Weszła
do ogromnego mieszkania siostry, ich od teraz wspólnego mieszkania. To
tutaj od kilku lat spędzała wakacje, stawiając pierwsze kroki na
Broadwayu. W końcu w Nowym Jorku zrobiła uprawnienia instruktora tańca i
choreografa. Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej chwili, gdy
odbierała dyplom Broadway Dance Center,niecały rok temu.. To było, jak
gwiazdka z nieba, o którą nigdy nie prosiła.
Gdy
rozejrzała się po mieszkaniu, uśmiech zniknął z jej twarzy. Pierwsze,
co rzuciło jej się w oczy, to zdjęcie rodziców, stojące nad kominkiem.
Ich ostatnie, aktualne zdjęcie, zrobione na gwiazdkę. Wyciągnęła dłoń w
jego stronę, jednak w ostatniej chwili zawahała się i opuściła ją. To
jeszcze nie czas, jest zdecydowanie za wcześnie.
Nagły
hałas,dobiegający z kuchni odsunął przykre myśli. Usłyszała głośne
szczekanie i zza wysepki, stojącej na środku kuchni wybiegł ogromny,
srebrno-biały husky.
- Lenny! – w ostatniej chwili powstrzymała go przed skokiem i przewróceniem jej. – Kochany mój! Cześć, piesku.
Lenny
z radości zaczął krążyć wokół dziewczyny, kiedy ciągnęła za sobą
ciężkie walizki do swojej sypialni. Gdy tylko otworzyła drzwi pies
skoczył na jej łóżko i spokojnie ułożył głowę na łapach, czekając na
pieszczoty.
-
Julia nie wyprowadziła cię na spacer przed wyjściem do pracy, co? –
zapytała, tarmosząc ogromny, psi łeb. Lenny na słowo „wyprowadziła”
zaczął merdać ogonem. – Daj mi chwilę, zaraz pójdziemy.
Po
tych słowach Lenny wybiegł z sypialni, by po chwili wrócić ze smyczą
trzymaną w pysku. Nie miała wyjścia – musiała iść. Wcale nie dziwiła się
psu. Julia niebyła zbyt rozgarniętą właścicielką. Zwykle to ona, Hanna,
musiała dbać o psa,który dziennie musiał wyrobić normę kilometrów,
inaczej stawał się leniwy, tył i narzekał na każdą próbę dłuższego
spaceru. To był jeszcze dzieciak, który potrzebował zabawy.
Przypięła
mu smycz i wyszła z mieszkania, chwytając w locie telefon i klucze. W
trakcie ostatniej wizyty, zimą, nauczyła Lennego, że szanujący się pies
idzie przy nodze swojej właścicielki. Dlatego też, kiedy opuścili klatkę
schodową, Lenny szedł spokojnie, ignorując inne psy, bo w końcu obok
szła jego pani.
Skierowała
się w stronę parku, to idealna trasa, by Lenny mógł wyrobić normę
spaceru i nie zmęczyć się zbytnio. Jej natomiast da to chwilę na
przestawienie się na tryb nowojorski i język angielski. Uwielbiała to
miasto. Manhattan, West Village, To był jej dom, to było jej miejsce na
ziemi. Środki komunikacji, jakimi naszpikowane było miasto, sprawiały,
że prawo jazdy, którego w Polsce nie zrobiła (mimo, że ma już prawie 21
lat), tutaj nie było jej ani trochę potrzebne.
Była
tu anonimowa, to dawało jej pewną swobodę. Nie musiała mówić każdemu
„dzień dobry”tak na wszelki wypadek, gdyby znał rodziców. Tu mogła być
sobą.
Weszła
do parku. Lenny od razu dał znak, że już go może puścić. Odpięła smycz i
poszła w stronę pustej ławki. Zdziwiło ją, że park jest prawie pusty.
Dopiero po chwili zorientowała się, że przecież ludzie są jeszcze w
pracy i szkole. Spojrzała na zegarek i zdziwiona zauważyła, że straciła
poczucie czasu. Rozejrzała się dookoła, żeby zlokalizować Lenny’ego.
Bawił się z jakimś barczystym mężczyzną,który również wyprowadzał psa.
Ruszyła w tamtą stronę, gwiżdżąc cicho –wiedziała, że Lenny rozpozna ten
dźwięk wszędzie. Nie pomyliła się – pies odwrócił łeb w jej stronę,
jednak nie przybiegł, jak zwykle.
-
To twój pies? – zagadnął mężczyzna, gdy podeszła do nich. Lenny usiadł
przy swojej pani i dumnie uniósł łeb, jakby chciał powiedzieć: „Zobacz,
to moja pani. Fajna,nie?”
- Tak,właściwie mój i siostry. – Wskazała na psa krążącego radośnie po trawie: - A to twój? Jak się wabi?
Mężczyzna podrapał się po głowie i nieco zmieszany odpowiedział:
-
Scotty. Inie jest mój tylko mojego… - zawahał się – szefa. Dopiero
przylecieliśmy tutaj i musiał się rozpakować. Poza tym, dla własnego
bezpieczeństwa nie powinien wychodzić z mieszkania.
-
To musi być jakaś szycha, skoro boi się wyjść z własnym psem na spacer…
- nie potrafiła sprawić, by to zdanie nie zabrzmiało ironicznie.
- Poniekąd zgadłaś – mężczyzna zaśmiał się, lekko rozluźniając. Wyciągnął w jej stronę rękę – Jestem Kevin.
- Hanna. –odpowiedziała na gest, uśmiechając się przy tym lekko.
Gdy
Kevinowi udało się złapać Scotty’ego ruszyli wolno w stronę wyjścia z
parku – okazało się, że idą w tym samym kierunku. Nagle mężczyzna
spojrzał na nią dziwnie i zapytał:
- Czy ty dzisiaj nie byłaś na lotnisku z dwiema wielkimi walizkami i papierosem w dłoni?
- A i owszem.– uśmiechnęła się zdziwiona. – Ty też tam byłeś?
Kevin
zawahał się. Przecież nie mógł powiedzieć, że widział ją na lotnisku,
prowadząc wielki wózek toreb, należących do znanego zespołu.
-
Tak. Razem z moim szefem. Właściwie to chyba on pierwszy zwrócił na
Ciebie uwagę. – po jej minie wywnioskował, że jego szef jest starszym
panem i poluje na młode dziewczyny, dlatego też od razu się poprawił: -
To młody chłopak. Jeszcze nie skończył 22 lat.
Odetchnęła z wyraźną ulgą. Przerażenie ustąpiło miejsca ciekawości.
- To kim on w takim razie jest, że musi mieć ochroniarza, nie może wychodzić sam na miasto czy spacer z psem?
W ostatniej chwili powstrzymał się, by nie powiedzieć za dużo i rzucił tylko:
- Gra w pewnym znanym zespole – uniósł ręce w geście poddania. – Wybacz. Nie mogę powiedzieć więcej.
- Rozumiem.Spokojnie.
- A Ty co tu robisz? – zagadnął, by ominąć niewygodny temat.
-
Od dziś mieszkam na stałe u siostry. A od przyszłego tygodnia zaczynam
pracę w Broadway Dance Center. Będę instruktorem tańca a jeśli się uda i
ktoś mnie zauważy, będę mogła pracować przy choreografiach do
teledysków lub na koncertach. Mam już kilka propozycji i jeśli będę
mogła szybko zrezygnuję z pracy w centrum tańca.
- Myślałem, że dla wielu ludzi praca w Broadway Dance Center to spełnienie marzeń – zdziwił się szczerze.
-
Też tak myślałam – przyznała z uśmiechem. – Ale rok temu, jeszcze jako
tancerka brałam udział w kilku koncertach charytatywnych i to było coś
niesamowitego. Widziałam emocje choreografa, który pokazał światu swoje
dzieło, nad którym pracował kilka tygodni z grupą tancerzy. Też
chciałabym kiedyś coś takiego poczuć. Po prostu. Poza tym nie każdy ma
taką możliwość. A teraz nadarza się okazja pracy przy takim jednym
projekcie – gwiazdy charytatywnie będą śpiewać w całych Stanach. Do tego
będą potrzebne liczne grupy tancerzy, a ja mam przy tym pracować.
Kevin
zamyślił się przez chwilę. Przecież właśnie dlatego zespół tu
przyjechał – chłopaki też biorą udział w tym projekcie. Ale nie mógł jej
tego powiedzieć. W ciągu wielu lat pracy z zespołem poznał różne opinie
na ich temat, dlatego wolał nie zdradzać się gdzie pracuje.
- Skąd pochodzisz? – zapytał ni stąd ni zowąd.
- Z Polski. Aty?
- Niemiec.
Zapadła
między nimi cisza. Tylko psy, szczęśliwe, że mają towarzystwo, szły
obok siebie od czasu do czasu zerkały na swoich właścicieli. W końcu
Hanna powiedziała:
- Polacy i Niemcy nigdy się nie lubili, prawda? – zaśmiała się.
- Dziwne uprzedzenia. Znam wielu Polaków i nigdy żaden z nich nic mi nie zrobił. Nawet was lubię.
-
Szczerze mówiąc nigdy nie byłam w Niemczech. Jesteś pierwszym Niemcem,
jakiego poznałam.Nigdy nie byłam do nikogo uprzedzona, myślę, że jestem
tolerancyjną osobą.Chociaż nauka niemieckiego to dla mnie koszmar.
- Oj tak, nie ty pierwsza i zapewne nie ostatnia narzekasz na nasz twardy język.
- Opanowałam go w stopniu jak najbardziej podstawowym i tyle mi starczy.
- Dobre chociaż tyle.
Dotarli w okolice domu Hanny.
- No, tutaj mieszkam. A ty?
- Na Mercer Street. Myślę, że Scott rozprostował kości po długim locie. A teraz pora wracać do pracy.
- Dziękuję za towarzystwo i miłą rozmowę – Hanna wyciągnęła w jego stronę rękę. – Może jeszcze się spotkamy przypadkiem w parku?
- To bardzo możliwe – uścisnął jej dłoń. Prawdopodobnie spotkają się nie tylko w parku,pomyślał. – W takim razie do zobaczenia.
- Cześć –weszła po schodach, ciągnąc za sobą wykończonego Lenny’go.
Kevin
jeszcze przez chwilę zerkał w jej stronę, gdy znikała za drzwiami
klatki schodowej, a później odszedł, zastanawiając się, czy powiedzieć
Tomowi, że spotkał dziewczynę z lotniska. Od przyjazdu do mieszkania o
nikim innym nie mówił,tylko o niej. Ta informacja będzie sporo warta, a
widok Toma, próbującego wydusić z ochroniarza coś tak wartościowego
będzie, cóż… bezcenny. Uśmiechnął się na myśl o tym i odszedł w stronę
Mercer Street.
*********
- Przyznaj Tom– Georg szturchnął przyjaciela w bok – Wyciągniesz informacje o niej choćby spod ziemi, co?
Siedzieli
w pokoju Toma, gdzie zaszył się, zaraz po przyjeździe. Cały czas
przywracał w pamięci obraz dziewczyny z papierosem. Nawet fakt, że w
ogóle paliła mu nie przeszkadzał.W końcu sam palił, co było godne
potępienia.
- Nie wiem.
Do pokoju wszedł Bill śmiejąc się głośno.
-
Niezłomny Tom Kaulitz zakochał się w dziewczynie z lotniska. To dopiero
historia. Ała! Za co? – Krzyknął głośno, upadając z hukiem na ziemie,
obezwładniony poduszką,rzuconą przez jego starszego brata.
-
Na pewno nie za piękną buzię… - mruknął pod nosem Tom i nakrył głowę
drugą poduszką.Podniósł ją jeszcze na chwilę, by powiedzieć: - Audiencja
skończona. Możecie się rozejść.
W
chwilach,kiedy potrzebował samotności, wszyscy, jak jeden mąż, zbierali
się nad nim i próbowali zagadać. A on musiał pomyśleć. Właściwie, nad
czym miał myśleć? To był jeden z tych przypadków, kiedy spotyka się
kogoś, przelotnie wymienia się spojrzenia i idzie dalej. Doskonale
wiedział, że to już się nie powtórzy i nigdy więcej nie spotka tej
dziewczyny. Ale te oczy… To właśnie one nie dawały mu spokoju. To były
oczy kogoś, kto przeszedł przez piekło, zobaczył największe zło i musiał
z tym żyć dalej. W jej oczach ujrzał najczystszy smutek.
Już
zasypiał –zmęczenie i zmiana czasu dawało mu się we znaki – kiedy coś
cicho skoczyło na jego łóżko i zaczęło pakować wilgotny nos pod
poduszkę.
- Scotty,złaź. – mruknął i odwrócił się na drugi bok. Pies uspokoił się i położył obok.Czuł, że jego panu coś jest.
- Kaulitz,wstawaj. – do pokoju wszedł jego ochroniarz, Kevin.
- Ja śpię. Nie widać? Robię to niewyraźnie?
- Nie irytuj się. Mam dla ciebie informacje, ale będzie cię to drogo kosztować.
Zaciekawiony
Tom podniósł się z łóżka i odwrócił w stronę Kevina. Ochroniarz nawet
na niego nie patrzył, tylko kręcił młynki palcami i przyglądał się temu z
zainteresowaniem. Tom wiedział, że gra. Zawsze to robił, kiedy chciał
podtrzymać napięcie.
- Co to za informacje? – „Błagam, tylko mi nie mów, że jest jakaś wyprzedaż!” wrzasnął w duchu.
- Pamiętasz dziewczynę z lotniska?
Jego świat ponownie nabrał kolorów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz