Czekając na coś magicznego
tracimy zwykłe dni.
A prawdą jest,
że to co najpiękniejsze
przychodzi niespodziewanie.
Uwielbiała swoje mieszkanie.
Zarobiła na nie bez pomocy rodziców, którzy bardzo chcieli jej pomóc, jednak
często zdarzało się, że pomoc mylili z niemile widzianą próbą kontroli każdego
jej posunięcia. Dlatego też Dana zaznaczyła wyraźnie, że będzie ich odwiedzać
co niedzielę, a rodzice jeśli chcą, mogą wpadać do niej, ale po uprzednim
telefonie. Cztery kąty nie porywały może przestrzenią, bo nie zależało jej na
tym – przez tyle lat słyszała echo odbijające się od ścian posiadłości rodziców
w New Jersey, co sprawiło, że zrobiła wszystko, żeby od tego uciec.
Na każdej ze ścian wisiały
zdjęcia, które zrobiła, zaraz po przeprowadzce na Manhattan, ukazujące drzewa,
ludzi, znaki… Wszystko, co tak kochała w Nowym Jorku.
Po całym dniu zajęć wzięła
wreszcie wymarzony prysznic – stała długo pod strumieniem wody, która spływała
po jej długich włosach, smukłym ciele… Uwielbiała to robić a po ciężkim dniu to
było jedyne ukojenie. W końcu wyszła spod prysznica, włosy zawinęła w ręcznik a
na nagie ciało założyła gruby szlafrok. Wychodząc z łazienki usłyszała głośne
pukanie.
- Pani Ramirez, jestem pewna, że
i tym razem pani nie zalałam, a muzyka nie dochodzi z mojego mieszkania! –
krzyknęła, powoli zbliżając się do drzwi, bo była pewna, że to sąsiadka z dołu
po raz kolejny przyszła ją o coś oskarżyć. Szczerze nie cierpiała baby, a jej
psa, Otisa, który nawet nie powinien być nazywany psem, bo wyglądem bardziej
przypominał szczura, miała ochotę wrzucić pod pędzący autobus.
Otworzyła drzwi z takim impetem,
że ręcznik, szczelnie zawiązany na głowie, spadł, przez co musiała się
pochylić, żeby go podnieść z podłogi. Już miała zacząć się znowu tłumaczyć, kiedy
do jej uszu doszedł głos:
- Gdybym był na miejscu pani
Ramirez, w życiu nie zawracał bym ci głowy zalanym mieszkaniem, tylko wyszedł z
tobą na kawę.
Podniosła głowę, oniemiała i
spojrzała na mężczyznę, który uśmiechał się do niej szeroko, spod grubego
szalika.
- Bill? A co ty tutaj robisz?
- Stoję. Stoję i pukam. Stoję i
pukam i czekam, aż mi otworzysz. I ewentualnie wpuścisz do środka, bo trochę
niepewnie się czuję na tej klatce schodowej.
Otworzyła szerzej drzwi i
wpuściła go do środka, po czym dokładnie zamknęła drzwi.
- Ale teraz mi powiedz, co ty
tutaj tak naprawdę robisz? Przecież
jeszcze rano miałeś próbę w Nowym Orleanie.
- Wiem, ale jutro mam dzień
wolny, więc postanowiłem zrobić coś zaskakującego i uciec. – Podszedł do niej
bliżej i delikatnie wysunął ręcznik z jej dłoni, po czym odrzucił go na
podłogę. – Poza tym muszę coś naprawić.
- Naprawić co? – zapytała
zaskoczona, ale w odpowiedzi nie usłyszała ani słowa, bo Bill przyciągnął ją
delikatnie do siebie i pocałował w usta.
Odwzajemniła pocałunek, ale po
chwili odsunęła się od niego i zapytała:
- Co to miało być?
- Coś, co powinienem zrobić już
dawno. – zaczął tłumaczyć, zdejmując z siebie kurtkę i buty. – Wiem, że daję
ciała, jako potencjalny chłopak i pewnie bardziej czujesz się, jak moja przyjaciółka,
niż dziewczyna, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że wcale tak nie jest. Mam
zamiar nadrobić wszelkie zaległości, jeśli chodzi o naszą znajomość, która, mam
nadzieję, zaowocuje czymś poważniejszym. I chciałbym dodać jeszcze, że dziś mam
zamiar opowiedzieć ci wszystko, co wiąże się z moim życiem zawodowym i ani
słowem nie wspomnę o dzieciństwie. I wiem też, że za trzy tygodnie kończymy
trasę, ale zwyczajnie nie mogłem już wytrzymać.
- Skończyłeś? – zapytała w końcu
Dana, przekrzywiając zabawnie głowę, przez co jej włosy rozsypały się na
ramionach w kompletnym nieładzie. Chwyciła go za rękę i zaczęła prowadzić w
stronę swojej sypialni.
- Dana? – zapytał zaskoczony. –
Co ty robisz?
- Jest tyle rzeczy, które możemy
robić, nie mówiąc ani słowa – uśmiechnęła się zalotnie i po chwili drzwi
sypialni zamknęły się za nimi.
^^^^^^^^^^^
Od powrotu do hotelu nie mógł
znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, kręcił się po pokoju nie wiedząc, co
mógłby ze sobą zrobić. Dzisiejszy wieczór spędzał w samotności, bo reszta
zespołu miała inne zajęcia: Gustav był tak zmęczony po próbie, że zniknął za
drzwiami swojego pokoju i prawdopodobnie już spał, Tom od rana opowiadał, że
wieczór spędzi, oglądając film „razem z Hanną” przez telefon, a Bill uciekł do
Dany.
Tylko Georg Listing spędzał
wieczór samotnie, bez żadnego planu. Wgapiał się uparcie w telefon, choć
doskonale wiedział, że nikt nie zadzwoni. A na pewno nie ta osoba, na której
najbardziej mu zależało.
Leah.
Mógł w każdej chwili przywołać w
pamięci jej obraz: kolorowe paznokcie, każdego dnia inne, długie, kruczoczarne i
proste włosy, błękitne, duże oczy, długie nogi i zaokrąglona w odpowiednich
miejscach sylwetka. Słyszał w uszach jej lekko zachrypnięty głos, widział
wyraźnie, jak uśmiecha się delikatnie, zupełnie, jakby tłumaczyła coś małemu
dziecku. I te jej krótkie, kolorowe sukienki…
Widział i słyszał wszystko bardzo
wyraźnie, ale nie mógł dotknąć. A tak bardzo chciałby mieć ją teraz przy sobie.
Nie mógł tego jednak zrobić i wiedział doskonale, że rezygnując z walki,
przegrał na starcie. Ale czy miał jakieś szanse w walce o coś, co było
zakazane?
Leah Jost, nieślubna córka ich
managera, była dla niego zakazanym owocem, który musiał zostawić na gałęzi,
mimo, że wielokrotnie wyciągał po niego rękę.
Miał dość ranienia jej, wymykania
się z potajemnym wieczornych spotkań, które kończyły się wczesnym rankiem, bo
nie mogli przestać rozmawiać o błahych, jak i poważnych rzeczach. Unikali
rozmów o przyszłości, bo oboje wiedzieli, że dopóki zespół jest na topie a
David jest ich managerem, nie mogli sobie nawet na to pozwolić.
Gustav, Bill i Tom doskonale
wiedzieli o jego „problemie” i starali się go zawsze kryć, kiedy Jost
niezapowiedziany wpadał do mieszkania w Hamburgu, czy gdziekolwiek indziej,
kiedy Georg był na spotkaniu z Leą. Za każdym razem, cudem udało mu się
wywinąć. Georg był kryty, manager nie miał żadnych pytań. Gdyby nie to, że
reszta zespołu kłamała w żywe oczy, teraz zapewne by go tu nie było.
Nie myślał o niej do momentu,
kiedy Jost poinformował ich, że za trzy tygodnie, kiedy już wrócą do Nowego
Jorku, Leah odwiedzi swojego ojca. Biedny manager, nie miał pojęcia, że za jego
plecami, jeszcze rok temu, rodziło się coś, co mogło przetrwać wszystko.
Teraz miał jej tyle do
powiedzenia, ale wiedział doskonale, że żadne słowa nie zmienią między nimi
nic.
Położył się na łóżku i zapatrzył
w biały sufit, jakby tam miało pojawić się rozwiązanie. W końcu chwycił telefon
i nie zważając na różne strefy czasowe, napisał kilka słów, po czym wysłał
wiadomość, odłożył telefon i poszedł pod prysznic, nie łudząc się nawet, że
otrzyma jakąkolwiek wiadomość. Mimo to postanowił zaryzykować.
„Przypomnisz mi,
kim naprawdę jestem? Wróć, L. Wróć do mnie.”
^^^^^^^^^^^
- Ale poważnie, naprawdę nigdy
nie masz tremy?
Leżeli nadzy pod cienką kołdrą,
na łóżku i rozmawiali od dobrych kilku godzin. Dana ułożyła głowę na ramieniu
Billa, a ten wodził palcem po jej twarzy i ciele, odpowiadając cierpliwie i
szczegółowo, na każde pytanie, dotyczące jego życia zawodowego.
- Teraz trema trwa ułamek
sekundy. Jeszcze zanim wyjdę na scenę, zamykam na chwilę oczy i przypominam
sobie, że przecież tego właśnie chciałem, każdy z nas tego chciał, mimo różnego
rodzaju konsekwencji. Trema mija, zaczyna się koncert, hałas… Bo przecież tego
właśnie chciałem.
- Nie mówisz tego, jak ktoś
szczęśliwy – zauważyła Dana, obserwując, jak chłopak posępnieje.
- Na początku to było cudowne, z
resztą koncerty cały czas są wspaniałe. Ale mam na myśli resztę naszego życia.
A właściwie jego brak. Brak spokoju, prywatności. Sama widzisz, jak to wygląda
– musiałem uciec w trakcie trasy, ukrywać się, żeby cię zobaczyć. Ale nie
żałuję tego, bo to jedna z najlepszych chwil w moim życiu, od kiedy cały ten
cyrk ruszył. A jak było z tobą? Kiedy postanowiłaś zacząć tańczyć i żyć na
własny rachunek?
- Moi rodzice zawsze chcieli,
żebym grała na skrzypcach, i kiedy skończyłam siedem lat zapisali mnie na
zajęcia. Szybko jednak zrozumiałam, że to nie jest moja bajka. W pobliżu szkoły
muzycznej odbywały się zajęcia baletowe i, cóż, kariera skrzypaczki nie była mi
pisana. Kiedy sprawa się wydała, moi rodzice, jak to mają w zwyczaju,
powiedzieli, że bardzo ich zawiodłam, zmarnowałam ich pieniądze, i tak dalej. A
mnie nawet nie było żal.
- Dlaczego?
- Moi rodzice myśleli, że
wychowają sobie robota, który podoła ich niespełnionym marzeniom. A, że jest
ich stać na wszystko, mieli nadzieję, że prezentami zdołają mnie nakłonić do
wszystkiego.
- Nie dałaś się, jak widzę.
- Byłam modelem próbnym, dlatego
powołali do życia robota idealnego – moją młodszą siostrę, która spełnia ich
wszystkie oczekiwania i w dodatku jest słodka i urocza. Ale ją kocham, to w
końcu moja siostra. A zaczęłam żyć na własny rachunek, bo miałam dość. Dość
wielkiej i pustej rezydencji rodziców, pełnej staroci, pozbawionej życia.
Zwyczajnie uciekłam od tego wszystkiego. Uciekłam, bo chciałam im i pewnie też
sobie samej udowodnić, że potrafię sobie poradzić.
- I co? – Bill spojrzał na nią tak, że z
wrażenia zapomniała, o czym rozmawiali. – Radzisz sobie?
„Wdech, wydech, wdech, wydech…
Oddychaj do diabła!!!” – powtarzała sobie w myślach. Nie wiedziała dlaczego,
tak na nią działa jego spojrzenie.
- Jak widzisz, tak. Mam własne
mieszkanie, pracę, rodziców odwiedzam co niedzielę, nie muszę nikogo prosić o
pozwolenie na cokolwiek… Mam dwadzieścia
dwa lata i od ponad roku daję radę. Czasem tylko dziwnie się czuję w pustym
mieszkaniu, ale pani Ramirez przypomina mi, że jednak nie jestem tu sama. –
dodała, wzruszając ramionami.
Co było w tej dziewczynie, że nie
mógł przestać na nią patrzeć? Co w niej było takiego, że nie mógł przestać jej
słuchać? Rozmawiali już tak długo, a tematy przychodziły same… Na samą myśl, że
rano będzie musiał wracać do Nowego Orleanu robiło mu się źle, ale pocieszał
się tym, że za trzy tygodnie do niej wróci.
- Wiesz co? – postanowił zmienić
temat. – Za trzy tygodnie wracamy do Nowego Jorku i tutaj będziemy grać ostatni
koncert. Co byś powiedziała na to, żeby się na nim pojawić? Razem z Hanną
dostaniecie wejściówki, a jak ruda dobrze zagada do naszych ochroniarzy, to
może i za kulisy was wpuszczą.
- I gdzie miałabym niby stać? W
pierwszym rzędzie, razem z resztą piszczących wariatek?
W jej głosie rozpoznał zazdrość i
zaśmiał się głośno.
- Zawsze możesz piszczeć razem z
nimi.
- Ja? Ja miałabym piszczeć na
koncercie Tokio Hotel? Niedoczekanie twoje.
Bill spojrzał na nią figlarnie.
- Zawsze możesz zacząć piszczeć
teraz! – krzyknął i zaczął ją łaskotać.
- Nie, Bill, proszę! –
zapiszczała głośno, broniąc się przed torturami.
Śmiali się i rozmawiali jeszcze
długo, później zasnęli, niewiadomo kiedy, obejmując się mocno.
^^^^^^^^
- Georg?
Tom zaraz po obejrzeniu filmu
pożegnał się z Hanną i postanowił sprawdzić, co robi reszta. Zajrzał do
Gustava, ale ten spał twardo od powrotu do hotelu. Ostatnio perkusista był
wyjątkowo zmęczony, dużo spał, był małomówny. Wszyscy zwalali to na
przemęczenie, które każdemu z osobna dawało się we znaki.
Widząc nikłe światło pod drzwiami
basisty wszedł bez pukania, ale na pierwszy rzut oka, nikogo w pokoju nie było.
Lampka nocna oświetlała słabym światłem cały, niewielki pokoik. Dopiero ruch
firanki zdradził, gdzie schował się Georg.
- Tu jesteś – uśmiechnął się
uradowany, ale radość zniknęła z jego twarzy, kiedy zobaczył jednego ze swoich
przyjaciół z miną zbitego psa. – Co jest?
- Za trzy tygodnie Leah
przyjeżdża zobaczyć się z Jostem – oznajmił bezbarwnym głosem Georg, opierając
się plecami o balustradę. – Przecież też byłeś przy tym, jak David to ogłaszał.
- Kiedy skończył mówić o tym, że
za trzy tygodnie mamy dać czadu w Nowym Jorku, zwyczajnie się wyłączyłem –
przyznał szczerze. Sięgnął do kieszeni po papierosy i zapalniczkę, odpalił
jedną z białych rurek. – Porozmawiasz z nią? Czy gdzieś uciekniesz? – zapytał
bez żadnych wstępów. Ich przyjaźń właśnie na tym polegała: pytasz o wszystko,
bez kolorowych ramek.
- Pytanie raczej powinno brzmieć:
czy to ona będzie chciała ze mną rozmawiać? Tylko, co ja miałbym jej
powiedzieć? Wiesz doskonale, że od zeszłego roku nic się nie zmieniło. Jost
jest w dalszym ciągu naszym managerem i obowiązuje nas umowa.
- Umowa to przy Davidzie mały
pryszcz.
- I bez tego czuję się już podle.
- Wybacz, stary – Tom klepnął
Georga w ramię. – Ale na twoim miejscu zaryzykowałbym.
- Ja mam ryzykować? Przecież Jost
mi nogi z dupy powyrywa, jak się dowie. Przecież to jego córka. Już myślałem,
że to ty będziesz pierwszym, którego uszkodzi, po tym, jak dowiedział się, że
masz dziewczynę. Dobrze wiesz, że jeśli wytwórnia się dowie o Hannie, masz
przechlapane. A co dopiero ja.
- Jest między nami znacząca
różnica, bo Hanna nie jest spokrewniona z nikim, z kim wiąże nas umowa. Ale i
tak bym zaryzykował. A Jost jakoś się z tym pogodzi, to duży chłopiec.
- A co u Hanny? – basista
postanowił zmienić temat.
- O, stary – Tom westchnął
głośno. – Mam kilka newsów i aż mnie pali od środka, żeby z kimś się nimi
podzielić.
- Potrzebuję zmiany tematu,
dawaj.
- Chodź do barku, bo
prawdopodobnie Andrea znowu wraca do gry, a ja nie mam zamiaru opowiadać ci o
tym na trzeźwo.
Ruszyli w stronę improwizowanego
salonu i Tom otworzył barek, po czym nalał do szklanek bursztynowego płynu.
Podał jedną z nich Georgowi, który zapytał:
- To co chodzi z Andreą?
- Pamiętasz, jak rozstałem się z
Hanną, po tym, jak zobaczyłem u niej tego lalusia, Jasona? Informacje z dobrego
źródła głoszą, że nasza czarna wdowa zaprzyjaźniła się z nim, mimo, że dawniej
nie mogli na siebie patrzeć. A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze?
Jason ma żal do Hanny, za to, że go spławiła, a Andrea… Z resztą sam wiesz, co
Andrea ma do mnie. A teraz wyobraź sobie, że jakimś cudem dowiedzą się o nas.
- Dodając dwa do dwóch wychodzi
niezły bigos. Ale przecież nie mają jak się o was dowiedzieć. Jesteście
ostrożni do bólu.
- Więc musimy być ostrożniejsi
jeszcze bardziej.
- I to jest straszne w naszej
pracy, nie możemy zrobić nic, bez wywoływania fali w mediach. Mam tego ostatnio
po dziurki w nosie. Gdyby nie ten cały szum, pewnie mógłbym być z…
- Gdyby nie ten cały szum, pewnie
nigdy byś jej nie poznał – przerwał mu Tom. – Z resztą, gdyby nie to, ja nie
poznałbym Hanny.
- I tak oto błędne koło się zamyka. –
podsumował Georg, pochmurniejąc jeszcze bardziej.
Długo siedzieli w milczeniu, ale
po kilku dolewkach szkockiej i obejrzeniu jakiegoś głupiego reality show w
telewizji ich humory były na tyle poprawione, że kładli się do łóżek z
uśmiechami na twarzach…
^^^^^^^^^
Bill, wychodząc następnego dnia
rano z mieszkania Dany, rozejrzał się dookoła, naciągnął kaptur kurtki
jeszcze mocniej na głowę, i kiedy tylko pojawiła się taksówka z Kevinem, która
miała zawieźć ich na lotnisko, wskoczył do niej, po czym odjechali.
- Wiesz dobrze, czego teraz będę
od ciebie chciał? – odezwał się Kevin, patrząc na wokalistę znacząco.
- No dobra – Bill westchnął
teatralnie. – Miesiąc urlopu, za każdy, mój i Toma, głupi wybryk, za każde
potajemne spotkanie. Ale potem wracasz do nas szczęśliwy i bez słowa skargi
chronisz nas dalej.
- Uwielbiam robić z tobą
interesy, Czarny – rzucił tylko ochroniarz, z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
Jechali dalej i żaden z nich nie
zobaczył nic niepokojącego. Zapowiadał się spokojny powrót do pracy…
*********
No to jestem.
Postanowiłam odrobinę poszerzyć
fabułę, żeby nie było, że w zespole są tylko Tom i Bill – mam nadzieję, że Wam
się to podoba. Czekam na wasze opinie.
No i oczywiście, liczę na szczere
komentarze.
Pozdrawiam,
Wildflower :)
P.S.: Dzięki, Silver, że zauważyłaś ten błąd :)
P.S.: Dzięki, Silver, że zauważyłaś ten błąd :)
Mi bardzo się podoba. :) Jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek miłości Georga. Że też musiał zakochac się w córce menadżera... Brakowało mi trochę Toma i Hani, ale przecież są szczęśliwą parą i po prostu oglądają sobie filmy na komputerze. ;) Póki co Bill radzi sobie lepiej z Daną, niż Tom z Hanią. W ostatnim fragmencie chyba zrobiłaś błąd. Bill był u Dany a rano wychodzi z mieszkania Andrei. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny :)
Poprawiłam się :)
UsuńDrobiazg, ledwo widoczny. Każdemu się zdarza. ;) u mnie pojawił się 1 rozdział. zapraszam. :)
UsuńMiesięczny brak internetu robi swoje ;/, ale nadrabiam zaległości ^^
OdpowiedzUsuńW końcu pojawiają się pozostali członkowie. Biedny Georg. Nie wiem czemu, ale czytając fragment o nim przypominał mi się od razu Gerelt. Jakieś kurde skrzywienie umysłowe ;P.
Bill w końcu doszedł do ostatniej bazy, choć pewnie gdyby nie Dana, nadal siedziałby w salonie i gadał :D Ale i tak go lubię ^^
Brak Toma i Hani też jest dobry, bo można sobie od nich odpocząć.
Czytając kolejne rozdziały czuję się jakbym znowu oglądała 2 sezon "BrzydUli", to znaczy odcinki są fajne i wciągające, ale ja niecierpliwie czekam na wielki finał, kiedy to będzie finałowa scena pocałunku Marka i Uli. Tutaj tak samo czytam z przyjemnością, ale dosłownie nie mogę się doczekać, jak to wszystko się skończy. I w przeciwieństwie do serialu, w którym oczywistą oczywistością był happy end, tutaj nie jestem tego wcale pewna.
Pozdrawiam cieplutko^^
Coś mnie tknęło i dodałam nowy rozdział, zapraszam^^
UsuńSerdecznie zapraszam na 3 rozdział na the-night-visions.blogpsot.com ;)
OdpowiedzUsuńHej, zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńKobieto, kiedy do nas wrócisz? Ja tu już z kolejnym rozdziałem przybywam, a Ciebie ani widu, ani słychu.
OdpowiedzUsuńBTW Śliczne zdjęcie Leah. Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać wątku z nią!