środa, 8 kwietnia 2015

45. Kolejny dzień życia mija, jakby bez jej udziału.



Ciągle szukamy sposobów, by załagodzić ból.
Czasem ból możemy załagodzić,
wykorzystując to, co mamy,
 a czasami zatracając się w chwili.
 A czasem wszystko,
 co trzeba zrobić,
aby załagodzić ból,
to zawrzeć rozejm.



miesiąc później…

Obiecała ojcu, że kiedy tylko zespół na dobre wróci do Niemiec, zamieszka w jego mieszkaniu. Dotrzymała słowa, bo co innego miała z sobą zrobić? Nie chciała wracać do Berlina, jeszcze nie teraz. Musiała pomyśleć nad tym, co chce dalej zrobić ze swoim życiem, a w domu nie byłaby w stanie tego zrobić z mamą starającą się pocieszyć ją, najlepiej jak tylko potrafiła. Kochała ją za to, ale… Nie mogłaby tego znieść. Dlatego też, kiedy tylko dowiedziała się, że Hanna dwa tygodnie po pogrzebie wraca do pracy, do Stanów, postanowiła polecieć razem z nią.
Wiedziała, że powinna coś z sobą zrobić, znaleźć sobie zajęcie, jednak nie potrafiła nawet zmusić się do wzięcia prysznica a co dopiero do znalezienia jakiejkolwiek pracy. Mogłaby zalać się w trup, jednak nigdy nie miała potrzeby zapijania bólu, bo wiedziała, że następnego dnia czułaby się dwa razy gorzej. Poza tym, co by jej to dało? Niewiele.
Co jakiś czas odbierała telefony od Hani, która wpadła w wir pracy w Broadway Dance Center i mimo licznych prób namówienia Lei na spotkanie, zawsze w końcu odpuszczała. Leah wcale nie miała jej tego za złe – była wręcz wdzięczna, że Ruda zostawia ją samej sobie i od przyjazdu do Stanów – a minęły już prawie dwa tygodnie – może spędzać czas na niczym. Dni i noce mijały jej na słuchaniu muzyki lub dźwięków miasta, gapiąc się beznamiętnie w okno.
Usłyszała dzwonek do drzwi, jednak postanowiła nie otwierać. Słońce zbliżało się ku zachodowi, jednak Leah patrzyła beznamiętnym wzrokiem, jak kolejny dzień życia mija, jakby bez jej udziału.
Znowu dzwonek, tym razem dłuższy i bardziej natarczywy. Zeszła z parapetu, uświadamiając sobie, że cały dzień miała na sobie piżamy i ruszyła w kierunku drzwi. Zerknęła przez wizjer – po drugiej stronie stała Hanna – przekręciła zamek i wpuściła Rudą do środka.
- Idziesz już spać? – zapytała, odkładając torebkę na szafkę przy drzwiach, jednocześnie mierząc przyjaciółkę od stóp do głowy.
- Tak jakby – bąknęła, obserwując, jak Hania wchodzi do kuchni, odkłada na blat reklamówkę, którą ze sobą przyniosła i zagląda do lodówki, uważnie przeglądając jej zawartość – Nie zrobiłam dziś zakupów.
Ruda westchnęła, patrząc, jak w lodówce przyjaciółki hula wiatr. Panowała tam idealna pustka, nie licząc światła. Czy ona też tak funkcjonowała ponad roku temu, po śmierci rodziców i Marcina? Zaczęła wyciągać z torby pudełka i jednocześnie odpowiedziała na niezadane przez Leę pytanie.
- Kupiłam po drodze dwa zestawy dnia u Chińczyka. Sama jeszcze nie jadłam obiadu, nie miałam czasu. – Chwyciła pojemniki z zupą i daniem głównym, po czym wyniosła je do salonu i zaczęła ustawiać na stoliku. Włączyła telewizor i wróciła do kuchni. – Wiem, że od miesiąca niewiele jadłaś i pewnie zaraz mi powiesz, że nie jesteś ani trochę głodna, ale nie lubię jeść sama, a od kilku dni jestem do tego zmuszona, bo Julia i Jeremy pojechali na miesiąc miodowy, zostawiając mnie z Lenny’m, który jest cudownym towarzystwem do posiłku, o ile jem z nim, siedząc na podłodze. I oczywiście dzielę się z nim zawartością mojego talerza.
Leah stała i patrzyła, jak Hania przewraca szuflady w poszukiwaniu sztućców i kiedy już je znalazła, zapytała:
- Idziesz jeść?
- Jasne, idę.
Usiadły i w ciszy, zerkając co chwila na ekran telewizora zabrały się za jedzenie. Zupa pachniała cudownie, a smakowała jeszcze lepiej. Po pierwszym kęsie, Leah poczuła, że była potwornie głodna.
Hania odłożyła pusty już pojemnik po zupie i spojrzała na brunetkę.
- Masz już jakieś plany?
- W związku z czym?
- W związku z Twoim pobytem tutaj. Nie wiem, ciąg dalszy studiów, praca…
- A Ty miałaś?
Hania doskonale wiedziała, o co chodzi Lei. Tom powiedział na weselu, że chłopaki domyślili się, że jej rodzice nie żyją, więc na pewno Georg powiedział o wszystkim brunetce.
- Miałam – pokiwała głową, biorąc do ręki pudełko z daniem głównym. – Miałam dokładnie to samo zajęcie, co teraz. Praca, ciągły bieg, szukanie zajęcia, długie spacery, najlepiej z psem, bo wtedy człowiek myśli tylko o tym, że trzeba iść szybko, bo Lenny musi się wybiegać… - urwała, zamyślając się. W końcu spojrzała na przyjaciółkę i powiedziała: – Byłam tam, Leah. Byłam w tym samym piekle, w którym teraz jesteś.
- Jak z niego wyszłaś?
- Czasem myślę, że nadal w nim jestem. I dlatego dzisiaj do ciebie przyszłam, żeby pokazać ci, że nie zawsze tak bardzo boli, że są dni, kiedy boli mniej.
Leah wstała i zaczęła przeszukiwać szafki w kuchni. W końcu trafiła na butelkę wina. Chwyciła jeszcze dwa kieliszki i korkociąg, po czym wróciła do pokoju, pytając:
- Myślisz, że mogę tak po prostu przejść do porządku dziennego z tym, że już go nie ma? – odkorkowała butelkę i napełniła do połowy naczynia czerwonym płynem, po czym otworzyła pudełko z drugim daniem. – Dziwnie to zabrzmiało, to dopiero miesiąc, a ja już tak mówię.
- Kochałaś go, ale nie zawrócisz czasu, mimo, że bardzo byś chciała. Nawet gdybyś wybrała wtedy inną drogę… - urwała, uświadamiając sobie, jak wiele by dała, żeby nie patrzeć na cierpienie przyjaciółki. Przyszło jej do głowy, że gdyby Tom jej nie odepchnął…
- Nie ma innej drogi. – przerwała jej rozmyślania Leah. – Muszę się tylko nauczyć, że on już obok mnie nie pójdzie.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć?
- Wiem, i dziękuję Ci za to. Za obiad też, byłam potwornie głodna.
- A może wprowadzisz się do mnie? Julia i Jeremy wrócą za dwa tygodnie, a ja i tak większość czasu spędzam w pracy. Miałabyś Lenny’ego do towarzystwa, mogłabyś z nim chodzić na spacery.
- W sumie… No dobra, pomożesz mi się spakować?


^^^^^^^^^


Nie chciało mu się wierzyć, że na jakiś czas go zostawia. Wczoraj wieczorem, kiedy pakowała walizkę był skłonny pozwolić jej wyjechać, ba!, nawet się na to zgodził i zaproponował, że odwiezie ją na lotnisko. Ale kiedy dzisiaj rzuciła mu kluczyki od samochodu, miał najzwyczajniej w świecie ochotę spuścić je w toalecie. Jedyne co mógł teraz zrobić, to patrzeć na nią błagalnie zza kierownicy, kiedy droga była pusta.
- Bill, nie patrz tak na mnie, wiesz doskonale, że Hanna trzyma dla mnie miejsce i chcę tam jechać. Poza tym zawsze możesz do mnie przyjechać, więc nie rozumiem twojej rozpaczy.
- Zwyczajnie przyzwyczaiłem się, że zasypiam i budzę się obok ciebie, jemy razem posiłki. Po prostu, że jesteś ze mną.
Położyła dłoń na jego, kiedy zmieniał biegi i powiedziała:
- To tylko dwa miesiące, później wrócę do ciebie, albo ty przyjedziesz do mnie. Mam w Stanach pracę, wiesz o tym doskonale i nie rzucę jej, bo za długo pracowałam na to, żeby być choreografem. Jesteś dla mnie najważniejszy, ale taniec to moje życie, więc nie każ mi wybierać.
- Okej, będę o tym pamiętać. Swoją drogą też musimy kilka rzeczy załatwić, oficjalnie rozwiązać zespół czy coś. Nie chcę tego robić.
- Nie możecie po prostu zawiesić działalności? Hanna na przykład zawiesiła swoją karierę na kołku i … - ugryzła się w język, doskonale wiedząc, że powiedziała za dużo.
- To po co ona poleciała do Stanów? – zerknął na dziewczynę, jednak ta spojrzała na niego błagalnie. – Słuchaj, już i tak za dużo powiedziałaś. Nie obchodzi mnie, ile wie Tom albo ile nie wie, ale ja chcę wiedzieć wszystko.
- Pojechała tam pracować, jako główny choreograf, odpowiedzialny za tancerzy, nie zbliżający się do parkietu.
- Poczekaj, bo czegoś nie rozumiem. Jak osoba, która całe życie pracowała na to, żeby tańczyć, mogła tak łatwo z tego zrezygnować?
- Nie wiem, Bill – Danie opadły ręce. – Powiedziała, że zbyt wiele straciła, myśląc, że życie kręci się wokół jednej rzeczy.
- Zablokowała się. – Powiedział spokojnie Bill i zamilkł na dłuższy czas.
Dana patrzyła na niego uważnie, bo wiedziała, że nad czymś się zastanawia i nie chciała mu przeszkadzać. W końcu jednak nie wytrzymała.
 - Co znaczy, że się zablokowała?
- Kiedy byłem młodszy, jeszcze zanim założyliśmy zespół i występowaliśmy tylko w garażu, wystąpiłem w programie telewizyjnym dla dzieci. Nie wygrałem go, w ogóle bardzo słabo mi poszło i powiedziałem, że już nigdy więcej nie zaśpiewam.
- Ale co to ma wspólnego z Hanną?
- Kiedy powiedziałem, że już nigdy więcej nie zaśpiewam, po jakimś czasie moje struny głosowe rzeczywiście odmówiły posłuszeństwa. Zablokowałem się.
- Jednak jakoś z tego wyszedłeś.
- Bo chciałem. Zrozumiałem, że to może być jedyna rzecz, która mi w życiu wyjdzie. Wróciłem do nauki i od zera pracowałem z głosem. Pytanie brzmi, czy Hanna z tego w ogóle chce wyjść.
- Nie ma się czym martwić, na pewno jej przejdzie – Dana pokiwała głową, jakby chciała samą siebie przekonać, że jej przyjaciółka wcale nie zrezygnowała z tańca na dobre. – Przecież ona nie przeżyje bez tańca.
- Obyś miała rację.


^^^^^^^^^^


Kiedy tylko Hania wyjechała zabrał się za oglądanie mieszkań. Chciał zrobić jej niespodziankę i kupić coś tylko dla nich. Miał dużo czasu, bo jego jedynym zajęciem była dwugodzinna rehabilitacja od poniedziałku do piątku, resztę dnia miał więc dla siebie. Oglądał zwykłe, małe mieszkania w spokojnych dzielnicach – tylko takie miejsca go interesowały. Ale dziś… dziś dostał telefon z podobno najlepszą ofertą, jaką kobieta od nieruchomości mogłaby mu zaproponować, więc wsiadł do auta i ruszył na spotkanie.
A teraz stał na środku ogromnego, dwupoziomowego penthouse’u i czuł się, jak w domu. Jedyne, o co się martwił było to, czy Hanna podzieli jego entuzjazm i czy spodoba jej się tak otwarta przestrzeń – większość ścian zewnętrznych zastąpiły ogromne okna, na szczęście posiadające rolety antywłamaniowe.
- I jak się panu podoba? – agentka nieruchomości obeszła za Tomem cały apartament, wychwalając go pod niebiosa i, co zaskakujące, mówiąc mu o wszystkich wadach. – Do penthouse’u jest oddzielna winda, co podnosi poziom prywatności, co było dla pana dość istotne przy wyborze mieszkania. A gdyby w przyszłości pojawiły się dzieci, wygodniej jest transportować wózek prywatną windą, niż tłuc się z sąsiadami.
Na słowo „dzieci” Tom zatrzymał się na chwilę i spojrzał na górne piętro – były tam trzy pokoje. W jednym na pewno będzie sypialnia, a dwa następne…
- Ma pan do mnie jeszcze jakieś pytania?
Spojrzał na nią, wybity z własnych myśli i zapytał:
- Kiedy mogę podpisać papiery?


^^^^^^^^^^


Kolejne dwa tygodnie później…

- Bill mówił, że Dana jest potworem dla tancerzy. Użył nawet stwierdzenia, że jest gorsza od ciebie.
- Ciągle zapominam, że zabiera go na próby.
Bill, jak przewidzieli wszyscy, wytrzymał bez Dany równy tydzień, po czym spakował się i wyleciał do Stanów najbliższym samolotem. Sprawiło to radość każdemu, nawet Leah miała ubaw.  Hania właśnie wysłuchiwała, czego to Tom dowiedział się od brata, z nadzieją, że ten nic nie przekaże swojej dziewczynie. Biedny Bill, nie mógł być w większym błędzie.
- A ty jak się trzymasz, skarbie? – ułożył się na ogromnej brązowej kanapie, która była jedynym meblem w nowym mieszkaniu, do którego powoli zaczynał się przyzwyczajać, jednak kiedy tylko próbował tam zasnąć, ogarniała go kompletna bezsenność i wracał do mieszkania zespołu. Nawet obecność Scotty’ego mu nie pomagała. – Mam nadzieję, że nie zamęczasz grupy.
- Nie – przełknęła ślinę, starając się być jak najbardziej wiarygodna. Nie chciała go okłamywać, ale nie miała też zamiaru wpędzać go w poczucie winy, a to by się stało, gdyby powiedziała mu, że została głównym choreografem, co nie do końca było zajęciem związanym z parkietem. – Co nie zmienia faktu, że siedzę tu do późna.
- Gdybym przyjechał, nie pozwoliłbym Ci tyle pracować. – wymruczał niskim głosem.
- Bardzo bym chciała, żebyś mnie powstrzymywał od pracy, wiesz? Ale są rzeczy ważniejsze. Przecież nie możesz teraz przerwać rehabilitacji. Jak się czujesz? Jak ci idzie?
- Idzie mi coraz lepiej – usłyszała zadowolenie w jego głosie i uśmiechnęła się. – Coraz mocniej ściskam palce, mam pewniejszy uchwyt. Jak wrócisz za miesiąc, będę mógł cię już nosić na rękach bez obawy, że ręka mi ścierpnie.
- Trzymam cię za słowo, kochanie.
- Jak tylko koncerty się skończą przyjedziesz? Mam dla ciebie niespodziankę. Taki drobiazg.
- Wiesz, jak kocham niespodzianki – westchnęła teatralnie, a on uśmiechnął się, przymykając oczy i wyobrażając sobie jej twarz w tej właśnie chwili. – Ale już nie mogę się doczekać. I ciebie, i twoich niespodzianek. Pamiętasz, że obiecałeś mi wakacje na Majorce?
- Pamiętam o wszystkim. I wiem też, że nie ruszysz się nigdzie, gdzie nie ma częstych odlotów, dopóki Julia szczęśliwie nie urodzi. Dziwne, że jeszcze jajka nie zniosłaś z tego napięcia.
- A spadaj – prychnęła. – Co u Gustava?
- Stwierdził, że na jakiś czas wyjedzie do Berlina, do siostry. Jakoś mu ciężko w naszym mieszkaniu.
- A wiesz już, co zrobicie z zespołem?
- Bill wyjechał, Gustav też… – Westchnął, kładąc rękę na ciepłym łbie psa. – Sam nic nie zrobię, poza tym chyba nawet nie chcę. Gdybym ogłosił publicznie, że to koniec zespołu, zjedliby nas żywcem. Na razie wszystko tkwi w zawieszeniu, zanosi się na to, że tak zostanie na dłużej.
- Musicie sami zdecydować, uważać na presję prasy, ale w tym nawet wytwórnia nie może wam pomóc.
- A ty co byś zrobiła?
Długo milczała, odchylając się na wiklinowym fotelu ustawionym na balkonie. Uświadomiła sobie, że to nie było odpowiednie pytanie dla niej.
- Ja bym zawiesiła zespół, dzięki czemu zawsze mogłabym do niego wrócić, kiedyś. Zawieszenie jest jak zostawienie uchylonej furtki, dobrze mieć jakieś wyjście. Na szczęście dla ciebie, nie musisz sam podejmować tej decyzji.
- Na szczęście… Dobrze, że już za miesiąc wracasz, zaczynam wariować bez ciebie. Śmiałem się z Billa, ale teraz już wiem, dlaczego tak szybko wyjechał.
- To tylko miesiąc, Tom – powiedziała cicho, wyobrażając sobie, jak głaszcze go po głowie, co bardzo lubił. – Później do ciebie wrócę. Dobrze wiesz, że zawsze będę do ciebie wracać…


***********


Witajcie!
Wróciłam, wreszcie z czymś nowym. Być może nie ma tu nic konkretnego, ale tak właśnie miało być, coś spokojnego, bez zbędnych wynurzeń – na to jeszcze przyjdzie czas.
Kiedy coś nowego – nie mam pojęcia, ale zapewne szybciej, niż ten rozdział.
Pozdrawiam,
Wildflower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz