„Robisz coś o godzinie 8 wieczorem?”
Właśnie
wychodziła z MSG po wyjątkowo udanej próbie z Beyonce. Tancerze w końcu
pozbierali się po feralnym wtorku i dziś pokazali klasę. Odczytała
sms’a od Toma, zastanawiając się, co też wymyślił.
„Raczej nic a co?”
„W takim razie spodziewaj się Kevina. Powinien pojawić się u Ciebie o 8. Bądź gotowa do wyjścia! Nic więcej Ci nie powiem”
- Zwariował – rzuciła do siebie. – Kaulitz zwariował…
Jednak
chwilę przed 20 była gotowa do wyjścia. Ubrała wygodne legginsy i
czarną tunikę wiązaną na szyi. Patrząc w lustro, przyjrzała się uważnie
lewemu ramieniu i przedramieniu – od osiemnastki zaczęły być ozdabiane
tatuażami. Lubiła je, bo przypominały jej o wszystkim co przeżyła. Nawet
dwa ostatnie – te były szczególnie ważne. Dla innych były tylko
słowami. Dla Hanny były jak mantra, powtarzane w kółko dodawały sił.
Pierwszy
raz od przyjazdu odważyła się je pokazać. Zwykle ubierała koszule lub
bluzy z długim rękawem, żeby zakryć to, co było dla niej ważne. W końcu
nie każdy musiał to rozumieć. Najważniejsze, że ona wiedziała…
Kevin zjawił się punktualnie.
- Co on kombinuje? – zapytała na powitanie.
-
Nie mogę powiedzieć. – odpowiedział Kevin z niewinnym uśmiechem – Płaci
mi za milczenie. I za taksówkę, która czeka pod domem. Jedziemy?
-
Jasne – chwyciła w locie kurtkę i torbę, którą miała na próbie, po czym
wyszła za ochroniarzem. Zamknęła dokładnie drzwi, bo ani Julii ani
Lenny’ego nie było w domu. Jej siostra postanowiła pojechać do swojej
przyjaciółki mieszkającej w New Jersey i zabrała ze sobą psa.
-
Powiesz mi w końcu o co mu chodzi? – zapytała, siedząc wygodnie w
taksówce. Wolała nie używać imion a tym bardziej nazwisk – nigdy nie
wiadomo, co może odbić taksówkarzowi.
- Nie mogę. – Kevin wzruszył ramionami. – Mam cię tylko dostarczyć do mieszkania i iść do siebie.
- To nie mieszkasz z nimi?
- Nie – pokręcił głową – Ja i jeszcze trzech kolegów mieszkamy w mieszkaniu naprzeciwko.
- Ciekawe rozwiązanie.
- Przynajmniej wiadomo, kiedy mamy wolne – zaśmiał się ochroniarz.
- Dokładnie.
Pod
dom, w którym mieszkał zespół podjechali w ciągu pięciu minut. Weszli
po schodach i stanęli przed drzwiami numer 47. Kevin przycisnął dzwonek i
powiedział:
- A teraz cię zostawiam, taka była umowa – po czym zniknął za drzwiami naprzeciwko.
Hania usłyszała za drzwiami, przed którymi stała, głośne krzyki i szybkie kroki, zbliżające się w jej stronę.
- No nareszcie jesteś – w drzwiach stanął Bill, którego na początku nie poznała bez ostrego makijażu.
- Nawet nie wiedziałam, że mam tu być – powiedziała z uśmiechem, przechodząc przez próg.
-
Czyli niespodzianka się udała? – zawołał Tom, wychodząc z jednego z
pokoi. Ubrany był, jak zwykle w luźne dżinsy i o dużo za dużą koszulkę w
kolorze dojrzałej pomarańczy z jakimś niezrozumiałym napisem.
- Daj kurtkę – Bill wyciągnął rękę, żeby pomóc Hani się rozebrać – u nas jest bardzo ciepło.
- Dzięki.
Rozejrzała
się po ogromnym mieszkaniu. Było dość ubogo umeblowane – gdzieniegdzie
poustawiane szafki, na których stały różne bibeloty, leżały gazety i
książki. W salonie natomiast znajdowała się narożna sofa, dwa fotele,
szklany stolik i kino domowe. Na ścianie wisiał ogromny telewizor. No i
oczywiście wielkie okno balkonowe, z którego, jak zgadywała, musiał być
piękny widok.
- A to reszta zespołu – zwrócił się do niej Tom – czyli Gustav i Georg.
- Miło mi was poznać – podała im rękę, po czym zwróciła się do Toma. – Nie spodziewałam się takiej niespodzianki.
-
I właśnie o to chodziło. Napijesz się czegoś? Mamy piwo, wino, piwo
imbirowe, gin, wódkę, wodę, herbatę w kilku smakach i kawę.
- Poproszę wino.
- Chodź, siadaj – Gustav zaprosił ją na sofę. Usiadła a obok niej Bill.
-
Nie ukrywam – odezwał się Bill – że bardzo się cieszę z tego spotkania.
Podobnie jak reszta. Musiałem poznać dziewczynę, dla której mój brat
rzuca wszystkie głupoty w kąt.
- Daj spokój – Hania delikatnie się zarumieniła. – To jakieś żarty, prawda Tom?
-
Niestety nie – zrobił zawstydzoną minę, po czym uśmiechnął się do niej,
niosąc kieliszek wina. Postawił go przed nią, dodając – Co nie zmienia
faktu, że mój brat potrafi czasem naginać prawdę.
- Odezwał się Pan Czystego Serca – Bill pokazał mu język, ale umilkł, chwytając butelkę piwa.
- Jak udała się dzisiejsza próba? – zapytał Georg, siadając na skórzanym fotelu z butelką piwa.
- Bardzo dobrze i bez komplikacji – zaśmiała się, patrząc na miny bliźniaków.
- Przecież nie zrobiliśmy nic złego – zawołali jednocześnie winowajcy, robiąc przy tym niewinne miny.
-
Poza tym, że weszliście nieproszeni na zamkniętą próbę – Hanna nie
patrzyła na nich tylko na swoje paznokcie, powstrzymując śmiech – to
fakt, nic złego nie zrobiliście. – w końcu nie wytrzymała i parsknęła
śmiechem.
- Ale to – zawołał Bill – w jaki sposób zjechałaś mojego brata, było mistrzostwem. Musisz mnie tego nauczyć.
-
Z tym trzeba się urodzić – odpowiedziała, upijając łyk wina. – Gdybyś
chwilę dłużej został, zapewniam cię, że i tobie by się dostało.
- Zrozum kobiety… - Georg pokręcił głową, z poważną miną.
- Was się nie da zrozumieć – dołączył do niego Gustav.
- Zgadzam się z wami – rzuciła z uśmiechem Hania. – Nas trzeba kochać, nie rozumieć.
Bite
cztery godziny upłynęły całej piątce na opowiadaniu zabawnych historii.
Hanna nie potrafiła opanować łez ze śmiechu, kiedy Tom opowiadał, jak z
Billem jako dzieci złapali na łódce jedną rybę na dwie wędki i w końcu
wpadli do wody, a ryba im uciekła.
W
końcu Georg i Gustav stwierdzili, że są zmęczeni i przepraszając
gościa, zniknęli w swoich pokojach. Hanna została sama z bliźniakami.
Teraz mogła dopiero zobaczyć, jak bardzo są do siebie podobni. Ten sam
uśmiech, śmiech, którego za nic by nie odróżniła.
- No dobrze, kochani – Bill wstał z sofy i przeciągnął się leniwie. – Wy sobie siedźcie, ja idę spać.
- Miło było cię poznać – Hanna wstała, żeby podać mu rękę, jednak Bill objął ją, jak młodszą siostrę i powiedział:
- Mam nadzieję, że będziesz u nas częstym gościem. Dobranoc, gołąbeczki.
- Dobranoc – odpowiedzieli jednocześnie, obserwując, jak wokalista znika za drzwiami swojej sypialni.
-
No to zostaliśmy sami – powiedział Tom, dolewając Hani wina. Spojrzała
na swój kieliszek, zastanawiając się, ile już wypiła. Piła rzadko,
jednak na swoje szczęście miała bardzo mocną głowę.
- Tylko ty w zespole palisz?
- Bill od czasu do czasu, podobnie jak reszta. Tylko ja zadeklarowałem się, jako nałogowiec. A co? Masz ochotę?
-
Alkohol pobudza chęć zapalenia – rzuciła, grzebiąc w swojej torbie i po
chwili wyciągając z niej paczkę. – Od kilku miesięcy ja też mogę
zadeklarować się, jako palacz.
- W takim razie – Tom wstał i ruszył w jej kierunku – zapraszam panią do kuchni. Balkon nie jest dobrym miejscem, nie u nas.
Chwycił
jej dłoń i pociągnął za sobą do kuchni. Dopiero teraz zauważył, że nie
ma na sobie niczego na długi rękaw. Zauważył również, że ma tatuaże.
Kilka słów po łacinie na przedramieniu i nadgarstku oraz dłuższy cytat
po wewnętrznej stronie ramienia.
-
Nie wiedziałem, że masz tatuaże. – zwrócił się do niej, kiedy już
usiadła na wysokim krześle przy niby barku, oddzielającym kuchnię od
reszty mieszkania. Wyciągnął z szafki popielniczkę i zapalniczkę, po
czym usiadł obok Hanny. Obserwował, jak zapala swojego cienkiego
papierosa i delikatnie się zaciąga.
- Nawet moi tancerze nie wiedzą, że je mam – zaśmiała się cicho. – Nie każdemu to się podoba i nie każdy je rozumie.
- Kiedy je zrobiłaś?
- Ten – wskazała na czterowersowy, francuski cytat z piosenki Garou „Gitan”: „Vivre ma vie comme un gitan, gagner ma vie de l'air du temps. Avoir la liberté pour drapeau, sans foi ni loi pour credo…” - zrobiłam sobie na osiemnaste urodziny. Pierwszą jego część miał mój przyjaciel. Ja mam drugą.
- Co oznacza?
- Żyć swoim życiem jak cygan, zarabiać na życie powietrzem. Mieć na sztandarze wolność, a za kredo "Bez czci i wiary”.
- Dlaczego akurat to?
-
Bo nigdy nie chciałabym być ograniczona, uwiązana. Życie tancerza tak
właśnie wygląda, to cygańskie życie. I dlatego tak bardzo je kocham.
Poza tym ten fragment dotyczył mnie.
- A pierwsza część tekstu? – zapytał, wyraźnie zaciekawiony, zaciągając się papierosem.
-
Co w niej było? – zapytała, a kiedy pokiwał głową, powiedziała: - Ta
dotyczyła mojego przyjaciela, jego miłości do muzyki. – zastanowiła się
przez chwilę, po czym wyrecytowała: - „Żyć swoim życiem jak cygan, mieć
we krwi muzykę a na skórze miłość jednej, jedynej kobiety naraz.”
Chwycił
delikatnie jej lewą dłoń, przyglądając się dwóm innym tatuażom.
Przyglądając się napisowi na nadgarstku, zauważył delikatną, białą
linię, wyraźnie widoczną pod trzema łacińskim słowami „Dum Spiro, Spero…” Blizna?
- A te dwa? – wskazał na nadgarstek i przedramię. Poczuł, jak zadrżała jej dłoń, kiedy przyglądał się cytatowi na nadgarstku.
„Zauważył!” krzyczało w niej wszystko „domyślił się…”
- „Dum Spiro, Spero…” znaczy „Dopóki oddycham, nie tracę nadziei…” a drugi, „Deus, Dona Me Vi…” – „Boże, daj mi siłę…”
-
Dlaczego akurat te słowa? – zapytał, obserwując, jak radosne światełko w
jej oczach przygasa. Znów widział w nich smutek, ten sam, który tak go
zahipnotyzował na lotnisku. Widział, jak walczy z samą sobą. Czuł, że to
co powie, nie jest dla niej łatwe.
-
Ten – wskazała na przedramię –z robiłam krótko przed przyjazdem tutaj. A
ten – pokazała na nadgarstek – po pierwszej i ostatniej próbie
samobójczej, trzy miesiące temu…
Nie patrzyła na niego. Nie musiała. Wiedziała doskonale, że przyznając się do podcięcia żył, skazała się na potępienie.
Tom
jednak chwycił ponownie jej dłoń, którą zabrała, przestraszona nagłym
napięciem jego dłoni, które poczuła po wypowiedzeniu ostatniego zdania.
Przejechał delikatnie kciukiem po tatuażu i spojrzał na nią. Hania
jednak odwróciła wzrok.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał spokojnie, chwytając jej brodę, tym samym zmuszając, by na niego spojrzała.
-
Bo moi rodzice i mój najlepszy przyjaciel zginęli w wypadku
samochodowym. Przez chwilę czułam, że ziemia osuwami się pod stopami.
Obwiniałam się…
-
Dlaczego? – patrzył, jak w jej oczach zbierają się łzy, jednak czuł, że
musi to z siebie wyrzucić, patrząc mu prosto w oczy, inaczej nigdy
więcej do tego nie wróci.
-
Jechali na mój występ, w szkole tańca. W Polsce. Czułam się winna, bo
gdyby nie ja, oni nadal by żyli… Wtedy tak to odbierałam. Z perspektywy
czasu widzę, że to był wyraz bezsilności nad stratą. – wzięła głęboki
oddech, otarła łzy, spływające z policzków i uśmiechnęła się słabo,
mówiąc: - A myślałam, że wylałam już wszystkie łzy.
- Przepraszam, nie chciałem sprawić ci przykrości.
- Myślę, że powinieneś wiedzieć o mojej przeszłości.
- Ale nie zamierzasz się już więcej… - chciał powiedzieć „ciąć” jednak zabrakło mu odwagi.
-
Nie. – powiedziała spokojnie odpalając kolejnego papierosa. – Jedyne co
teraz może mnie wykończyć to wypadek na scenie, czego się nie
spodziewam, bo przecież nie tańczę na koncertach lub rak płuc, ale na
coś trzeba umrzeć, prawda?
Odłożyła
papierosa na popielniczkę i ruszyła w stronę salonu. Był zdumiony, że
po połowie butelki wina nawet się nie zachwiała. Co więcej, ona była w
dalszym ciągu trzeźwa.
- Rak zostaje przegłosowany – zawołał radośnie Tom i chwycił swoją paczkę papierosów. Wyjął jednego i odpalił.
-
Jak myślisz? – zapytała Hania wracając do kuchni z kieliszkiem, butelką
wina dla siebie i piwem, które Tom zostawił na stoliku – Czy wracając
niedługo do domu natknę się na normalnego kierowcę, czy jakiegoś
zboczeńca?
- A kto powiedział, że wracasz niedługo do domu? – spojrzał na nią zdziwiony. – Zostajesz tutaj.
- Ale… - zaczęła protestować, ale Tom ją uciszył.
- Żadnego ale, dzieciaku. Nie wypuszczę cię w środku nocy, szczególnie po tym, co powiedziałaś o zboczonym kierowcy.
- Ale nie mam nic do spania.
- Dam ci jedną z moich koszulek, będziesz w niej wyglądać, jak w habicie, ale to nic. I tak będziesz śliczna.
- No dobrze – uśmiechnęła się delikatnie, gasząc papierosa. – To gdzie mam spać?
Tom wstał i zaprowadził ją do swojego pokoju.
- U mnie.
- A ty?
-
Ja? – podszedł do komody i wyciągnął z niej dwie koszulki. – Ja będę
spał w salonie na sofie. Tu jest łazienka – wskazał drzwi na wprost
ogromnego łóżka i podał jej koszulkę. – Czuj się jak u siebie.
- Tom? – zwróciła się do niego, kiedy był już za drzwiami.
-
Tak? – odwrócił się w jej stronę. Powoli zbliżyła się do niego, wspięła
na palce i pocałowała go delikatnie w policzek. – A to za co?
- Za to, że nie uciekłeś, kiedy mówiłam ci o tym wszystkim. Dziękuję.
- Nie ma za co. Dobranoc.
- Dobranoc.
Kiedy
wyszedł, zamykając drzwi za sobą, Hania długo jeszcze leżała,
rozmyślając o całym dniu. W kółko wracała do rozmowy z Tomem. On ją
zrozumiał, a nawet jeśli nie, nie uciekł, nie przestraszył się jej
demonów. Był zupełnie inny, niż wszyscy faceci. Zachował się jak…
Przyjaciel?
^^^^^^^^^^
Obudził
ją budzik o szóstej rano. Rozejrzała się dookoła, przypominając sobie,
jak się tu znalazła. Najciszej, jak tylko umiała, ubrała się, pościeliła
łóżko, zostawiając koszulkę, w której spała równo złożoną na brzegu
łóżka i wyszła z pokoju.
W
mieszkaniu panowała idealna cisza. Wszyscy jeszcze spali. Przechodząc
przez salon, zauważyła śpiącego Toma. Uśmiechnęła się, widząc, jak jeden
z najbardziej pożądanych gitarzystów śpi twardym snem, obejmując
umięśnionym ramieniem poduszkę. Stwierdziła, że nie będzie go budzić,
jednak przypadkiem upuściła swoją kurtkę. Tom poderwał się, jak
oparzony.
- Chciałaś uciec? – zapytał, przecierając zaspane oczy.
- Nie chciałam cię budzić. Muszę już uciekać.
- Zobaczymy się jeszcze dzisiaj? – zapytał, siadając na sofie.
- Może jutro, w trakcie koncertu. Ale może lepiej nie ryzykować?
- No dobrze, zobaczymy.
- Wracaj do swojego łóżka, Tom. Wyśpij się.
- Dobrze, mamo – uśmiechnął się do niej szeroko.
Wyglądała zabawnie. Potargane włosy i zaspana buzia – przypominała mu małą dziewczynkę.
- To cześć.
- Cześć.
Wyszła
z kamienicy, i spokojnym krokiem ruszyła w stronę domu. A wokół niej
budził się wyraźnie zaspany, po piątkowym wieczorze, Nowy Jork…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz