Ciągle szukamy sposobów, by załagodzić ból.
Czasem ból możemy załagodzić,
wykorzystując to, co mamy,
a
czasami zatracając się w chwili.
A
czasem wszystko,
co
trzeba zrobić,
aby załagodzić ból,
to zawrzeć rozejm.
miesiąc
później…
Obiecała ojcu, że kiedy tylko zespół na dobre wróci do
Niemiec, zamieszka w jego mieszkaniu. Dotrzymała słowa, bo co innego miała z
sobą zrobić? Nie chciała wracać do Berlina, jeszcze nie teraz. Musiała pomyśleć
nad tym, co chce dalej zrobić ze swoim życiem, a w domu nie byłaby w stanie
tego zrobić z mamą starającą się pocieszyć ją, najlepiej jak tylko potrafiła.
Kochała ją za to, ale… Nie mogłaby tego znieść. Dlatego też, kiedy tylko
dowiedziała się, że Hanna dwa tygodnie po pogrzebie wraca do pracy, do Stanów,
postanowiła polecieć razem z nią.
Wiedziała, że powinna coś z sobą zrobić, znaleźć sobie
zajęcie, jednak nie potrafiła nawet zmusić się do wzięcia prysznica a co
dopiero do znalezienia jakiejkolwiek pracy. Mogłaby zalać się w trup, jednak
nigdy nie miała potrzeby zapijania bólu, bo wiedziała, że następnego dnia
czułaby się dwa razy gorzej. Poza tym, co by jej to dało? Niewiele.
Co jakiś czas odbierała telefony od Hani, która wpadła
w wir pracy w Broadway Dance Center i mimo licznych prób namówienia Lei na
spotkanie, zawsze w końcu odpuszczała. Leah wcale nie miała jej tego za złe –
była wręcz wdzięczna, że Ruda zostawia ją samej sobie i od przyjazdu do Stanów
– a minęły już prawie dwa tygodnie – może spędzać czas na niczym. Dni i noce
mijały jej na słuchaniu muzyki lub dźwięków miasta, gapiąc się beznamiętnie w
okno.
Usłyszała dzwonek do drzwi, jednak postanowiła nie
otwierać. Słońce zbliżało się ku zachodowi, jednak Leah patrzyła beznamiętnym
wzrokiem, jak kolejny dzień życia mija, jakby bez jej udziału.
Znowu dzwonek, tym razem dłuższy i bardziej
natarczywy. Zeszła z parapetu, uświadamiając sobie, że cały dzień miała na
sobie piżamy i ruszyła w kierunku drzwi. Zerknęła przez wizjer – po drugiej
stronie stała Hanna – przekręciła zamek i wpuściła Rudą do środka.
- Idziesz już spać? – zapytała, odkładając torebkę na
szafkę przy drzwiach, jednocześnie mierząc przyjaciółkę od stóp do głowy.
- Tak jakby – bąknęła, obserwując, jak Hania wchodzi
do kuchni, odkłada na blat reklamówkę, którą ze sobą przyniosła i zagląda do
lodówki, uważnie przeglądając jej zawartość – Nie zrobiłam dziś zakupów.
Ruda westchnęła, patrząc, jak w lodówce przyjaciółki
hula wiatr. Panowała tam idealna pustka, nie licząc światła. Czy ona też tak
funkcjonowała ponad roku temu, po śmierci rodziców i Marcina? Zaczęła wyciągać
z torby pudełka i jednocześnie odpowiedziała na niezadane przez Leę pytanie.
- Kupiłam po drodze dwa zestawy dnia u Chińczyka. Sama
jeszcze nie jadłam obiadu, nie miałam czasu. – Chwyciła pojemniki z zupą i
daniem głównym, po czym wyniosła je do salonu i zaczęła ustawiać na stoliku.
Włączyła telewizor i wróciła do kuchni. – Wiem, że od miesiąca niewiele jadłaś
i pewnie zaraz mi powiesz, że nie jesteś ani trochę głodna, ale nie lubię jeść
sama, a od kilku dni jestem do tego zmuszona, bo Julia i Jeremy pojechali na
miesiąc miodowy, zostawiając mnie z Lenny’m, który jest cudownym towarzystwem
do posiłku, o ile jem z nim, siedząc na podłodze. I oczywiście dzielę się z nim
zawartością mojego talerza.
Leah stała i patrzyła, jak Hania przewraca szuflady w poszukiwaniu
sztućców i kiedy już je znalazła, zapytała:
- Idziesz jeść?
- Jasne, idę.
Usiadły i w ciszy, zerkając co chwila na ekran
telewizora zabrały się za jedzenie. Zupa pachniała cudownie, a smakowała
jeszcze lepiej. Po pierwszym kęsie, Leah poczuła, że była potwornie głodna.
Hania odłożyła pusty już pojemnik po zupie i spojrzała
na brunetkę.
- Masz już jakieś plany?
- W związku z czym?
- W związku z Twoim pobytem tutaj. Nie wiem, ciąg
dalszy studiów, praca…
- A Ty miałaś?
Hania doskonale wiedziała, o co chodzi Lei. Tom
powiedział na weselu, że chłopaki domyślili się, że jej rodzice nie żyją, więc
na pewno Georg powiedział o wszystkim brunetce.
- Miałam – pokiwała głową, biorąc do ręki pudełko z
daniem głównym. – Miałam dokładnie to samo zajęcie, co teraz. Praca, ciągły
bieg, szukanie zajęcia, długie spacery, najlepiej z psem, bo wtedy człowiek
myśli tylko o tym, że trzeba iść szybko, bo Lenny musi się wybiegać… - urwała,
zamyślając się. W końcu spojrzała na przyjaciółkę i powiedziała: – Byłam tam,
Leah. Byłam w tym samym piekle, w którym teraz jesteś.
- Jak z niego wyszłaś?
- Czasem myślę, że nadal w nim jestem. I dlatego
dzisiaj do ciebie przyszłam, żeby pokazać ci, że nie zawsze tak bardzo boli, że
są dni, kiedy boli mniej.
Leah wstała i zaczęła przeszukiwać szafki w kuchni. W
końcu trafiła na butelkę wina. Chwyciła jeszcze dwa kieliszki i korkociąg, po
czym wróciła do pokoju, pytając:
- Myślisz, że mogę tak po prostu przejść do porządku
dziennego z tym, że już go nie ma? – odkorkowała butelkę i napełniła do połowy
naczynia czerwonym płynem, po czym otworzyła pudełko z drugim daniem. – Dziwnie
to zabrzmiało, to dopiero miesiąc, a ja już tak mówię.
- Kochałaś go, ale nie zawrócisz czasu, mimo, że
bardzo byś chciała. Nawet gdybyś wybrała wtedy inną drogę… - urwała,
uświadamiając sobie, jak wiele by dała, żeby nie patrzeć na cierpienie
przyjaciółki. Przyszło jej do głowy, że gdyby Tom jej nie odepchnął…
- Nie ma innej drogi. – przerwała jej rozmyślania
Leah. – Muszę się tylko nauczyć, że on już obok mnie nie pójdzie.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć?
- Wiem, i dziękuję Ci za to. Za obiad też, byłam
potwornie głodna.
- A może wprowadzisz się do mnie? Julia i Jeremy wrócą
za dwa tygodnie, a ja i tak większość czasu spędzam w pracy. Miałabyś Lenny’ego
do towarzystwa, mogłabyś z nim chodzić na spacery.
- W sumie… No dobra, pomożesz mi się spakować?
^^^^^^^^^
Nie chciało mu się wierzyć, że na jakiś czas go
zostawia. Wczoraj wieczorem, kiedy pakowała walizkę był skłonny pozwolić jej
wyjechać, ba!, nawet się na to zgodził i zaproponował, że odwiezie ją na
lotnisko. Ale kiedy dzisiaj rzuciła mu kluczyki od samochodu, miał
najzwyczajniej w świecie ochotę spuścić je w toalecie. Jedyne co mógł teraz
zrobić, to patrzeć na nią błagalnie zza kierownicy, kiedy droga była pusta.
- Bill, nie patrz tak na mnie, wiesz doskonale, że
Hanna trzyma dla mnie miejsce i chcę tam jechać. Poza tym zawsze możesz do mnie
przyjechać, więc nie rozumiem twojej rozpaczy.
- Zwyczajnie przyzwyczaiłem się, że zasypiam i budzę
się obok ciebie, jemy razem posiłki. Po prostu, że jesteś ze mną.
Położyła dłoń na jego, kiedy zmieniał biegi i
powiedziała:
- To tylko dwa miesiące, później wrócę do ciebie, albo
ty przyjedziesz do mnie. Mam w Stanach pracę, wiesz o tym doskonale i nie rzucę
jej, bo za długo pracowałam na to, żeby być choreografem. Jesteś dla mnie
najważniejszy, ale taniec to moje życie, więc nie każ mi wybierać.
- Okej, będę o tym pamiętać. Swoją drogą też musimy
kilka rzeczy załatwić, oficjalnie rozwiązać zespół czy coś. Nie chcę tego
robić.
- Nie możecie po prostu zawiesić działalności? Hanna
na przykład zawiesiła swoją karierę na kołku i … - ugryzła się w język,
doskonale wiedząc, że powiedziała za dużo.
- To po co ona poleciała do Stanów? – zerknął na
dziewczynę, jednak ta spojrzała na niego błagalnie. – Słuchaj, już i tak za
dużo powiedziałaś. Nie obchodzi mnie, ile wie Tom albo ile nie wie, ale ja chcę
wiedzieć wszystko.
- Pojechała tam pracować, jako główny choreograf,
odpowiedzialny za tancerzy, nie zbliżający się do parkietu.
- Poczekaj, bo czegoś nie rozumiem. Jak osoba, która
całe życie pracowała na to, żeby tańczyć, mogła tak łatwo z tego zrezygnować?
- Nie wiem, Bill – Danie opadły ręce. – Powiedziała,
że zbyt wiele straciła, myśląc, że życie kręci się wokół jednej rzeczy.
- Zablokowała się. – Powiedział spokojnie Bill i
zamilkł na dłuższy czas.
Dana patrzyła na niego uważnie, bo wiedziała, że nad
czymś się zastanawia i nie chciała mu przeszkadzać. W końcu jednak nie
wytrzymała.
- Co znaczy, że
się zablokowała?
- Kiedy byłem młodszy, jeszcze zanim założyliśmy
zespół i występowaliśmy tylko w garażu, wystąpiłem w programie telewizyjnym dla
dzieci. Nie wygrałem go, w ogóle bardzo słabo mi poszło i powiedziałem, że już
nigdy więcej nie zaśpiewam.
- Ale co to ma wspólnego z Hanną?
- Kiedy powiedziałem, że już nigdy więcej nie
zaśpiewam, po jakimś czasie moje struny głosowe rzeczywiście odmówiły
posłuszeństwa. Zablokowałem się.
- Jednak jakoś z tego wyszedłeś.
- Bo chciałem. Zrozumiałem, że to może być jedyna
rzecz, która mi w życiu wyjdzie. Wróciłem do nauki i od zera pracowałem z
głosem. Pytanie brzmi, czy Hanna z tego w ogóle chce wyjść.
- Nie ma się czym martwić, na pewno jej przejdzie –
Dana pokiwała głową, jakby chciała samą siebie przekonać, że jej przyjaciółka
wcale nie zrezygnowała z tańca na dobre. – Przecież ona nie przeżyje bez tańca.
- Obyś miała rację.
^^^^^^^^^^
Kiedy tylko Hania wyjechała zabrał się za oglądanie
mieszkań. Chciał zrobić jej niespodziankę i kupić coś tylko dla nich. Miał dużo
czasu, bo jego jedynym zajęciem była dwugodzinna rehabilitacja od poniedziałku
do piątku, resztę dnia miał więc dla siebie. Oglądał zwykłe, małe mieszkania w
spokojnych dzielnicach – tylko takie miejsca go interesowały. Ale dziś… dziś
dostał telefon z podobno najlepszą ofertą, jaką kobieta od nieruchomości
mogłaby mu zaproponować, więc wsiadł do auta i ruszył na spotkanie.
A teraz stał na środku ogromnego, dwupoziomowego
penthouse’u i czuł się, jak w domu. Jedyne, o co się martwił było to, czy Hanna
podzieli jego entuzjazm i czy spodoba jej się tak otwarta przestrzeń –
większość ścian zewnętrznych zastąpiły ogromne okna, na szczęście posiadające
rolety antywłamaniowe.
- I jak się panu podoba? – agentka nieruchomości
obeszła za Tomem cały apartament, wychwalając go pod niebiosa i, co
zaskakujące, mówiąc mu o wszystkich wadach. – Do penthouse’u jest oddzielna
winda, co podnosi poziom prywatności, co było dla pana dość istotne przy
wyborze mieszkania. A gdyby w przyszłości pojawiły się dzieci, wygodniej jest
transportować wózek prywatną windą, niż tłuc się z sąsiadami.
Na słowo „dzieci” Tom zatrzymał się na chwilę i
spojrzał na górne piętro – były tam trzy pokoje. W jednym na pewno będzie
sypialnia, a dwa następne…
- Ma pan do mnie jeszcze jakieś pytania?
Spojrzał na nią, wybity z własnych myśli i zapytał:
- Kiedy mogę podpisać papiery?
^^^^^^^^^^
Kolejne dwa
tygodnie później…
- Bill mówił, że Dana jest potworem dla tancerzy. Użył
nawet stwierdzenia, że jest gorsza od ciebie.
- Ciągle zapominam, że zabiera go na próby.
Bill, jak przewidzieli wszyscy, wytrzymał bez Dany
równy tydzień, po czym spakował się i wyleciał do Stanów najbliższym samolotem.
Sprawiło to radość każdemu, nawet Leah miała ubaw. Hania właśnie wysłuchiwała, czego to Tom
dowiedział się od brata, z nadzieją, że ten nic nie przekaże swojej
dziewczynie. Biedny Bill, nie mógł być w większym błędzie.
- A ty jak się trzymasz, skarbie? – ułożył się na
ogromnej brązowej kanapie, która była jedynym meblem w nowym mieszkaniu, do
którego powoli zaczynał się przyzwyczajać, jednak kiedy tylko próbował tam
zasnąć, ogarniała go kompletna bezsenność i wracał do mieszkania zespołu. Nawet
obecność Scotty’ego mu nie pomagała. – Mam nadzieję, że nie zamęczasz grupy.
- Nie – przełknęła ślinę, starając się być jak
najbardziej wiarygodna. Nie chciała go okłamywać, ale nie miała też zamiaru
wpędzać go w poczucie winy, a to by się stało, gdyby powiedziała mu, że została
głównym choreografem, co nie do końca było zajęciem związanym z parkietem. – Co
nie zmienia faktu, że siedzę tu do późna.
- Gdybym przyjechał, nie pozwoliłbym Ci tyle pracować.
– wymruczał niskim głosem.
- Bardzo bym chciała, żebyś mnie powstrzymywał od
pracy, wiesz? Ale są rzeczy ważniejsze. Przecież nie możesz teraz przerwać
rehabilitacji. Jak się czujesz? Jak ci idzie?
- Idzie mi coraz lepiej – usłyszała zadowolenie w jego
głosie i uśmiechnęła się. – Coraz mocniej ściskam palce, mam pewniejszy uchwyt.
Jak wrócisz za miesiąc, będę mógł cię już nosić na rękach bez obawy, że ręka mi
ścierpnie.
- Trzymam cię za słowo, kochanie.
- Jak tylko koncerty się skończą przyjedziesz? Mam dla
ciebie niespodziankę. Taki drobiazg.
- Wiesz, jak kocham niespodzianki – westchnęła
teatralnie, a on uśmiechnął się, przymykając oczy i wyobrażając sobie jej twarz
w tej właśnie chwili. – Ale już nie mogę się doczekać. I ciebie, i twoich
niespodzianek. Pamiętasz, że obiecałeś mi wakacje na Majorce?
- Pamiętam o wszystkim. I wiem też, że nie ruszysz się
nigdzie, gdzie nie ma częstych odlotów, dopóki Julia szczęśliwie nie urodzi.
Dziwne, że jeszcze jajka nie zniosłaś z tego napięcia.
- A spadaj – prychnęła. – Co u Gustava?
- Stwierdził, że na jakiś czas wyjedzie do Berlina, do
siostry. Jakoś mu ciężko w naszym mieszkaniu.
- A wiesz już, co zrobicie z zespołem?
- Bill wyjechał, Gustav też… – Westchnął, kładąc rękę
na ciepłym łbie psa. – Sam nic nie zrobię, poza tym chyba nawet nie chcę.
Gdybym ogłosił publicznie, że to koniec zespołu, zjedliby nas żywcem. Na razie
wszystko tkwi w zawieszeniu, zanosi się na to, że tak zostanie na dłużej.
- Musicie sami zdecydować, uważać na presję prasy, ale
w tym nawet wytwórnia nie może wam pomóc.
- A ty co byś zrobiła?
Długo milczała, odchylając się na wiklinowym fotelu
ustawionym na balkonie. Uświadomiła sobie, że to nie było odpowiednie pytanie
dla niej.
- Ja bym zawiesiła zespół, dzięki czemu zawsze
mogłabym do niego wrócić, kiedyś. Zawieszenie jest jak zostawienie uchylonej
furtki, dobrze mieć jakieś wyjście. Na szczęście dla ciebie, nie musisz sam
podejmować tej decyzji.
- Na szczęście… Dobrze, że już za miesiąc wracasz,
zaczynam wariować bez ciebie. Śmiałem się z Billa, ale teraz już wiem, dlaczego
tak szybko wyjechał.
- To tylko miesiąc, Tom – powiedziała cicho,
wyobrażając sobie, jak głaszcze go po głowie, co bardzo lubił. – Później do
ciebie wrócę. Dobrze wiesz, że zawsze będę do ciebie wracać…
***********
Witajcie!
Wróciłam, wreszcie z czymś
nowym. Być może nie ma tu nic konkretnego, ale tak właśnie miało być, coś
spokojnego, bez zbędnych wynurzeń – na to jeszcze przyjdzie czas.
Kiedy coś nowego – nie mam
pojęcia, ale zapewne szybciej, niż ten rozdział.
Pozdrawiam,
Wildflower.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz