czwartek, 24 maja 2012

12. Póki co, przeraziła mnie wizja wysadzenia w powietrze Madison Square Garden.

I wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień koncertu. Hania już od ósmej rano była w Madison Square Garden, żeby ze wszystkimi choreografami ustalić dokładną kolejność występów. W końcu koncert trwający sześć godzin powinien być dokładnie zaplanowany. Sześć godzin, dwudziestu artystów, pięciu choreografów plus sztab ludzi, którzy mięli dopilnować, żeby nic się nie zwaliło.
Na dziesiątą mieli zjawić się wszyscy tancerze i gwiazdy – musieli przecież przeprowadzić ostatnią, generalną próbę. Hania była w szoku, jak bardzo była spokojna. Adrenalina w jej przypadku nie miała nic wspólnego ze stresem – dawała jej kopa, jak kilka mocnych kaw.
- To jak? – podszedł do niej Mike, kiedy zbliżała się dziesiąta. – Gotowa na wielki dzień?
- Jak najbardziej – odpowiedziała, odkładając do torby butelkę coli, którą kupiła przed pojawieniem się w MSG. – Oby wszystko poszło dobrze.
I rzeczywiście – wszystko szło dobrze. Różni tancerze zmieniali się po kolei w trakcie próby, bo artyści występowali na przemian, po jednym utworze każdy, żeby tancerze zdążyli się przebrać. Cieszyła się, że reżyser zdecydował, że Pitbull i Marc Anthony ze swoim utworem „Rain over me” wystąpią na końcu – to miał być wielki finał.
Ale zanim doszli do połowy, grupa Hani tańczyła do utworu Seana Paula – „She doesn’t mind”. Wszystko szło świetnie, każdy ruch tancerek wykonany był z idealną precyzją. Odwróciła na chwilę wzrok, obserwując, jak Andrea podchodzi do Toma Kaulitza – zespół pojawił się jeszcze długo przed rozpoczęciem prób. Brunetka położyła mu ręce na ramionach i patrząc mu w oczy coś szeptała, jednak Tom gwałtownie strącił jej dłonie i wyminął, odwracając głową w stronę Hanny. Czyżby poczuła ukłucie zazdrości?
I nagle usłyszała głośny krzyk. Sean przestał śpiewać i ruszył w stronę jednej z tancerek. Hanna szybko podbiegła do grupy tłoczącej się wokół Dany, która leżała na scenie, wijąc się z bólu i trzymając się za ramię.
- Co się stało? – zapytała dziewczyn.
- Złamał jej się obcas i upadła uderzając o stopień ręką – odpowiedziała Monica, chyba jako jedyna opanowana.
- Dana, pokaż rękę – powiedziała do wijącej się z bólu tancerki. Podała ją, a Hania zobaczyła, że ręka puchnie w zastraszającym tempie.
Monica zawołała ratowników, którzy zabrali Danę i Hannę, jako osobę odpowiedzialną do szpitala.
- Niech próba idzie dalej – zawołała Hanna do reżysera – najwyżej ja ją zastąpię na koncercie. – dodała jeszcze, po czym drzwi karetki zamknęły się za nią, po czym samochód odjechał na sygnale.
- Czy choreograf powinien tańczyć ze swoimi tancerzami? – kiedy karetka odjechała, do reżysera podeszła Andrea. – Tak chyba nie powinno być…
Reżyser spojrzał na nią, jak na idiotkę i odpowiedział:
- Kto, jak nie Hanna zna wszystkie układy lepiej niż ktokolwiek inny? Poza tym, nie każdy jest tak zdolny, jak ona – po czym ruszył w stronę swojego miejsca, ignorując Andreę, która stała jak wryta w ziemię.
- Ty byś tak nie mogła, co? – podszedł do niej Bill ze złośliwym uśmieszkiem. – To poniżej twojej godności, tańczyć ze zwykłymi tancerzami. – ominął ją zgrabnie, idąc na scenę, bo teraz nadeszła kolej na występ Tokio Hotel.
Obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli się poniżyć. Nie w tak banalny sposób. Nie przez Hannę…

^^^^^^^^^

- Złamana w dwóch miejscach – zawyrokował lekarz, pokazując Hani zdjęcie pod światło.
- Kiedy to się zrośnie?
- To poważne złamanie – powiedział, odkładając zdjęcie na stolik stojący obok łóżka, na którym leżała blada, jak ściana Dana. – Cztery tygodnie będzie musiała chodzić w gipsie, później zobaczymy co będzie dalej.
Doktor Andrew Turner uważnie przyjrzał się młodej dziewczynie, pochylającej się nad łóżkiem koleżanki. Była bardzo atrakcyjna, widać było, że dużo ćwiczy, bo na jej ciele nie było ani grama tłuszczu. Rude włosy okalały bladą buzię i wyjątkowe, szare oczy.
Był młodym, zaledwie 27 – letnim lekarzem, od pewnego czasu samotnym – nie potrafił się powstrzymać, żeby na nią nie patrzeć.
- Będzie mogła wyjść dzisiaj? – Hania zwróciła się do lekarza, który otrząsnął się ze swoich myśli, zupełnie niezwiązanych z pacjentką. – Wie pan, mamy dzisiaj bardzo ważny koncert i mimo, że Dana nie będzie mogła tańczyć, nie chciałabym, żeby takie wydarzenie ją ominęło.
- A kto za mnie zatańczy? – odezwała się w końcu Dana, patrząc na Hanię i zupełnie ignorując lekarza, który już nabrał powietrza, żeby odpowiedzieć.
- Ja cię zastąpię – uśmiechnęła się do niej ruda, gładząc po bladej dłoni. – Reżyser powiedział, że w tak wyjątkowych okolicznościach choreograf może zastąpić tancerza.
„A więc jesteś tancerką…” pomyślał, jednak na głos powiedział:
- Nie widzę żadnych przeszkód, żebyś poszła na koncert. A co to właściwie za koncert?
- Koncert charytatywny. Seria koncertów, w których biorą udział gwiazdy i tancerze. Ma to na celu zebranie pieniędzy dla dzieci z różnymi poważnymi schorzeniami.
- Słyszałem o tym – pokiwał głową. – Bardzo szczytny cel, w końcu nie codziennie można spotkać coś takiego.
- Hanna – odezwała się Dana. – Moi rodzice za chwilę tu będą, właśnie dostałam wiadomość od mamy. Możesz już wracać.
- A jak dostaniesz się do Madison Square Garden?
- Rodzice mnie przywiozą, spokojnie. Będę miała przy sobie przepustkę, więc jest szansa, że dostanę się za kulisy.
- Już ja ci to załatwię – uśmiechnęła się do niej Hania, po czym mocno uściskała. – No to nic, uciekam. Przyjedź z pół godziny wcześniej, to znajdziemy ci dobre miejsce, żebyś wszystko widziała zza kulis.
- Będę nawet godzinę wcześniej.
- W takim razie do zobaczenia o szóstej. Trzymaj się.
- Ty też. Do zobaczenia.
Hanna chwyciła ze stolika telefon, który zdążyła zabrać z torby, przed przyjazdem do szpitala i wyszła z sali, kierując się do wyjścia. Za nią wybiegł Andrew.
- Czy można jeszcze dostać bilety na ten koncert? – zapytał, doganiając ją.
- Myślę, że tak. Kasy będą czynne do rozpoczęcia imprezy. Może pan kogoś zabrać, to w końcu szczytny cel.
- Proszę nie mówić do mnie per pan. Jestem Andrew.
- Hanna, miło mi. – podała mu rękę. – W każdym razie zapraszam na koncert. Warto go zobaczyć, chociażby dla gwiazd, które tam wystąpią.
- Postaram się być – uśmiechnął się do niej, po czym patrzył, jak dziewczyna odwraca się i szybko zmierza w stronę wyjścia. „Nie tylko dla gwiazd warto tam być” pomyślał, ruszając w stronę pokoju lekarskiego.


^^^^^^^^^^

- I jak poszła próba?
Hania weszła do garderoby, w której znajdowali się jej tancerze. Właśnie zaczęła się przerwa przed drugą częścią próby. Wszyscy zaróżowieni, z uśmiechami na twarzy popijali wodę.
- Póki co bez kolejnych niespodzianek – zawołał Derek, otwierając butelkę wody. – Lepiej mów, co z Daną.
- Ręka złamana w dwóch miejscach, dość poważnie – mówiła, zdejmując bluzę i chwytając swoją torbę, żeby wyjąc z niej colę. – Póki co wiadomo tylko tyle, że będzie miała gips przez cztery tygodnie. Po tym czasie okaże się, czy wszystko jest w porządku.
- Dostaniemy nową tancerkę? – zapytała Monica.
- W drodze tutaj dzwoniłam Do Broadway Dance Center. Powiedzieli, że nie ma szans i mam ją zastąpić. Jak to powiedział Marcus? – zastanawiała się przez chwilę, przypominając słowa swojego szefa. – „Na takie wypadki mieliście czas przez ostatni miesiąc. Kto teraz ogarnie tyle układów?”
- Boże, jak ja go nie cierpię – powiedziała Lilly. – Nikt, tak jak on nie potrafi zdołować człowieka.
- No, nieważne – zawołała Hania, uśmiechając się słabo. – Trzeba teraz zrobić wszystko, żebyśmy za pięć godzin byli w takim składzie, w jakim jesteśmy teraz.


Następne dwie godziny próby minęły bez potknięć. Tancerze mięli teraz trzy godziny dla siebie. Każdy szybko zabrał rzeczy, żeby chociaż na chwilę wpaść do domu i odświeżyć się przed koncertem.
Hania wpadła do domu, jak huragan. Miała maksymalnie godzinę na to, żeby wyjść z domu i stawić się przed osiemnastą w MSG.
- Jak wam poszło? – zapytała Julia, patrząc na biegającą po domu siostrą.
- Dana złamała rękę podczas próby, a ja ją zastępuje podczas koncertów, bo nie dostaliśmy nikogo na jej miejsce, w czasie następnych koncertów.
- Żartujesz, prawda?
- Uwierz mi, że bardzo bym chciała – rzuciła Hania wchodząc do łazienki, zanim zamknęła za sobą drzwi, zapytała jeszcze: - Ale będziesz na koncercie, prawda?
- Pewnie, że będę – Julia uśmiechnęła się do młodszej siostry szeroko. – Nie ominę tak wielkiego wydarzenia.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem, ja ciebie też. Ale teraz znikaj w tej łazience, bo się spóźnisz.
- Już, już – zawołała jeszcze Hania, i zamknęła drzwi. Po chwili słychać było szum wody.

^^^^^^^^

O osiemnastej wszyscy stawili się w MSG. Atmosfera panująca za kulisami była tak ciężka, że można było spokojnie zawiesić siekierę. Co chwila wpadał któryś z dźwiękowców, poprawiając wtyczki w syntezatorach i robiąc próby dźwięku. Gwiazdy co chwila wypadały ze swoich prywatnych garderób, tylko po to żeby zobaczyć co się dzieje – w końcu to też ludzie i są ciekawi całego bałaganu.
Sala powoli zapełniała się widownią. Słychać było coraz głośniejsze szumy, śmiechy, krzyki…
- Dana!
Do garderoby grupy Hani weszła ofiara dzisiejszego wypadku. Wszyscy rzucili się na nią, nie zważając na dopiero co założone stroje – w końcu po pierwszej piosence i tak je zdejmą zaraz po zejściu ze sceny. Okrzykom radości i przytulaniu nie było końca.
- Ludzie, nie umarłam przecież – zawołała, śmiejąc się głośno Dana. Kolory na jej twarzy wróciły, a w oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Jestem na prochach, jak dr. House, ale żyje. I mam nadzieję, że dacie czadu, bo nie przyjechałam tu po to, żeby oglądać jakąś parodię.
W odpowiedzi usłyszała głośny okrzyk radości w wykonaniu 25-ciu osób.

I zaczęło się. Na scenie pojawiła się para konferansjerów i mimo, że Hania próbowała usłyszeć, kto prowadzi dzisiejsze „przedstawienie”, nie udało jej się to. (Dopiero później okazało się, że imprezę prowadzili Robert Pattinson i Kristen Stewart). Zapowiedzieli występ Shakiry i po chwili światła zgasły, na sali zapadła cisza, by po chwili wybuchła głośna muzyka i brawa widzów.

Po Shakirze mieli wystąpić chłopaki z Tokio Hotel, a po nich Sean Paul razem z grupą Hani.

-Powodzenia – usłyszała głos za plecami. – Nie odwracaj się, żeby nie było afery.

Poznała go od razu. Niski z wyraźnie słyszalnym niemieckim akcentem.
- Dzięki – odpowiedziała, poprawiając bransoletki na nadgarstkach. – Wzajemnie.
Tom poprawił pasek od gitary i ominął Hanię, niby przypadkiem dotykając jej nagiego ramienia. Uśmiechnęła się delikatnie, podnosząc wzrok. Miała teraz przed oczami plecy gitarzysty znikające na scenie.


Prawie sześć godzin minęło bardzo szybko. Wreszcie nadeszła chwila, na którą czekała cała grupa Hani – „Rain over me” i ulewa na scenie.
- Damy czadu, prawda? – zapytał Pitbull, poprawiając marynarkę. – Przecież to w końcu ostatni występ dzisiejszego wieczoru.
- Tylko, że – zawołał Mike, siedząc spokojnie i pijąc wodę. Panowie mieli już dziś wolne, bo w tym układzie udział brały same dziewczyny – poprzednie występy nie były zagrożeniem dla instalacji elektrycznej MSG.
- Hej, Hanna! – zawołał Marc Anthony. – Jak się czujesz na scenie? W końcu miałaś być za kulisami.
- Całkiem dobrze, ale więcej powiem ci zaraz po koncercie, albo za kilka dni. – powiedziała ruda, poprawiając złoty, krótki szlafrok, pod którym skrywał się jeden z najbardziej skąpych strojów dzisiejszego wieczoru, czyli złoto – czarne bikini. Przy wymyślaniu strojów, doszła do wniosku, że to będzie najodpowiedniejszy strój na deszcz. – Póki co, przeraziła mnie wizja wysadzenia w powietrze Madison Square Garden.
- A teraz – usłyszeli głos Kristen Stewart – po raz kolejny i zarazem ostatni tego wieczoru Pitbull w towarzystwie Marca Anthony’ego i tancerzy z Broadway Dance Center!
- No to jazda – rzuciła Hania, po czym całą grupą wyszli i ustawili się na ciemnej scenie.
Muzyka, światła, sztuczny dym – wszystko zaczęło się w jednej chwili. Cały układ szedł świetnie, każdy ruch dziewczyn był idealnie zgrany.
I nagle, kiedy zaczęło się wolne przejście, dziewczyny wykonały kilka wolniejszych kroków, prawie kładąc się na specjalnie przygotowanym podeście a z sufitu poleciały pierwsze krople „deszczu”. Podniosły się i kiedy ich szlafroki były już zupełnie przemoczone, zrzuciły je z siebie i tańczyły już w samych bikini.
Muzyka się kończyła, a sala rozbrzmiała brawami i krzykami widowni.
- Brawa – krzyknął Pitbull, kiedy oklaski przycichły – dla osoby, która stworzyła to trzyminutowe przedstawienie. Przed wami najlepsza choreograf w Broadway Dance Center, Hanna Szot!
Sala po raz kolejny zadrżała od braw. Hanna podeszła do wokalistów i razem z nimi ukłoniła się. Zeszli ze sceny, a tam czekała męska część grupy z ręcznikami. Hania chwyciła ręcznik, i wykorzystując zamęt za kulisami, ulotniła się do garderoby. Przebrała się szybko i wyszła, żegnając grupę.
Przed MSG czekała na nią Julia.
 - No, mała – powiedziała, kiedy wsiadły do samochodu – dałaś czadu.
Ale teraz marzę tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i nigdy z niego nie wyjść.
- W takim razie jedziemy do domu spać.
Julia odpaliła silnik i ruszyły przez wiecznie żywy Nowy Jork…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz