czwartek, 24 maja 2012

13. Kogo ty chcesz oszukać, Kaulitz?



Po pierwszym koncercie Hanna i jej grupa, podobnie jak inni tancerze mieli dwa dni wolnego na ochłonięcie. Teraz próby nie musiały być aż tak intensywne, jak przedtem. Kiedy przypomniała sobie, hałas na widowni, przeszły ją dreszcze z radości.
Teraz, siedząc na balkonie w wygodnym, wiklinowym fotelu piła gorącą kawę prosto z ekspresu i paliła papierosa. Z salonu płynęła głośna muzyka rockowa, czyli to co kochała najbardziej – Scorpions, Bon Jovi, Aerosmith, Linkin Park i wiele innych. Napawała się tą chwilą, jakby za chwilę miała się skończyć. Dużo się nie pomyliła. Po chwili usłyszała dzwonek telefonu leżącego na stoliku. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała.
- Halo?
- Co robisz, dzieciaku? – usłyszała wesoły głos Toma.
- Siedzę na balkonie, popijam pyszną kawę i palę gryzącego w gardło acz przyjemnego papierosa. – odpowiedziała spokojnie, zaciągając się papierosem. – A czemu pytasz?
- Tak się składa, że siedzę w taksówce pod twoim domem i zastanawiam się, czy będę ci bardzo przeszkadzał idąc do ciebie.
- Nie ma problemu, wchodź. – rzuciła, rozłączając się.
Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Lenny zerwał się z kanapy, by przywitać gościa. Gdyby nie fakt, że drzwi były zamknięte na klucz, na pewno by je otworzył.
- Lenny, siad! – krzyknęła, zagradzając drogę psu, który usiadł posłusznie i czekał na gościa. Nacisnęła klamkę i wpuściła Toma – Zapraszam.
- Będę musiał przysłać do ciebie Scotty’ego na szkolenie – powiedział, patrząc na ogromnego Husky wpatrzonego w swoją właścicielkę.
- W wolnej chwili mogę się nim zająć. Napijesz się czegoś? – zapytała, ruszając w kierunku kuchni. Tom ruszył za nią. – Mam piwo, gdybyś chciał – dodała, otwierając lodówkę.
- Ale nie amerykańskie? – upewnił się.
- Nie. Polskie.
- Poproszę. Czytasz mi w myślach – dodał, obserwując, jak Hania otwiera butelkę i delikatnie przelewa złoty płyn do kufla.
- Raczej zaproponowałam ci to, na co sama mam ochotę – uśmiechnęła się, biorąc dwa kufle i prowadząc Toma na balkon.
- Bezpiecznie tu? – zapytał,wychylając się za drzwi balkonowych.
- Tak, a czemu…? – przerwała w połowie, klepiąc się w czoło. – Zapomniałam, kto mnie odwiedził. Jasne, że bezpiecznie. Balkon nie wychodzi na ulicę.
- Zapomniałaś?
- Dla mnie jesteś Tom. Nie Tom Kaulitz z Tokio Hotel. Myślałam, że to oczywiste.
Nagle rozdzwonił się telefon Hani. Spojrzała na wyświetlacz – numer prywatny.
- Nie odbierzesz? – zaciekawił się Tom.
- Nie odbieram numerów zastrzeżonych.
- A może to coś ważnego?
- Jak to będzie jakiś psychol masz przechlapane. – rzuciła i wcisnęła zieloną słuchawkę. – Halo?
- Czy dodzwoniłem się do Hanny Szot?
- Tak. Kto mówi?
- Andrew Turner, jestem lekarzem, poznaliśmy się wczoraj.
- A… - olśniło ją. – Tak,pamiętam. Ale skąd masz mój numer?
- Od mało dyskretnej pacjentki – zaśmiał się. Musiała przyznać, że ma bardzo przyjemny głos.
- No tak, to wiele wyjaśnia. A co z tajemnicą lekarską? – zasłoniła dłonią telefon i przepraszając bezgłośnie Toma, wyszła do kuchni.
- Ładnie poprosiłem. Poza tym twój numer nie miał nic wspólnego z Daną. Ale do rzeczy. Miałabyś czas, żeby wyjść na kawę? Na przykład jutro wieczorem? Kończę dyżur o szóstej.
- Na kawę? Myślę, że nie będzie z tym problemu.
- Czyli jesteśmy umówieni?
- Powiedz mi jeszcze, gdzie?
- W Starbucks w pobliżu szpitala?
- Dobrze. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wróciła na balkon, gdzie czekał Tom. Patrzył na okolicę, wyraźnie zamyślony.
- O czym myślisz? – zapytała biorąc z paczki papierosa.
- Myślałem o mojej rozmowie z Billem dziś rano.
- Na temat?
- Bill widział wczoraj jakiegoś gościa z aparatem. Kręcił się jakiś czas pod naszą kamienicą. Dlatego też powinniśmy być ostrożniejsi – mówiąc to, spojrzał na Hanię.
- A jednak zaryzykowałeś i przyjechałeś.
- Dwa słowa na koncercie to jednak za mało, jak dla mnie.
- Myślę jednak, że na jakiś czas powinniśmy ograniczyć nasze spotkania.
- Nakłonił cię do tego gość z aparatem – spojrzał na nią znad kufla – czy rozmowa z lekarzem?
- Gość z aparatem. – powiedziała szczerze, po czym spojrzała na niego uważnie. – A co to ma w ogóle do rzeczy?
- Nic… po prostu… - zaczął się jąkać.
- Chwila. – przerwała mu, śmiejąc się. – Czy ty jesteś zazdrosny?
Tom poprawił się na fotelu. Zazdrosny? Nie. Nie przecież nie mógłby być zazdrosny. Hanna nie była jego dziewczyną, nie miał więc żadnych powodów, żeby być zazdrosny. Nic do niej nie czuł. To była tylko koleżanka.
„Kogo ty chcesz oszukać ,Kaulitz?” usłyszał własne myśli.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Spotykasz się ze mną, mimo zagrożenia – zaczęła wyliczać – to raz. Całymi dniami piszemy ze sobą, albo rozmawiamy przez telefon, to dwa. A po trzecie reagujesz dziwnie, kiedy dzwoni jakiś mężczyzna. Tylko dlaczego, Tom? – zapytała, rozsiadając się wygodnie w fotelu z kuflem w ręku i patrząc na niego uważnie.
- Lubię cię. Jesteś moją koleżanką, może nawet kimś więcej. Mogę być zazdrosny chociażby z tego względu, że spotykając się z kimś innym, możesz nie mieć czasu dla mnie.
- Czyli jesteś zazdrosny. – zawołała z triumfem.
- Tak, jestem. I co z tego?
- No dobrze. Mam tylko jedną prośbę. Nigdy, pod żadnym pozorem nie próbuj się we mnie zakochać. We mnie nie można się zakochać.
- A gdybym jednak się zakochał, mimo zakazu?
- Powiem to tylko raz – powiedziała stanowczo, lecz spokojnie. – Nie szukam związku, unikam tego, jak ognia. Nie szukam miłości, Tom.
W tym momencie przestał rozumieć, o czym Hanna mówi. Jak można zabronić komuś, by się zakochał? Jak można nie szukać miłości? Dlaczego ona tego nie chce? Przecież po to człowiek żyje – miłość jest dopełnieniem ludzkiej egzystencji.
- Nie chcesz, czy nie możesz pokochać? Czego się boisz?
- Boję się straty. Boję się tego, że jeśli kogoś stracę, mogę tego nie przeżyć. Już i tak zbyt wiele straciłam.
- Nie możesz zakładać, że jeśli kogoś pokochasz to ten ktoś cię zostawi.
- Mogę. Utrata miłości jest jak martwica, Tom. Jak umieranie. Z tym, że śmierć się kiedyś kończy. A to może trwać wiecznie.
Nie wiedział, co ma powiedzieć. Miał ochotę nią potrząsnąć, przytulić i powiedzieć, że on jej nie opuści. Że zawsze może na niego liczyć. Jednak w tej sytuacji…
- Będę już leciał – rzucił, dopijając piwo. Wybrał numer z listy i zadzwonił po taksówkę. – Halo? Chciałbym zamówić taksówkę. Najlepiej na już. Bleecker Street 54. Dziękuję.
- Tom… - podeszła do niego. – Uraziłam cię?
- Nie – pokręcił przecząco głową, przytulając ją. Czuł, jak ciało Hani napina się, jak struna. – Trzymaj się i odzywaj czasem.
- Ty też…
Wyszedł.
Hania przekręciła klucz w drzwiach i oparła się o nie plecami. Po chwili siedziała na podłodze.
- Boże… - powiedziała unosząc głowę ku sufitowi. – Jeśli naprawdę istniejesz, nie dopuść go do mojego serca. Nie pozwól, żebym go pokochała…
Lenny podszedł do swojej pani i położył się obok. Czuł, że dzieje się coś złego. Po chwili Hania położyła głowę na jego miękkim brzuchu a z jej oczu poleciały pierwsze łzy…

^^^^

- Co słychać u Hanny?
Bill zajrzał do pokoju Toma, w którym starszy bliźniak zaszył się po powrocie do domu. Czuł i widział, że coś jest z nim nie tak. Odmówił posiłku (który i tak był prozaiczny – pizza, którą jedzą prawie codziennie), zabrał z barku całą butelkę szkockiej i zniknął w swoim pokoju.
- Zadzwoń i ją zapytaj – usłyszał ochrypły głos Toma, który siedział na podłodze, oparty o łóżko.
Bill wszedł, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na podłodze obok brata, wpatrzonego pustym wzrokiem w ścianę. Wyciągnął rękę po butelkę i po chwili upił z niej spory łyk.
- Za co dziś pijemy? – zapytał, oddając bratu butelkę.
Tom długo nic nie mówił. Sięgnął na nocny stolik po paczkę papierosów. Wyjął z niej papierosa i zapalił, zaciągając się gryzącym w gardło dymem. Poczęstował Billa, który wziął białą rurkę, czując, że dziś musi towarzyszyć bratu.
- Za miłość, Bill. – pociągnął łyk szkockiej i zaciągnął się papierosem. – Za pieprzoną miłość.
- Dała ci kosza?
- Powiedziała, że nie chce się zakochać. Powiedziała – zaciągnął się papierosem, po czym głośno wypuścił dym z ust – że nie mogę się w niej zakochać. – napił się po raz kolejny dodając: - Ups, za późno.
Bill zabrał bratu butelkę. Zastała w niej ¼ bursztynowego płynu. Oj, kiepsko będzie z Tomem jutro rano.
- Daj jej czas. Przecież sam powiedziałeś, że nie chcesz się spieszyć.
- No… Teraz to już w ogóle nic nie mogę zrobić. Jedynie wbić zęby w ścianę i czekać, aż jej się odmieni.
- Tak. Czekać. I iść pod prysznic, Tom. A później spać. W takim stanie nic nie wymyślisz.
- Ej, oddaj mi butelkę – zawołał starszy, wyciągając rękę w stronę brata.
- Ona – wskazał na szkocką –  nie może iść z tobą pod prysznic – rzucił Czarny, wychodząc z pokoju Toma.
Po kilku chwilach Tom wstał, zgasił papierosa i chwiejnym krokiem ruszył do łazienki. Wyszedł z niej i położył się do łóżka.
Usnął szybko, na chwilę zapominając o tym, co doprowadziło go do takiego stanu…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz