tak samo mokra, jak on.
Nie patrząc mu w oczy wyszła z brodzika i chwytając pierwszy z brzegu ręcznik wyszła z łazienki. Po chwili i on wyszedł, ubrany już w suchą koszulkę i bokserki. Zobaczył ją, zawiniętą w ręcznik, jak siedziała na brzegu łóżka, trzęsąc się z zimna. Bez słowa podszedł do komody i wyciągnął z niej czystą koszulkę i podał jej.
- Jesteś cała mokra, przebierz się w to, dopóki twoje ubrania nie wyschną.
- Dzięki.
Po chwili wyszła z łazienki, ubrana w czarną koszulkę, w której wyglądała, jak w za długiej sukience. Podeszła do stolika i chwyciła obydwa kubki. Podała jeden z nich chłopakowi i usiadła obok niego, mówiąc:
- Ostygła już trochę, ale i tak postawi cię na nogi.
- Nic nie szkodzi. Dziękuję – dodał patrząc na nią z uśmiechem. Czuł, jak powoli kawa zaczyna działać, rozjaśniając mu umysł.
- Nie masz mi za co dziękować. Tylko więcej tego nie rób, bo uznam to za żart i nie przybiegnę – uśmiechnęła się. Było jej zimno, ale wolała siedzieć w chłodzie, niż zadymionym pomieszczeniu. Wsunęła jedynie nogi pod kołdrę. Odstawiła pusty kubek i wyżej podniosła nogi, żeby było jej cieplej.
- Dobrze – zaśmiał się – zawołam cię, jak będę miał zamiar się upić. Wtedy będziesz mi mogła powiedzieć, że jak się zaleję, to nie przyjedziesz wstawić mnie pod prysznic.
Jemu też było zimno. Wstał i przymknął okno, zostawiając niewielką szparę, dla świeżego powietrza. Usiadł na łóżku, nie bardzo wiedząc co ma zrobić – w końcu Hanna leżała pod jego kołdrą.
- Zostaniesz? – zapytał, patrząc na nią uważnie. – Obiecuję, nie zbliżę się do Ciebie.
- Dobrze – wzruszyła ramionami. – I tak nie mam w czym wracać do domu. Prysznic z tobą to nie był dobry pomysł, ale sam nie mogłeś utrzymać się w brodziku.
- Już nigdy więcej nie zmuszę cię do takiego poświęcenia, obiecuję – zaśmiał się, podnosząc lewą rękę.
- Ja myślę – uśmiechnęła się do niego i ułożyła wygodniej na poduszce. – Tom?
- Tak?
- Jak jest w Tokio?
I Tom opowiedział jej o koncercie w Tokio, całej wyprawie i nie wiedzieć kiedy, oboje zasnęli…



Spanie to najłatwiejsza rzecz. Wystarczy tylko zamknąć oczy. Ale wielu z nas, sen nie jest pisany. Chcemy, ale nie wiemy, jak go osiągnąć. Ale gdy zmierzamy się z demonami, zmierzamy się ze strachem...  prosimy innych o pomoc. Noc nie jest taka straszna, bo... dochodzi do nas, że nie jesteśmy sami w ciemności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz